Premier: nie uda się mnie namówić na duszenie inflacji przez bardzo wysokie bezrobocie

2022-10-21 06:54 aktualizacja: 2022-10-21, 11:02
Mateusz Morawiecki. Fot. PAP/Paweł Supernak
Mateusz Morawiecki. Fot. PAP/Paweł Supernak
Jeśli ktoś chce mnie namawiać na duszenie inflacji poprzez bardzo wysokie bezrobocie, to mu się to nie uda; rząd PiS poradził sobie z tym problemem i nie chcemy dopuścić do tego, aby on znów zajrzał do polskich domów - powiedział w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną" premier Mateusz Morawiecki.

W rozmowie z premierem Morawieckim dziennikarze "DGP" wskazali, że inflacja, nawet importowana, zamienia się w inflację bazową, a ta jest dziś w Polsce bardzo wysoka. Podkreślili, że rząd powinien wspomagać Radę Polityki Pieniężnej (RPP) swoją polityką fiskalną, bo RPP do tej pozy podnosiła stopy procentowe, natomiast polityka fiskalna rządu była jeśli nie luźna, to co najmniej bez zacieśnienia.

"Inflację jest bardzo łatwo zdusić, tak jak ją dwa razy dusił Balcerowicz w latach 90. i 2000., a potem Donald Tusk. Otóż za każdym razem prowadziło to do kilkunasto- albo nawet ok. 20-proc. bezrobocia. Jeśli ktoś chce mnie namawiać na duszenie inflacji poprzez bardzo wysokie bezrobocie, to mu się to nie uda. Rząd PiS poradził sobie z tym problemem i nie chcemy dopuścić do tego, aby on znów zajrzał do polskich domów. Dlatego gramy na wielu fortepianach. Z jednej strony będziemy zacieśniać politykę fiskalną, a z drugiej przekazujemy dodatki dla najbardziej potrzebujących grup społecznych i dalej zamierzamy tak działać" - odpowiedział szef rządu.

Premier: walka z inflacją musi się odbywać poprzez odpowiedni miks polityki fiskalnej, monetarnej i regulacyjnej

"Walka z inflacją musi się odbywać poprzez odpowiedni miks polityki fiskalnej, monetarnej i regulacyjnej. Jeśli regulacyjna się zaostrza (a w wielu miejscach jest zaostrzona, chociażby na rynkach finansowych), jeśli polityka pieniężna jest restrykcyjna, to polityka fiskalna nie może być skrajnie zacieśniona, bo doprowadzi się do gwałtownego zdławienia wzrostu gospodarczego i bardzo szybkiego przyrostu bezrobocia" - dodał.

Pytany, czy inflacja nie jest o wiele większym zagrożeniem niż bezrobocie, jako że mamy dziś inną sytuację demograficzną i gospodarkę niż 30 lat temu, premier powiedział: "Niekoniecznie tylko 30 lat temu, jeszcze w 2013 r. za Donalda Tuska bez pracy było ponad 2,3 mln osób, a bezrobocie zmierzało w kierunku 15 proc. Więc to jest całkiem niedawna historia".

"Powiem tak: poza dodatkami, które do tej pory zrealizowaliśmy, zamierzamy walczyć z inflacją poprzez ograniczanie cen energii elektrycznej, ograniczanie cen paliw, zmniejszenie presji inflacyjnej w wielu sektorach gospodarki zależnych od różnych surowców. Weźmy przykład cen żywności — ich głównym składnikiem są nawozy pochodzące z energochłonnego przemysłu. Poza tym proszę popatrzeć na planowany deficyt budżetowy. Mamy do czynienia z odpowiedzialną polityką fiskalną" - dodał.

Na uwagę, że są wysokie transfery: 14. emerytura, dodatki węglowe i wydatki na uzbrojenie nawet w wysokości 5 proc. PKB, co obciąża cały sektor finansów publicznych, Morawiecki powiedział, że "mamy kilka elementów pomieszanych ze sobą".

Szef rządu: będę się starał nie tylko trzymać finanse publiczne w ryzach

"Jeżeli (np. wydatki na zbrojenie) są w ogromnym stopniu przeznaczane na zakup najnowocześniejszej broni za granicą, to mamy do czynienia z zadłużeniem finansów publicznych, ale nie impulsem inflacyjnym. Jeżeli mówimy o polityce fiskalnej, to najlepszą jej miarą są deficyt, dług publiczny i stabilność polityki, jaką widać w tych parametrach. Zakładając konserwatywnie, że w przyszłym, bardzo kryzysowym roku nasz deficyt nie będzie o wiele większy niż w tym, to oznacza, że będzie mniejszy niż w roku 2020, gdy wyniósł 6,9 proc. PKB. Jeśli zestawimy te wartości ze sobą, to widać, że ten konserwatywny deficyt w przyszłym roku utrzymany jest całkiem przyzwoicie w ryzach" - przekonywał szef rządu.

Dziennikarze przytoczyli zarzuty ekonomistów, że w ostatnich latach coraz większa część wydatków państwa znalazła się poza budżetem i kontrolą parlamentu, "za to w siłę rośnie Polska funduszowa".

"Rozumiem, że chodzi o ekonomistów szkoły Balcerowicza, zaangażowanych politycznie turboliberałów. Uczciwiej byłoby powiedzieć, że zarzucają mi to politycy PO. Chciałbym zapytać tych ekonomistów, co zrobiliby na miejscu rządu w pierwszych miesiącach pandemii, kiedy firmy potrzebowały tlenu w postaci tarczy antykryzysowej. Właśnie do interwencji w takich sytuacjach zostały powołane PFR, Bank Gospodarstwa Krajowego. Te pieniądze są wydawane jednocześnie szybko, zgodnie z wyzwaniami chwili, jak i transparentnie. W przeciwieństwie do tego, co robił rząd PO-PSL, który po kryzysie w 2008 r. stosował kreatywną księgowość łącznie z umorzeniem obligacji należących do OFE" - mówił premier.

Premierowi wskazano, że koszty obsługi długu w przyszłym roku wzrosną dwukrotnie - do 66 mld zł - i dotyczy to obligacji skarbowych, a nie długu zaciąganego np. za pośrednictwem BGK. Podkreślono, że niektórzy ekonomiści biją na alarm.

"Owszem, bardzo mnie to niepokoi i dlatego będę się starał nie tylko trzymać finanse publiczne w ryzach, lecz także w taki sposób komunikować się z rynkami finansowymi, aby widziały, że w średniej perspektywie będzie dochodziło do ograniczenia deficytu budżetowego i do zmniejszenia długu publicznego w proporcji do PKB. Zresztą nawet w przyszłym roku, przy założonym deficycie, dług do PKB ma zmaleć" - powiedział premier. (PAP)

dsk/