Jak wskazało WHO podczas Światowego Dnia Zdrowia Psychicznego, który w tym roku przypadł w październiku, rosnące nierówności społeczne i ekonomiczne, przedłużające się konflikty, przemoc oraz sytuacje zagrożenia zdrowia publicznego dotykają obecnie całe populacje, "zagrażając postępowi w kierunku poprawy dobrostanu psychicznego".
Zdaniem WHO, rządy powinny wzmocnić opiekę w zakresie zdrowia psychicznego, tak aby "pełne spektrum potrzeb w tym zakresie zostało zaspokojone poprzez umożliwienie dostępu do wysokiej jakości świadczeń opieki psychiatrycznej". Światowa Organizacja Zdrowia obserwuje narastający problem i zamierza wyjść z kampanią skupiającą się wokół tematu zdrowia psychicznego przyznając temu status "globalnego priorytetu".
Psychiatra: nasze poczucie bezpieczeństwa zostało zaburzone
W rozmowie z PAP.PL prof. dr hab. n. med. Robert Pudlo ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego ocenił, że w wyniku pandemii Covid-19, wojny w Ukrainie, inflacji nasze poczucie bezpieczeństwa zostało zaburzone. Zaznaczył, że „z pewnością wszystkie te czynniki mają negatywny wpływ na zdrowie psychiczne Polaków”.
Jak tłumaczył profesor, zaburzenia psychiczne ujawniają się dopiero po pewnym czasie. Ludzie posiadają pewne zasoby adaptacyjne, które pozwalają funkcjonować dobrze, a nawet bardzo dobrze na początku sytuacji stresowej. Po dłuższym czasie trwania stresu, zasoby adaptacyjne się wyczerpują, wówczas pojawiają się pierwsze objawy zaburzeń psychicznych.
„Często w kontekście zachorowalności na choroby psychiczne mówi się o dzieciach, młodzieży oraz osobach starszych. Należy jednak zwrócić uwagę na młodych dorosłych, czyli osoby w wieku produkcyjnym, osoby czynne zawodowo, których możliwości adaptacyjne są co prawda większe, ale nie nieograniczone” – wskazał specjalista.
Jak dodał, pokolenie osób przed 40. roku życia zostało wychowane w świecie względnie bezpiecznym i stabilnym; nie doświadczyło komunizmu, nie pamięta perturbacji związanych z hiperinflacją.
„Wiek do 40. roku życia to okres, w którym zgodnie ze społecznymi normami i oczekiwaniami, należy się dorobić, ustatkować, założyć rodzinę, zapewnić jej poczucie stabilizacji. Osoby w tym wieku są motywowane poczuciem odpowiedzialności. Stres i odczuwalna presja często powoduje, że u osób w tym wieku też mogą się pojawić różne zaburzenia psychiczne” – powiedział prof. Pudlo.
Ekspert zwrócił uwagę, że zaburzenia, które utrudniają normalne funkcjonowanie, które na co dzień są uciążliwe, młodzi dorośli często bagatelizują i odwlekają decyzję o zgłoszeniu się po pomoc do specjalisty. „Są to osoby silne, z dużymi możliwościami adaptacyjnymi, mają jednak tendencję do lekceważenia zjawisk, które obserwują we własnym organizmie. Są przekonani, że muszą wytrzymać, że muszą sami ze wszystkim sobie poradzić. Osoby młode, które na co dzień dobrze funkcjonują zawodowo, mają swego rodzaju poczucie niezniszczalności. Reprezentują postawę, że poradzą sobie z każdą sytuacją, a gorsze samopoczucie tłumaczą chwilową niedyspozycją” – powiedział psychiatra.
„Młodzi dorośli są w stanie z tymi objawami funkcjonować bardzo długo. Trwają w nich. Niekiedy dopiero po wielu latach zgłaszają się po pomoc. Jest to niestety częste zjawisko” – wskazał specjalista.
Odnosząc się do osób powyżej 60. roku życia profesor wskazał, że ta grupa wiekowa ma z kolei mniejsze poczucie „niezniszczalności”, „daje sobie prawo, by chorować i tę chorobę dostrzec”.
„Takie osoby nieco chętniej zgłaszają się na terapię, i długo nie zwlekają z tą decyzją. To nie znaczy, że są bardziej odporni. Nie ma grupy, która byłaby odporna na czynniki stresogenne” – podkreślił psychiatra.
Coraz więcej osób cierpi z powodu długotrwałych skutków Covid-19
Prof. Pudlo przypomniał również, jak duży wpływ na zaburzenia psychiczne ma wciąż pandemia Covid-19.
Według szacunków WHO, już przed pandemią w 2019 r. jedna na osiem osób na świecie żyła z zaburzeniami psychicznymi. Pandemia Covid-19 pogłębiła jednak ten stan doprowadzając do globalnego kryzysu zdrowia psychicznego, czego skutkiem są krótko- i długoterminowe zaburzenia psychiczne, z którymi zmagają się miliony ludzi na całym świecie. W pierwszym roku pandemii nastąpił wzrost zarówno zaburzeń lękowych, jak i depresyjnych o ponad 25 procent.
„Ograniczenia, poczucie niestabilności, poczucie lęku przed chorobą, inwalidztwem, śmiercią towarzyszyły nam na początku pandemii i w trakcie tych najbardziej niebezpiecznych fal zakażeń. Teraz zauważalny jest bardzo duży odsetek osób, które cierpią z powodu długotrwałych skutków Covid-19. Dotyczy to nie tylko strefy fizycznej, związanej m.in. z długotrwałym osłabieniem lub upośledzeniem układu oddechowego. Dotyczy to także sfery psychicznej, a zaburzenia, które obserwowaliśmy wcześniej, tj. zaburzenia snu, problemy z koncentracją , spowolnienie tempa procesów poznawczych, mają tendencję do 'przewlekania się'" - mówił specjalista.
„Wirus SARS-Cov-2 cechuje pewien neurotropizm, tzn. atakuje struktury układu nerwowego, wpływa też na stan układu krążenia, szczególnie na drobne naczynia, czyli te które decydują m.in o ukrwieniu mózgu. Skutkiem tego jest bardzo duża grupa osób, która przeżywa przewlekłą dysfunkcję w zakresie funkcji poznawczych” – tłumaczył.
„Stan psychiczny i somatyczny są ze sobą ściśle powiązane. Obecnie mówi się bardzo wyraźnie o tym, że znaczna część zaburzeń psychicznych ma tło zapalne, tj. przewlekłe procesy zapalne toczące się w organizmie wpływają na stan psychiczny – powodują zaburzenia emocjonalne, takie jak lęk, bezsenność, depresja” – wyjaśnił psychiatra.
"Istnieje szereg nierozpoznanych zaburzeń psychicznych"
Prof. Pudlo odniósł się również do działalności Centrów Zdrowia Psychicznego, których założeniem, jak zaznaczył, jest „przesunięcie ciężaru leczenia z dużych szpitali psychiatrycznych na mniejsze ośrodki, bliższe miejscu zamieszkania”.
Jak wskazał ekspert, reforma psychiatrii, w tym zasadność utworzenia CZP zakłada, że „chory powinien leczyć się w środowisku”. Profesor obawia się jednak, że zbyt szybko może dojść do znacznego zredukowania liczby miejsc w szpitalach dla pacjentów, którzy wymagają opieki całodobowej.
W ocenie specjalisty, właściwym działaniem byłoby rozwijanie centrów bez jednoczesnej likwidacji miejsc na oddziałach psychiatrycznych. „Inwestujmy w Centra Zdrowia Psychicznego, obserwujmy ich rozwój i poczekajmy, czy i kiedy zapotrzebowanie na miejsca szpitalne się zmniejszy. Redukcję miejsc szpitalnych rozłóżmy na lata, pozwólmy, aby działo się w sposób naturalny, samoczynny” – powiedział profesor.
Zwrócił również uwagę, że zaburzenia psychiczne są „niedorozpoznawalne”, tzn. istnieje szereg niezaspokojonych potrzeb i szereg niezdiagnozowanych zaburzeń. Pomóc w ich wykryciu mogą właśnie Centra Zdrowia Psychicznego.
Zdaniem prof. Pudlo, przy prawidłowo działającej opiece środowiskowej istnieje szansa, że wzrośnie liczba wykrytych – a więc i leczonych - zaburzeń psychicznych. „W okresie przejściowym trzeba się liczyć nawet ze zapotrzebowaniem na łóżka w szpitalach ” – zauważył ekspert.
„Efekty będę widoczne ale nie pojawią się szybko. Poczekajmy, aż zapotrzebowanie na łóżka szpitalne spadnie. Jeżeli tak się stanie, będzie to oznaczało, że CZP spełniły swoją rolę i pomogły pacjentom na wczesnym etapie choroby. Wtedy będzie można bezpiecznie zmniejszać liczbę miejsc w szpitalach” – tłumaczył prof. Pudlo.
W ocenie profesora należy informować ludzi o funkcjonowaniu centrów, uświadamiać, że ośrodki nie zwlekają z pomocą, działają kompleksowo i skutecznie, jednak na konkretne efekty działania centrów trzeba poczekać. „Każdy proces potrzebuje czasu, a chorzy, którzy wymagają hospitalizacji, powinni niezwłocznie ją otrzymywać”- powiedział.
Czeka nas wielki kryzys zdrowia psychicznego?
Na pytanie, czy czeka nas w Polsce wielki kryzys związany z zaburzeniami psychicznymi, specjalista wskazał, że na oceny jest na razie za wcześnie. „Trzeba się z tym liczyć. Najpewniej problem będzie narastał w czasie” – stwierdził prof. Robert Pudlo. (PAP)
Autorka: Milena Motyl
mmi/