Fotoreporter PAP: Odessa jest pogrążona w ciemności, a osiedla wyją od generatorów prądu

2023-01-04 16:14 aktualizacja: 2023-01-05, 09:52
Odessa po zmroku. Fot. PAP/Leszek Szymański
Odessa po zmroku. Fot. PAP/Leszek Szymański
W Odessie cały czas jest problem z dostawami prądu, a miasto jest pogrążone w ciemności. Kiedy prąd jest wyłączony, to mieszkańcy ratują się generatorami, które wystawiane są na ulice czy balkony - powiedział fotoreporter PAP Leszek Szymański przebywający obecnie w Ukrainie.

Szymański w rozmowie z PAP.PL podkreślił, że w Odessie cały czas nie działa oświetlenie miejskie.

"Jak przyjechałem do miasta 29 grudnia, to zaraz w obiekt infrastruktury krytycznej uderzyła rakieta i od tego czasu miasto cały czas boryka się z dostawami prądu. Z uwagi na przerwy w dostawach prądu oraz konieczność oszczędzania energii elektrycznej nie działa miejskie oświetlenie" - powiedział i zaznaczył, że "miasto jest pogrążone w ciemnościach".

Do oświetlenia drogi przechodnie wykorzystują głównie latarki, lampki ledowe i telefony komórkowe. Nie działają też latarnie.
"Poszczególne bloki, domy, osiedla mieszkaniowe na zmianę są przyłączane do sieci energetycznej. Raz w jednym bloku jest prąd, a za chwilę w kolejnym i tak na zmianę" - wyjaśnił.

Dodał, że kiedy prąd jest wyłączony, to mieszkańcy ratują się generatorami, które wystawiane są na ulice czy balkony.
"Przez to jest bardzo duży hałas na ulicach, ulice i osiedla wyją od generatorów. Kiedy prąd jest przywracany, to generatory są chowane" - powiedział.

Przypomniał, że to, czy jest prąd czy go nie ma zależne jest od nalotów. "Teraz, od kilku dni jest prąd w domach, ale kiedy przyjechałem 29 grudnia to przez kilka dni wyłączano prąd na noc, od północy do piątej rano nie było w ogóle prądu" - zaznaczył.

W mieście w 70 proc. nie działają szkoły, a lekcje odbywają się w systemie online. "Ludzie boją się wysyłać dzieci do szkoły, ale jak nie ma prądu, to i szkoły online nie ma. Mam tu kolegę, który przyniósł sobie akumulator samochodowy do domu, aby móc podłączyć laptopa i pracować" - dodał.

Według Szymańskiego, mimo wojny, życie toczy się dalej. "Ludzie próbują żyć normalnie, chodzą do pracy, otwarte są sklepy, kawiarnie, punkty usługowe" - stwierdził i zaznaczył, że "mieszkańcy są zmęczeni, chcą żyć normalnie, ale jednak cały czas podkreślają, że są zmęczeni tą wojną".  "Nie reagują na alarmy przeciwlotnicze i nie schodzą do schronów tak jak kiedyś. Tylko wtedy, kiedy jest ogłaszany alarm dla całego kraju i jest zagrożenie atakami rakietowymi, to idą do schronów" - podsumował. (PAP)

Autorka: Agnieszka Gorczyca

kgr/