"Wioska Luetzerath zniknie. Koparki węgla brunatnego podeszły już zbyt blisko, sytuacja prawna jest zbyt jasna. Pytanie tylko, jak spokojna będzie eksmisja - a potem czy będzie to ostatni Luetzerath" - pisze w środę dziennik "Sueddeutsche Zeitung" (SZ). "Decydująca walka toczy się bowiem od dawna gdzie indziej: w przestawieniu się na system energetyczny bez węgla brunatnego".
"Protesty nie mogą odwracać uwagi od faktu, że uratowanie lasu czy wsi, a nawet najpiękniejsza ustawa dotycząca wycofania węgla niestety nie wytwarza ani jednej kilowatogodziny prądu. Gdyby jutro wszystkie koparki w niemieckich kopalniach odkrywkowych przestały pracować, byłoby to dobre dla klimatu. Ale to nie byłoby dobre dla kraju. I niestety daleko jest do pewności, że za osiem lat sytuacja będzie zdecydowanie inna" - czytamy w tekście w SZ.
"Ruch klimatyczny wznosi tu swój ołtarz"
Luetzerath "jest symbolem - i ma tak mało wspólnego z ratowaniem świata, jak Elon Musk z obroną wolności słowa. Raczej ruch klimatyczny wznosi tu swój ołtarz" - uważa komentator stacji WDR. Dodał, że "Luetzerath to nie tyle miejsce, Luetzerath to wydarzenie. Jak Woodstock. Albo Waterloo. W Nadrenii Północnej-Westfalii to słowo zapewne przejdzie do historii kraju związkowego. Jako ostatnia, decydująca bitwa o węgiel brunatny. Luetzerath to symbol, który nie mógłby być bardziej naładowany i polityczny".
Aktywiści klimatyczni od tygodni okupują położoną w zachodniej części Niemiec wioskę Luetzerath, którą koncern RWE chce zrównać z ziemią i wybudować na jej miejscu kopalnię węgla. W środę do wioski wkroczyła policja, aby wyprowadzić aktywistów.
Z Berlina Berenika Lemańczyk (PAP)
mj/