Prezydencki minister o zarzutach mniejszości niemieckiej: jeśli ktokolwiek jest dyskryminowany, to Polacy w Niemczech

2023-01-25 10:07 aktualizacja: 2023-01-25, 13:01
Sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP, szef Biura Polityki Międzynarodowej Marcin Przydacz Fot. PAP/Rafał Guz
Sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP, szef Biura Polityki Międzynarodowej Marcin Przydacz Fot. PAP/Rafał Guz
Nie ma podstaw by uważać, że ktokolwiek jest w Polsce dyskryminowany na zasadzie narodowościowej; jeśli ktokolwiek jest dyskryminowany, to są to Polacy w Niemczech, bo od lat nie mogą zdobyć statusu mniejszości - ocenił prezydencki minister Marcin Przydacz, pytany o zarzuty mniejszości niemieckiej.

We wtorek biuro prasowe Związku Niemieckich Stowarzyszeń Społeczno-Kulturalnych w Polsce poinformowało, że w zaplanowanym na 25 stycznia corocznym spotkaniu noworocznym organizowanym przez Prezydenta RP z przedstawicielami kościołów i związków wyznaniowych oraz mniejszości narodowych nie wezmą udziału przedstawiciele mniejszości niemieckiej. W piśmie wysłanym do mediów organizacja skupiająca instytucje i stowarzyszenia mniejszości niemieckiej z całej Polski wyjaśnia, że rezygnacja z udziału w spotkaniu jest formą protestu przeciwko - jej zdaniem - dyskryminowaniu tej grupy narodowościowej przez polskie władze, które od początku roku szkolnego zredukowały liczbę lekcji języka niemieckiego jako ojczystego.

O sprawę spytano w środę w radiu RMF FM szefa prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej Marcina Przydacza.

"Nie  ma żadnych podstaw, by uważać, że ktokolwiek w Polsce na zasadzie narodowościowej jest dyskryminowany. Jeśli ktokolwiek jest dyskryminowany, to są to Polacy w Niemczech, bowiem od wielu, wielu lat nie mogą zdobyć statusu mniejszości" - powiedział prezydencki minister.

"Mniejszość niemiecka w Polsce ma swojego przedstawiciela, ma status mniejszości, ma nauczanie, ma także i podwójne nazewnictwo w swoich miejscowościach. Polacy, mimo że ten status mieli jeszcze przed wojną, (to) zabrany im został za rządów Adolfa Hitlera i dotąd nie został odzyskany" - dodał.

Zaznaczył, że kwestie dotyczące statusu mniejszości i edukacji, są w gestii ministerstw edukacji oraz spraw wewnętrznym i administracji. "Ale faktem jest, że szkolnictwo w języku polskim w Niemczech absolutnie nie mogło w żaden sposób mieć tego typu praw czy możliwości, jakie miała mniejszość niemiecka w Polsce" - powiedział.

Redukcja liczby godzin języka niemieckiego jako ojczystego to efekt decyzji Sejmu, który ograniczył wydatki budżetowe na ten cel. Jak mówił poseł na Sejm Janusz Kowalski (Solidarna Polska), który jako pierwszy wysunął postulat zmniejszenia liczby godzin nauczania niemieckiego jako ojczystego w szkołach publicznych, była to forma przywrócenia symetrii w stosunkach polsko-niemieckich. Według Kowalskiego, w przeciwieństwie do Polski, władze federalne Niemiec nie wywiązują się z umów zawartych z Polską i nie finansują nauki języka polskiego jako ojczystego na terenie RFN dla mieszkających tam Polaków.

W kwietniu 2022 r. Rafał Bartek – przewodniczący Związku Niemieckich Stowarzyszeń Społeczno-Kulturalnych w Polsce (ZNSSK) oraz Bernard Gaida, pełnomocnik ZNSSK ds. współpracy międzynarodowej, zawiesili swój udział w pracach Komisji Wspólnej Rządu i Mniejszości Narodowych i Etnicznych do momentu usunięcia przepisów prawnych, które w ich opinii dyskryminują dzieci mniejszości niemieckiej w Polsce. Według deklaracji ZNSSK w Polsce, w wyniku decyzji rozporządzenia MEiN, które weszło w życie 1 września 2022 r., ograniczenie w nauce języka niemieckiego jako ojczystego dotknęło prawie 50 tys. uczniów w całej Polsce. Jak zaznacza ZNSSK, wszystkie pozostałe mniejszości narodowe mogą uczyć się języka mniejszości tak, jak do tej pory, czyli w wymiarze 3 godzin. (PAP)

autorka: Wiktoria Nicałek

mar/