KE: protesty w Rumunii to wewnętrzna sprawa tego kraju

2018-08-13 17:30 aktualizacja: 2018-10-05, 23:10
General view of Victoriei square, taken while demonstrators light-up their smart-phones, during a protest of expatriates against the leftist government, held in front of the government headquarters (R, illuminated in national colors), in Bucharest, Romania, 10 August 2018.. Foto PAP/ EPA/BOGDAN CRISTEL
General view of Victoriei square, taken while demonstrators light-up their smart-phones, during a protest of expatriates against the leftist government, held in front of the government headquarters (R, illuminated in national colors), in Bucharest, Romania, 10 August 2018.. Foto PAP/ EPA/BOGDAN CRISTEL
Komisja Europejska nie komentuje protestów, do których doszło w ostatnich dniach w Rumunii. "Nie komentujemy wewnętrznej sytuacji w Rumunii" - powiedział rzecznik KE Christian Spahr, proszony w poniedziałek na konferencji o odniesienie się do niedawnych zdarzeń.

Spahr został poproszony przez jednego z dziennikarzy o komentarz do protestów antyrządowych w Rumunii oraz do pobicia jednego z austriackich dziennikarzy przez służby policyjne podczas demonstracji w Bukareszcie.

"Nie komentujemy wewnętrznej sytuacji w Rumunii. Jeśli chodzi o sprawę operatora kamery, ważne jest, aby dziennikarze wykonywali swoje obowiązki bez przeszkód" - powiedział Spahr.

Jak podaje AP, austriacki publiczny nadawca ORF poinformował w sobotę, że operator kamery stacji, który relacjonował protest, został pobity przez służby policyjne, a prezenter telewizyjny, który był przy nim, został przygwożdżony do ściany.

Według agencji Reutera w piątkowych protestach w stolicy Rumunii wzięło udział 100 tys. osób. Protest, na który do kraju przyjechały tysiące mieszkających na co dzień za granicą Rumunów, przerodził się w zamieszki. Protestujący wzywali do dymisji rządu i zwołania przedterminowych wyborów.

Policja użyła gazu łzawiącego i armatek wodnych, by rozproszyć protestujących. Według policji w tłumie byli "prowokatorzy". Niektórzy uczestnicy akcji rzucali w stronę policji kamienie, butelki i bomby dymne. Grupa protestujących próbowała przerwać kordon policyjny, stojący przed rządowym budynkiem. Wielotysięczne demonstracje odbyły się też w innych miastach Rumunii.

W sobotę rumuńskie służby medyczne podały, że 440 osób, w tym kilkudziesięciu policjantów, zostało poszkodowanych w wyniku piątkowych demonstracji w Bukareszcie.

Prezydent Rumunii Klaus Iohannis, krytyk lewicowego rządu, potępił "brutalną interwencję policyjnych oddziałów prewencyjnych".

Uczestnicy demonstracji trzymali w rękach m.in. flagi Rumunii i Unii Europejskiej. Słychać było hasła: "Sprawiedliwość, nie korupcja!", "Partia złodziei". Przed budynkiem rządu tłum skandował: "czerwona plaga".

Jak podaje Politico, powołując się na czerwcowy raport Banku Światowego, za granicą kraju, którego obywatelami jest 19,6 mln osób, mieszka i pracuje od 3 do 5 mln Rumunów. Większość z nich, około 2,6 mln, jest w wieku produkcyjnym, co stanowi ok. 20 proc. zasobów siły roboczej Rumunii. Emigranci zaznaczają, że opuścili kraj ze względu na korupcję, niskie wynagrodzenie i brak perspektyw.

Większość mieszkających za granicą Rumunów nie popiera rządzącej Partii Socjaldemokratycznej (PSD). Od czasu zwycięstwa PSD w wyborach w 2016 r. Rumuni regularnie organizują protesty, podczas których wypowiadają się przeciwko implementacji przez rząd nowych przepisów, które zdaniem krytyków osłabią walkę z korupcją. Setki tysięcy Rumunów podpisały petycję, w której domagają się wprowadzenia przepisów, które zabraniałyby sprawowania urzędu osobom oskarżonym o korupcję i inne przestępstwa.

Z Brukseli Łukasz Osiński (PAP)

luo/ mmp/ kar/

TEMATY: