Turyści giną w górach nie tylko z powodu wypadków. Lekarze wyjaśniają

2023-02-02 12:40 aktualizacja: 2023-02-02, 14:08
Fot. Pixabay (zdjęcie ilustracyjne)
Fot. Pixabay (zdjęcie ilustracyjne)
W górach ludzie giną najczęściej z powodu wypadków. Ale nie tylko - mówią naukowcy z Krakowa, którzy przeanalizowali przypadki nagłego zatrzymania krążenia w Tatrach z ostatnich 20 lat. Do 74 doszło z przyczyn „naturalnych”, z czego zmarło aż 65 osób – twierdzi prof. Wojciech Szczeklik. Z badań tych wynika, że o przeżyciu decydowało szybkie udzielenie pomocy, w tym szczególnie użycie przenośnego defibrylatora. Aparat ten może przywrócić odpowiedni rytm serca i krążenie krwi.

Prof. Wojciech Szczeklik jest współautorem badania na temat nagłych zgonów z powodu zatrzymania krążenia, do jakich dochodzi w Tatrach; opublikowane zostały na stronie „ScienceDirect”. Głównym autorem opracowania jest Maciej Mikiewicz z Centrum Intensywnej Terapii Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, lekarz i ratownik TOPR. Kolejnymi współautorami opracowania są lekarze Kamil Polok i Sylweriusz Kosiński z tego samego ośrodka UJ oraz Andrzej Górka z TOPR. Prof. Wojciech Szczeklik jest kierownikiem Kliniki Intensywnej Terapii i Anestezjologii 5 Wojskowego Szpitala Klinicznego z Polikliniką w Krakowie.

Nagłe zatrzymanie krążenia, do którego dochodzi poza szpitalem, wciąż jest największym wyzwaniem dla systemu opieki medycznej na całym świecie, nawet w krajach z najlepiej zorganizowanym ratownictwem. Szczególnie trudno jest ratować ludzi, którym nagle zatrzymanie krążenia się przytrafia podczas wyprawy w góry.

Najczęstszym powodem nagłego zatrzymania krążenia jest migotanie komór i częstoskurcz komorowy. Serce traci wtedy zdolność pompowania krwi, chory traci przytomność, a na jego uratowanie pozostaje jedynie kilka, najwyżej kilkanaście minut. Nawet w mieście karetka często nie zdąży przyjechać, żeby podjąć skuteczną akcją reanimacyjną. 

W przypadku nagłego zatrzymania krążenia jedynym sposobem na ratunek jest natychmiastowa reanimacja 

Z badań krakowskich lekarzy wynika, że w latach 2001-2021 w Tatrach doszło do 74 przypadków nagłego zatrzymania krążenia. Zmarło aż 65 dotkniętych tym osób, czyli 88 proc. pacjentów. U 22 z nich, czyli u 30 osób, przywrócono nawet krążenie krwi, ale nie zawsze udawało się je utrzymać i uratować chorego. Wiele zależy od udzielenia szybkiej pomocy reanimacyjnej.

W przypadku nagłego zatrzymania krążenia jedynym sposobem na ratunek jest natychmiastowa akcja reanimacyjna. Przede wszystkim trzeba przeprowadzić masaż serca. Jeszcze lepsze efekty daje defibrylacja, pozwalająca przerwać migotanie komór dzięki impulsowi elektrycznemu, jaki wysyła przeznaczony do tego aparat (tzw. defibrylator). Jeśli zostanie on użyty w ciągu 3 minut od zatrzymania krążenia, jest 75 proc. szans na uratowanie chorego. Wystarczy przyłożyć elektrody do klatki piersiowej.

Takie aparaty coraz częściej są instalowane w miejscach publicznych, nie ma jednak ich w górach, dlatego tak ważne jest udzielenie choremu pierwszej pomocy przez znajdujące się w pobliżu osoby - głównie wykonanie masażu serca oraz sztucznego oddychania metodą usta-usta. Jednak decydujące znaczenie ma szybkie, na ile to możliwe, przybycie ratowników, dysponujących przenośnym defibrylatorem. 

Potwierdzają to badania lekarzy z Uniwersytetu Jagiellońskiego i TOPR. U osób z nagłym zatrzymaniem krążenia w Tatrach, które przeżyły, częściej zastosowano defibrylator. Od zatrzymania krążenia do przybycia ratowników minęło nie więcej niż 12-20 minut, a zaawansowanej pomocy zaczęto udzielać w okresie od 12 do 22 minut. Ani jedna osoba nie przeżyła bez udzielenia defibrylatora.

Specjaliści twierdzą, że uratowane w Tarach osoby były po tym zdarzeniu w dobrej kondycji, jeśli chodzi o skutki, jakie mogło wywołać niedotlenienie organizmu, szczególnie mózgu, spowodowane zatrzymaniem krążenia. Większość z nich (89 proc.) była w dobrej kondycji neurologicznej.

Nie bójmy się sięgać po defibrylator

Jeśli w miejscach publicznych, na przykład w centrum handlowym, jest dostępny defibrylator, nie należy się bać jego użycia. Po jego uruchomieniu informuje on głosem, co należy robić i w jakim miejscu przykleić elektrody. Aparat ocenia również stan mięśnia sercowego i sam decyduje, czy należy wysłać impuls elektryczny. 

Defibrylatory są instalowane już w wielu miejscach publicznych, także w bankach i na lotnisku. (PAP)

Autor: Zbigniew Wojtasiński

mmi/