Jak napisał "Daily Mail", w oficjalnym raporcie najprawdopodobniej zostanie stwierdzone, że RAF dopuściły się złamania prawa pracy, które zakazuje przy zatrudnieniu dyskryminacji m.in. ze względu na płeć i pochodzenie etniczne.
Dowódca RAF marszałek Mike Wigston w środę po raz pierwszy od ujawnienia sprawy przez stację Sky News (w sierpniu zeszłego roku) stanął przed poselską komisją obrony. "Wyznaczyłem cel aspiracyjny i kierunek dla RAF-u. Zidentyfikowaliśmy błędy i chcę, aby RAF wyciągnęły z tego wnioski. Bardzo żałuję, że (kapitan Lizzy Nicholl) znalazła się w tej sytuacji i że czuła, że nie ma innego wyjścia, jak tylko zrezygnować" - powiedział Wigston.
Nicholl to była szefowa rekrutacji RAF, która w sierpniu zeszłego roku odeszła z pracy, ponieważ odmówiła zastosowania się do "bezprawnego nakazu" faworyzowania kobiet i mniejszości etnicznych przy wyborze osób na szkolenia. Uznała, że może to osłabić zdolność bojową sił powietrznych.
Przewodniczący poselskiej komisji obrony Tobias Ellwood wskazał, że zanim złożyła rezygnację, Nicholl zidentyfikowała około 160 przypadków "pozytywnej dyskryminacji", które miały miejsce pomiędzy listopadem 2020 r. a marcem 2021 r., a nakaz, którego wykonania odmówiła, wydany został na samym szczycie dowództwa RAF. "Skończyło się na tym, że musiała zrezygnować, nie chcąc aprobować tej polityki. Moje pytanie dzisiaj brzmi: Czy rezygnację złożyła niewłaściwa osoba?" - pytał Ellwood dowódcę RAF.
Ministerstwo obrony ogłosiło, że chce, aby do 2030 r. odsetek kobiet wstępujących do sił zbrojnych wzrósł z obecnych 12 proc. do 30 proc. Siły powietrzne, które jako pierwsze z rodzajów sił zbrojnych umożliwiły kobietom obsadzanie wszystkich stanowisk i już mają najwyższy odsetek kobiet, stawiają sobie jeszcze wyższy cel. Chcą, aby do końca dekady wskaźnik rekrutek wyniósł 40 proc. - ponad dwukrotnie więcej niż obecnie. W przypadku mniejszości etnicznych wskaźnik ma wzrosnąć z obecnych 10 proc. do 20 proc.
Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)
kgr/