Ekspert: Himarsy zmieniły bieg wojny, a Rosjanie nie nauczyli się na nie polować. Teraz dojdą jeszcze bomby szybujące

2023-02-04 09:33 aktualizacja: 2023-02-04, 18:14
HIMARS. Fot. Twitter/rshereme
HIMARS. Fot. Twitter/rshereme
Wyrzutnie rakietowe Himars i ich odpowiedniki radykalnie zmieniły bieg wojny – mówi PAP analityk wojskowości Marek Świerczyński. Ta broń, która umożliwia precyzyjne ataki na zapleczu wroga, zachowuje swoje ogromne znaczenie, a armia rosyjska nie znalazła dotąd sposobu, by ją niszczyć. Siłę ukraińskiej armii wzmocni też niewątpliwie zapowiedziane dostarczenie przez USA pocisków GLSDB o zasięgu 150 km.

„Himars utrzyma swoje znaczenie” – ocenia w rozmowie z PAP Marek Świerczyński, szef działu bezpieczeństwa i spraw międzynarodowych w Polityce Insight. „Jeśli miałbym wskazać zachodnie uzbrojenie, które było game changerem w tej wojnie, to bez wątpienia jest to Himars i jego różne odpowiedniki” – dodaje.

Gdy w czerwcu zapowiadano pierwsze przekazanie Ukrainie wyrzutni Himars, Świerczyński i inni analitycy oceniali, że system ten, nazywany „karabinem snajperskim z głowicą 100 kg” będzie ważną zmianą. Przede wszystkim miał pozwolić Ukrainie zmniejszyć rosyjską przewagę w artylerii większego zasięgu i rozbroić jej taktykę „walca artyleryjskiego”, uniemożliwiającego Ukraińcom zbliżenie się do przeciwnika.

Szybko okazało się, że Himars, w którym wyrzutnie umieszczone są na ciężarówkach, a także jego gąsienicowe odpowiedniki od Wielkiej Brytanii i Niemiec, zmieniają sytuację na froncie. Głębokie ataki na zaplecze przeciwnika, niszczenie punktów dowodzenia i składów z amunicją oraz szlaków dostaw, umożliwiły Ukraińcom m.in. jeden z największych sukcesów - odzyskanie Chersonia i wypchnięcie Rosjan na lewy brzeg Dniepru. Ta sama taktyka sprawdziła się na innych odcinkach frontu, zmuszając Rosjan do odsuwania swoich baz i magazynów dalej od linii frontu, znacznie utrudniając im działania.

Rosjanie w swoich raportach frontowych „zniszczyli” przynajmniej dwa razy więcej Himarsów niż Ukraina otrzymała od zachodnich sojuszników

„Na czym polegają zalety tej broni? Po pierwsze to to, co wiemy. Duży zasięg (ok. 80 km), relatywnie ciężka głowica i ogromna precyzja trafienia. Druga sprawa to mobilność tej broni. Jest to +małe, a wredne+. Mieści się na dość lekkiej ciężarówce, może szybko się przemieszczać, a schować ją można nawet w stodole” – mówi Świerczyński.

Dziennikarze policzyli, że Rosjanie w swoich raportach frontowych „zniszczyli” przynajmniej dwa razy więcej Himarsów niż Ukraina otrzymała od zachodnich sojuszników.

„W rzeczywistości wygląda na to, że nie zniszczyli ani jednego – na pewno żadnego nie widzieliśmy. Jestem pewien, że nie omieszkaliby umieścić takiego wraku w swoim parku Patryjot w Moskwie. Dochodzi więc kolejny aspekt – sztuka wykorzystania tej broni przez Ukraińców” – dodaje analityk Polityki Insight.

Podkreśla, że ponad pół roku wykorzystania Himarsów w działaniach zbrojnych obnażyło jedną ze słabości rosyjskiej armii.

„Rosjanie nie mają środków rozpoznania dość sprawnych i dokładnych, nie mają łańcucha działań od rozpoznania do trafienia, który pozwoliłby oddziaływać na odległość strzału Himarsa. Widzimy, że są w stanie niszczyć haubice o zasięgu 40 km, czyli ten sprzęt, którzy musi znaleźć się bliżej linii frontu. A to oznacza, że gdzieś pomiędzy 40 a 80 km znajduje się granica możliwości rosyjskich w tym zakresie” – ocenia Świerczyński.

Świerczyński: pociski GLSDB to tak naprawdę pocisk Himars, do którego dołączona jest bomba szybująca, nakierowywana GPS

W piątek, 3 lutego, administracja prezydenta USA Joe Bidena ogłosiła nowy pakiet pomocy wojskowej dla Ukrainy wart łącznie ponad 2,2 mld dolarów. Po raz pierwszy znajdą się w nim pociski GLSDB (Grand Launch Small Diameter Bomb) o zasięgu 150 km, które pozwolą dwukrotnie zwiększyć zasięg rażenia ukraińskiej armii.

„To tak naprawdę pocisk Himars, do którego dołączona jest bomba szybująca, nakierowywana GPS. To broń kombinowana, która powstała we współpracy Boeinga i SAAB. Do zasięgu pocisku GLMRS dodać należy w tym przypadku jeszcze drugie tyle, a więc mowa o ok. 160 km” – mówi Świerczyński. To nie tylko pozwoliłoby „przykryć” całe terytorium terenów okupowanych przez Rosję na wschodzie i południu, ale także północną część Krymu.

„Ta bomba jest jednak niewielka, ma ładunek o wadze ok. 20 kg. Jej trafienie będzie precyzyjne, ale jeśli chodzi o promień i stopień zniszczenia, to będzie on mniejszy od GMLRS” – zaznacza rozmówca PAP.

Ukraina od dawna apeluje o dostarczenie jej także pocisków ATACMS, które byłyby prawdziwym przełomem. Gdyby USA podjęły taką decyzję, Kijów mógłby otrzymać rakiety o ładunku 600 kg i zasięgu do 300 km. Wszystko wskazuje na to, że, przynajmniej na razie, głównym hamulcem dla takich dostaw jest obawa przed możliwą „eskalacją”, którą regularnie grozi Moskwa.

dsk/