Dziesiątki czy może setki miliardów dolarów? Jaki majątek ma Putin? "Jego samolot wygląda jak apartamenty Trumpa"

2023-03-07 08:39 aktualizacja: 2023-03-07, 16:31
Władimir Putin, fot. PAP/EPA/MIKHAEL KLIMENTYEV
Władimir Putin, fot. PAP/EPA/MIKHAEL KLIMENTYEV
O majątku Władimira Putina krążą legendy. Może być najbardziej majętnym oligarchą w Rosji czy nawet jednym z najbogatszych ludzi świata. Głośno było chociażby o położonej na przylądku Idokopas nad Morzem Czarnym posiadłości o powierzchni 78 kilometrów kwadratowych, gdzie znajduje się willa o powierzchni 18 tysięcy metrów kwadratowych. Zdaniem rosyjskiego opozycjonisty Aleksieja Nawalnego, który pokazał ją w filmie “Pałac dla Putina. Historia największej łapówki”, to najdroższa rezydencja na świecie. Ukryte na kontach i u znajomych oligarchów pieniądze Putina, a także bogactwo osób z jego otoczenia, to jeden z wątków poruszanych w książce "Wataha Putina" Witolda Jurasza i Hieronima Grali, której fragmenty publikujemy jeszcze przed premierą tylko w PAP.PL.

W "Watasze Putina" autorzy - Witold Jurasz, autor bestsellerowych „Demonów Rosji” i Hieronim Grala odmalowują portret Putina i rosyjskiej elity władzy: tych, którzy z Władimirem Putinem współrządzą dzisiaj Rosją, tym samym odpowiadając za napaść na Ukrainę. Premiera książki - 8 marca. Fragmenty "Watahy Putina" publikujemy dzięki uprzejmości wydawnictwa Czerwone i Czarne.

"Majątek Putina

Witold Jurasz: Jest taka słynna sesja zdjęciowa Donalda Trumpa, jeszcze zanim został prezydentem, z Melanią Trump. W ramach tej sesji ona w którymś momencie leży na fortepianie i wygląda tyleż ponętnie, co i ponętnie dla specyficznego rodzaju mężczyzn. Przede wszystkim jednak ich mieszkanie wygląda tak, że… No, powiedzmy, że szejkowie w Dubaju mniej więcej czterdzieści lat temu porzucili ten styl jako niezbyt wyszukany. Wszystko jest w złocie i wszystko się świeci. Dlaczego o tym opowiadam? Otóż kiedyś do mediów przedostały się zdjęcia samolotu Putina. I on wygląda wewnątrz dokładnie tak jak te apartamenty Donalda Trumpa, czyli po prostu jak jedno totalne, wielkie, gigantyczne bezguście. No, ale można było mieć nadzieję, że to się zmieniło, że to było odziedziczone po Jelcynie. Ale potem wyciekły zdjęcia pałacu Putina w Gelendżyku, to, co Nawalny wypuścił. I dokładnie jest to samo. Tu trzeba powiedzieć jedną rzecz, że jednak rosyjska elita się wyrobiła. Wbrew temu, co się u nas sądzi, oni mają dziś dobry gust. Rosyjska elita wynajmowała najlepszych architektów, budowała przepiękne pałace – w sensie wielkości ich domy tak trzeba nazywać – ale one były gustowne, czasem w bardzo minimalistycznym, takim japońskim stylu. Jak wypada na tym tle Putin?

Hieronim Grala: Przed ludem udaje ascetę. Ta ekipa, która przyszła w latach dziewięćdziesiątych, to jednak była ekipa wychowana jeszcze w szkole radzieckiej, gdzie był wręcz strach przed pokazywaniem, że się coś ma. Był strach przed ostentacją. Warto tu przypomnieć Stalina, przecież Stalin nie miał majątku. Po co był mu majątek, jak miał cały Związek Sowiecki, prawda? Jego majątek to było ponoć dwieście ulubionych białych kurtek mundurowych (kitli) w garderobie i drogocennych fajek, no i cenne książki. On lubił książki, grafiki jakieś. Żadnej galerii, żadnego skarbca. Po Breżniewie, który gromadził wszelkie prezenty, czasem bardzo cenne, to wszystko zostało w skarbcu kremlowskim, bo on tego do domu nie zabierał. 

WJ: No, akurat Breżniew luksus lubił. Miał m.in. rolls-royce’a, którego skądinąd sam prowadził i nawet osobiście rozbił. Jego słabość do luksusowych samochodów była tak legendarna, że zaczął je dostawać w prezencie. Od Japończyków dostał nissana presidenta. Prezydent Richard Nixon osobiście wręczył mu w czasie spotkania w Camp David kluczyki do lincolna. 

HG: To prawda, ale myślę, że on nie traktował tego do końca jak swojej własności. To było tak, że wszystko było ich i nic nie było ich. Niżej oczywiście kradziono i powstawały fortuny, ale na szczycie to się zlewało w jedną całość. Putin demonstruje taki oficjalny ascetyzm w stylu, który równie dobrze mógł demonstrować Andropow, Breżniew czy Czernienko. Składa zeznanie podatkowe i co on tam w zeznaniu podaje? Że zarobił w skali rocznej czterysta sześćdziesiąt sześć tysięcy złotych w przeliczeniu z rubli. Ma jeden domek, dwa samochody, starą ładę nivę, bo lubi jazdę terenową. 

WJ: A w rzeczywistości…

HG: Nawalny, a wcześniej Anders Åslund, podliczają go na sto pięćdziesiąt miliardów dolarów. Ja w te liczby nie bardzo wierzę, ale na kilkadziesiąt miliardów to byłbym gotów go ocenić. To jest bardzo skomplikowanie, co naprawdę jest jego, a co nie jest jego, jak to liczyć itd. Faktem jest, że liczba osób z jego otoczenia, które posłużyły mu do relokacji kapitału, jest zdumiewająca. Kiedyś uśmiałem się serdecznie, gdy w jakimś polskim materiale prasowym znalazłem taką złośliwą uwagę, iż oto pojawia się nikomu nieznany jakiś tam muzyk, Siergiej Rołdugin, ma nie swoich dziewiętnaście milionów dolarów na koncie w Panamie itd. Komu nieznany, temu nieznany. Bo to jest po prostu ojciec chrzestny córek Putina, zresztą muzyk wybitny (był rektorem konserwatorium w Petersburgu). To jest rodzina, w tym najlepszym tego słowa znaczeniu. I takich domowników jest mnóstwo. No i jeżeli jeden taki domownik łącznie jest obliczany na ponad dwieście milionów, to razem nazbiera się dużo. Ile przez nich wytransferowano? Ile w ich majątku jest majątku Putina? My tego też nie wiemy. Ile miliardów u Deripaski było miliardami Putina? Wygląda na to, że dużo. Ci, którzy mieli z nim interesy w czasach, kiedy był szefem wydziału zagranicznego w merii, a potem wicemerem, zgodnie opowiadali – jak jeszcze można było – że był niesłychanie pazerny na żywą gotówkę, że wymuszał po prostu łapówki i haracze i to wszystko chomikował w sowiecki sposób, czyli w skrzynkach. Podobno nie wierzył w żadne banki poza „bankiem ziemskim”.

WJ: Czyli wierzył w zakopywanie kosztowności na działce. 

HG: W pewnym momencie Putin zaczął być po prostu zachłanny. Kiedyś jeden z byłych współpracowników z pierwszej jego kadencji powiedział w rozmowie z nami takie zdanie: „A kto mógł pomyśleć, że będzie kupował te zegarki złote, po co mu te zegarki w tej ilości?”. Ta jego zachłanność rośnie z wiekiem – chyba trochę taka starcza się staje w pewnym momencie. 

(...)

Pieniądze

WJ: Wiele się mówi o pieniądzach elity. Pieniądze to jednak nie tylko gotówka.

HG: Oni bardzo długo w ogóle nie wierzyli w stabilność pieniądza. Ponieważ zawalił się rubel, który rzekomo był tak mocną walutą, że w pewnym momencie elita radziecka twierdziła, że jeden rubel transferowy jest wart trzy dolary, to oni z rozpędu przestali w pewnym momencie wierzyć w dolary. W co wierzyli? Niektórzy wierzyli w ziemię, niektórzy do dzisiaj wierzą w ziemię. Na przykład mało wiemy o majątku przewodniczącego parlamentu Wołodina, wiemy o różnych akcjonariuszach, posiadających pakiety banków i tak dalej. A piętnaście lat temu rozmawiałem z człowiekiem niesłychanie dobrze poinformowanym i on użył wobec niego pojęcia „obszarnik”. Pytam się dlaczego. A on mówi: „A ten to nawet w złoto nie wierzy, on tylko ziemię skupuje, bo wymyślił, że jak wykupi wszystko dookoła Bajkału, to po pierwsze, będzie miał ekologiczną ziemię, po drugie, nie będzie można puścić żadnej rury przez Bajkał, bo wszystko będzie szło przez jego terytorium”. Jak jeździłem do Buriacji, prowadziłem tam wykłady, to dokładnie pokazywano, które fragmenty dostępu do Bajkału należą do Wołodina i osób z nim związanych.

WJ: Nie masz wrażenia, że powszechne w Rosji przeświadczenie, że „jelcynowscy” kradli więcej niż „putinowscy”, choć jest dokładnie na odwrót, bierze się, poza zabiegami propagandystów, z dwóch jeszcze źródeł. Po pierwsze, w oczy rzuca się bogactwo piosenkarza, piłkarza albo modelki, która sobie kupi ferrari, zaparkuje przed klubem w centrum miasta. Bogactwo miliarderów zazwyczaj się nie rzuca w oczy. Bogactwo epoki ekipy jelcynowskiej się rzucało, dlatego że oni nagle po tej sowieckiej nędzy kupili sobie mercedesy 600, jeździli nimi po centrum i się popisywali. Ekipa putinowska nie zajmowała się kupowaniem sobie mercedesów, tylko kupowaniem sobie jachtów pełnomorskich, których nikt nigdy nie widzi poza jakimiś portami na Karaibach. 

Po drugie – ja bardzo regularnie jeździłem na Rublowkę i, owszem, widziałem samochody luksusowe, ale nigdy nie widziałem domów. Willa rosyjskiego oligarchy nie stoi jak u nas przy ulicy. Ona jest otoczona kilkusetmetrowym lasem i płotem wysokim na trzy metry. O ile się nie było zaproszonym, nie było nic widać.

No i trzeci, chyba kluczowy element, czyli kontekst. Bogactwo epoki Jelcyna miało w tle nędzę tej samej epoki. Za Putina tłem było realne bogactwo. Michaił Fridman w którymś momencie wydał kilkadziesiąt milionów dolarów na badanie, czy w kosmosie człowiek starzeje się wolniej. Bo się bał, że umrze, w związku z tym wymyślił, że zbuduje sobie stację kosmiczną i się przeniesie w kosmos. To jest ta skala korzystania z bogactwa. Usmanow nie lubi zimy, w związku z tym miał dwie wille, jedną w Miami, drugą w Moskwie. One były identyczne. Jak się przenosił, a przenosił się co pół roku, firma przeprowadzkowa robiła tak, że jak on w moskiewskiej willi zostawił zegarek tak na stole, a tak cukiernicę, to oni mu w willi w Miami identycznie kładli zegarek i cukiernicę. W ten sposób przenosili mu absolutnie wszystko. 
Pamiętam, że private banking oferowano w Rosji od miliona dolarów gotówki i było, jak oceniano, dwadzieścia, trzydzieści tysięcy potencjalnych klientów. To, a nie stu czy dwustu miliarderów, miało znaczenie. U nas był wówczas poseł, który chciał mieć mercedesa z firankami, i ten mercedes szokował. A po Moskwie takich mercedesów jeździło kilkanaście tysięcy. W Moskwie nawet już bentley nie był samochodem prestiżowym. Po Moskwie jeździ ich jakieś pięć, sześć tysięcy. Bentley był samochodem, który mężczyźni dawali na odchodnym swoim kochankom. To był taki standardowy prezent na pożegnanie. Mieszkanie i bentley. Albo mieszkanie i maserati. 

HG: Oczywiście, że ekipa putinowska nakradła znacznie więcej, ale też chyba naród miał przekonanie, że oni mieli prawo. To jest skądinąd głęboko schizofreniczne, bo z jednej strony każdy człowiek bogaty może liczyć z tego tytułu na niechęć społeczną, a zarazem to samo społeczeństwo uważa, że wolno kraść. Myślę, że dlatego że to jest naród nadal głodny dobrobytu, a poza tym niemogący też potępiać czynów amoralnych, bo sam w nie, tyle że w innej skali, jest zaangażowany.

WJ: Poza tym to jak u Gogola, czyli „wszyscy potępiamy złodziei, o ile nie mamy zaszczytu znać ich osobiście”.

HG: Cudowna fraza. Skoro o bogactwie mowa, to pamiętasz na pewno wyśmienite moskiewskie restauracje.

WJ: Do dziś pamiętam smak dań. Miałem ustalone z szefem, że jak idę na lunch, to w ramach budżetu MSZ-owskiego mogłem wydać do stu, stu pięćdziesięciu euro na lunch, bez alkoholu. Później, jak trafiłem do Polski, miałem zaburzone poczucie wartości pieniędzy, bo dla mnie zostawienie tysiąca złotych na lunch było czymś zupełnie normalnym po prostu. Oczywiście, to nie było robione bez sensu, tylko do tego zawsze był potem szyfrogram".

js/