Środa to w Grecji kolejny dzień gwałtownych protestów. Na ulice Aten wyszli m.in. pracownicy kolei, którzy wyrażają swoje oburzenie z powodu stanu infrastruktury kolejowej. Protestujący twierdzą, że katastrofę spowodowały lata zaniedbań, niedoinwestowania i braki kadrowe.
Demonstracje zbiegły się z 24-godzinnym strajkiem pracowników różnych sektorów transportu, który zakłócił podróże w całym kraju. Strajkujący pracownicy kolei twierdzą, że ich żądania dotyczące poprawy bezpieczeństwa od lat pozostają bez echa. "Mamy obowiązek wobec wszystkich, którzy zginęli w tragicznym wypadku" - poinformował największy związek zawodowy kolejarzy.
Wśród demonstrantów w Atenach byli też pracownicy innych sektorów transportu, studenci i nauczyciele. Skandowali pod adresem rządzących "Mordercy!", nieśli transparenty z napisem: "Wszyscy jesteśmy w tym samym wagonie".
Tysiące osób wyszły na ulice także w drugim co do wielkości mieście Grecji - Salonikach, gdzie grupa protestujących obrzuciła kamieniami budynek rządowy. "Będziemy tu, dopóki wszystko się nie zmieni" - powiedział jeden z protestujących studentów. "Jesteśmy młodzieżą tego kraju i nie zamierzamy się zatrzymywać" - dodał inny.
Grecki rząd złożył w środę obietnicę zmodernizowania niewydolnej sieci kolejowej. Minister transportu Giorgos Gerapetritis powiedział na konferencji prasowej, że rozumie gniew z powodu katastrofy. "Żaden pociąg nie wyruszy ponownie, jeśli nie zapewnimy bezpieczeństwa na maksymalnym możliwym poziomie" - powiedział minister. (PAP)
js/