Żołnierkom w ukraińskim wojsku wydaje się męskie mundury - od bielizny po buty, które nie zawsze są dostosowane krojem i rozmiarem do kobiecych sylwetek, podobnie jest z kamizelkami kuloodpornymi - ich pancerze są często za ciężkie. "Rozporządzenie określające potrzeby wojska na linii frontu nie uwzględnia też potrzeb żołnierek, takich jak zaopatrzenie w materiały higieniczne, dlatego nasza organizacja uzupełnia te braki" - tłumaczy Drahaniuk.
"Zdajemy sobie sprawę, że dzisiaj nasz rząd ma wiele ważnych zadań, które wymagają ogromnej pracy i pieniędzy, zaczynając od obrony naszego nieba i kończąc na dostawach broni na linię frontu, więc podstawowe potrzeby naszych obrońców i obrończyń zaspokajają w większości wolontariusze" - zaznacza.
Opowiada, że w pierwszej fazie wojny brakowało dosłownie wszystkiego, po kilku tygodniach podstawowe potrzeby zostały zaspokojone, a fundacja zajęła się organizowaniem karimat, śpiworów, kobiecych butów, hełmów, kamizelek czy innych elementów ekwipunku żołnierek.
Przykładamy wielką wagę do tego, by przekazywane przez nas wyposażenie było dobrej jakości - podkreśla Drahaniuk. Dodaje, że na początku wojny prawie wszystko było kupowane w Turcji, bo na Ukrainie nie było jeszcze odpowiednich producentów, ale z czasem coraz więcej pomocy jest kupowanych na Ukrainie, by wspierać jej przemysł i firmy, które dostosowały swoją produkcję do potrzeb wojska.
"Teraz zamawiamy bardzo solidne płyty do kamizelek kuloodpornych od zaufanej marki oraz sprawdzone z zagranicy buty wojskowe, bielizna termiczna jest ukraińska, mundury szyjemy pod Charkowem z naszej ukraińskiej tkaniny" - wylicza.
Każdego dnia mam kontakt z żołnierkami walczącymi na froncie - opowiada Drahaniuk. "Zdarzało się, że byłam proszona o siedem kompletów mundurów, następnego dnia dostawałam telefon, że pięć żołnierek poległo i potrzeba już tylko dwóch zestawów. Takie sytuacje mnie nie demotywują, ale zmuszają do działania" - wyznaje.
"Musimy chronić nasze dziewczyny szybciej i lepiej. Musimy dać im więcej, bardziej o nie zadbać, lepiej im pomagać. Dopóki one tam są, my możemy być tutaj" - podkreśla rozmówczyni PAP.PL. "Walczymy o nasze rodziny - dzieci, matki, rodziców - o nasze domy, Rosjanie chcą nam to odebrać, ale my każdego dnia tego bronimy i nie pozwolimy, by ogarnęło nas wyczerpanie czy zniechęcenie" - zapewnia.
Pytana o zadania fundacji po wojnie, Drahaniuk opowiada, że również wówczas jej organizacje będzie miała wiele pracy. "Musimy się przygotować na niesienie pomocy psychologicznej żołnierkom, które wrócą z frontu, niektóre z nich będą potrzebować rehabilitacji, wsparcia, by wrócić do normalnego życia" - wyjaśnia. "To będzie ten drugi etap, który nas czeka. To nie będzie łatwe, ale jesteśmy do tego przygotowani. Po zwycięstwie będziemy mieli jeszcze sporo do roboty" - konkluduje.
Autorka: Iryna Hirnyk (PAP.PL)
ira/ adj/ js/