Bruce Willis kończy dziś 68 lat. Mimo poważnej choroby, to nie są smutne urodziny

2023-03-19 11:09 aktualizacja: 2023-03-20, 07:46
Bruce Willis. Fot. FACUNDO ARRIZABALAGA PAP/EPA
Bruce Willis. Fot. FACUNDO ARRIZABALAGA PAP/EPA
Przez lata w swoich filmach walczył z bezwzględnymi gangsterami i podstępnymi psychopatami. Z tych ekranowych starć wychodził zwycięsko, dzięki czemu zyskał miano jednego z największych twardzieli w Hollywood. Teraz jednak Bruce Willis musi zmagać się ze znacznie gorszym i bardziej bezwzględnym przeciwnikiem – poważną chorobą, z powodu której rok temu musiał porzucić karierę. Wtedy jego rodzina ogłosiła, że gwiazdor ma afazję, dziś wiadomo, że cierpi na otępienie czołowo-skroniowe. I choć rokowania nie są optymistyczne, to Willis łatwo się nie podda. Gdyby się poddawał, nigdy nie zostałby aktorem.

Nie miał zadatków na gwiazdę kina akcji. Właściwie to nie miał zadatków na aktora, bo jako dziecko bardzo się jąkał. „Prawie nie mogłem mówić. Ukończenie zdania zajmowało mi trzy minuty. To było miażdżące dla kogoś, kto chciał wyrazić siebie, chciał być wysłuchany i nie mógł” – wspominał w jednym z wywiadów. Nie tylko jednak niemożność wyrażenia swoich myśli mu doskwierała. Jeszcze gorsze były drwiny i docinki kolegów. Młody Bruce miał z tego powodu kompleksy, ale uczynił z nich pierwszego przeciwnika, z którym trzeba się zmierzyć. Pomogła mu w tym miłość do literatury i sceny, która zrodziła się w nim jeszcze w czasach szkoły średniej. Willis chciał grać w szkolnych przedstawieniach, co przy jego jąkaniu się było pomysłem ryzykownym. On jednak się uparł i w końcu dostał szansę. Wtedy stało się coś, co zmieniło jego życie. „Kiedy stałem się postacią w sztuce, jąkanie zniknęło” – wspominał swój sceniczny debiut w licealnym przestawieniu.

Upokorzenia, jakich doznał z powodu jąkania się, Willis zapamiętał na cale życie. Wspomniał o nich, gdy w 2016 roku odbierał najważniejsze wyróżnienie w swoim życiu. „Nie pozwólcie, aby ktoś sprawił, że poczujcie się jak wyrzutki. Bez waszej zgody nikt nie może wzbudzić w was poczucia, że jesteście gorsi” – mówił we wzruszającym przemówieniu. Wyróżnienia, za które wtedy dziękował, nie przyznało mu żadne stowarzyszenie krytyków filmowych czy aktorów, ale American Institute for Stuttering, organizacja zajmująca się problemem jąkania. Z niewielu nagród, jakie Willis otrzymał w swojej karierze, ta była dla niego najcenniejsza. Nie doceniono go bowiem za rolę, ale za pokonywanie własnych słabości.

Po tym, czego Willis doświadczył na scenie w szkolnym przedstawieniu, nie miał dylematu, czym chce się zajmować w przyszłości. Nie od razu jednak poszedł do szkoły aktorskiej. Żeby zarobić na studia, przez pewien czas pracował jako ochroniarz. Naukę na wydziale aktorskim przyszły gwiazdor zaczął w 1975 roku. Pięć lat później, w wieku 25 lat, zaczyna pracę w teatrze, debiutuje też w filmie – gra epizod w thrillerze „Pierwszy śmiertelny grzech”. Początki przygody z kinem nie są jednak obiecujące. Willis gra tak drobne rólki, że trudno go wypatrzeć. Wszystko zmienia propozycja występu w serialu „Na wariackich papierach”. Za rolę Davida Addisona aktor zdobył nagrodę Emmy i Złoty Glob - jedne z nielicznych aktorskich wyróżnień w karierze (drugi Złoty Glob otrzymał za gościnny występ w serialu „Przyjaciele”). Ważniejsze niż statuetki było jednak to, że dzięki wspomnianemu serialowi Willis przyciągnął uwagę producentów i reżyserów. Jednym z nich był John McTiernan, który w 1988 roku zaproponował mu rolę nowojorskiego policjanta Johna McClane’a w „Szklanej pułapce”. Film stał się hitem, a Willis – gwiazdą światowego formatu. Do roli McClane’a wracał jeszcze czterokrotnie, przeplatając te występy z kreacjami (głównie twardzieli) w filmach „Hudson Hawk”, „Ze śmiercią jej do twarzy”, „Pulp Fiction”, „Piąty Element”, „Szósty zmysł” czy „Armageddon”.

Ten ostatni film przyniósł Willisowi Złotą Malinę, ale też na wiele lat zraził go do rozmów z dziennikarzami. Powodem była reakcja podczas premiery „Armageddonu” w Cannes. Dziennikarze, nieświadomi tego, że Willis siedzi na sali, wyśmiali film w trakcie seansu i głośno komentowali jego ekranowe próby ocalenia świata. Poirytowany aktor w końcu wstał i zwrócił się do publiczności: „Cieszę się, że koniec świata, wydał się wam tak zabawny”. Po tym incydencie gwiazdor, który już wcześniej niechętnie zwierzał się prasie, przestał udzielać wywiadów, przez co przylgnęła do niego łatka aroganta.

Jednak ci, którym udało się przekonać Willisa do szczerej rozmowy, szybko dostrzegli jego poczucie humoru, szczerość, ciepło. To jaki jest poza kamerą widać najwyraźniej, gdy mówi o swojej niezwykłej rodzinie – pięciu córkach, obecnej żonie Emmie Heming z którą jest związany od 2009 roku i byłej małżonce Demi Moore, z którą był związany przez prawie 11 lat. Rozstali się w 1998 roku i – co rzadkie w Hollywood – zrobili to z klasą”. „Nie chcieliśmy prać publicznie swoich brudów, głównie z powodu córek” – stwierdził aktor w rozmowie z „Rolling Stone”. Pytany o powody rozwodu wyjaśnił jedynie, że: „trudno jest przeżywać swoje życie i małżeństwo, będąc stale pod lupą”. Dopiero po latach Moore wyjawiła, że główną osią konfliktu była niezgodność małżonków co do podziału ról w małżeństwie. Willisowi zależało na tym, aby żona zajęła się domem i dziećmi, ona nie widziała powodu, by rezygnować ze swojej kariery aktorskiej.

O ile niektórych decyzji Demi Moore gwiazdor nie akceptował, to w przypadku córek przyjmował bez zastrzeżeń najbardziej szalone pomysły. Willis nie kryje bowiem, że ma do nich słabość. Gdy w 2002 roku wówczas 8-letnia córka Tallulah wraz z kuzynkami wpadły na pomysł, aby wysłać stacjonującym w Iraku żołnierzom ciasteczka sprzedawane przez harcerki, jej sławny tata uznał to za doskonałą myśl. Kupił w sumie… 12 tys. opakowań, za które zapłacił 36 tys. dolarów. To właśnie córki i doskonałe relacje z nimi Willis uważa za swój największe życiowe osiągnięcie. „Jeśli myślisz, że mam szczęście, bo gram w filmach, to ja za swoje największe szczęście uznaję fakt, że moje dzieci wciąż chcą ze mną rozmawiać. To niesamowite, że wciąż dzwonią do mnie i chcą spędzać ze mną czas. Wiem, że wiele osób nie ma takich relacji ze swoimi dziećmi. Jestem bardzo dumny ze swoich córek. Zrobiłbym wszystko dla nich, dla mojej żony i Demi prawdopodobnie też” – przyznał w rozmowie z „The Scotsman”. Niedługo Willis będzie miał kolejny powód do dumy, bo jego córka Rumer spodziewa się dziecka.

Spoglądając na jego dotychczasowe osiągnięcia zawodowe, można powiedzieć, że nazwisko Willis to gwarancja solidnego kina akcji. W ostatnich latach jednak aktor zawodził tych, którzy tej gwarancji ufali. Grał w słabych produkcjach, które krytykowano za wszystko, jakby zupełnie nie interesowało go nic poza gażą. Co prawda już wcześniej zdarzały mu się wpadki, ale rehabilitował się za nie dobrymi rolami. W ostatnich kiepskie role w marnych filmach stały się wręcz jego znakiem firmowym. Złośliwi zaczęli mówić, że jedyna korzyść z występów Willisa to korzyść finansowa, a konkretnie milion dolarów za dzień zdjęciowy. Z dzisiejszej perspektywy te dziwne decyzje zawodowe Willisa są zrozumiałe. Teraz wiemy już, że aktor od dłuższego czasu miał już problemy z koncentracją, nie był w stanie zapamiętać tekstu czy sceny. Może więc wiedział, a może tylko podejrzewał, że jego kariera zaraz się skończy. I chciał pograć na zapas i zarobić na zapas.

Świat o jego problemach dowiedział się w marcu ubiegłego roku. Żona i córki Willisa ogłosiły wtedy, że z powodu afazji gwiazdor musi wycofać się z życia zawodowego. Dla fanów było to ogromne zaskoczenie, dla filmowców nieco mniejsze, bo w środowisku mówiło się, że z Willisem jest „coś nie tak”. Niedawno reżyser Mike Burns wyznał na łamach „Los Angeles Times”, że podczas pracy nad filmem „Poza prawem” wysłał do scenarzystów maila z prośbą, aby nieco skrócili kwestie wygłaszane przez Willisa i usunęli monologi. Filmowiec stwierdził, że dostrzegał wyraźną zmianę w zachowaniu aktora, choć jego współpracownicy zapewniali, że jest w dobrej kondycji. Podobnie było na planie innej niskobudżetowej produkcji z udziałem Willisa, filmu „White Elephant”. Członkowie ekipy wyjawili w rozmowie z prasą, że aktor był wyraźnie zagubiony, czasami nie wiedział, gdzie i po co się znajduje. „Wiem, dlaczego ty tu jesteś, i wiem, dlaczego ty tu jesteś, ale dlaczego ja tu jestem?” – miał pytać. W końcu dla wszystkich stało się jasne, że skracanie napisanych dla Willisa kwestii już nie wystarczy, bo nie zapamiętuje nawet tych najkrótszych. A zagranie najprostszych scen, mimo wsparcia ekipy, staje się dla niego coraz większym wysiłkiem.

Po ogłoszeniu informacji o afazji, która - jak się niedawno okazało - była jedynie objawem otępienia czołowo-skroniowego, Willis usunął się w cień. O tym, jak wygląda teraz jego życie, wiemy niewiele. Sporadycznie publikowane przez jego bliskich nagrania, zdjęcia lub posty nie napawają optymizmem, ale o optymizm trudno, bo choroba Willisa jest nieuleczalna. Wiadomo jednak, że jego oddanie bliskim dziś procentuje, aktor może bowiem liczyć na wsparcie najważniejszych kobiet w swoim życiu. Zapewne w dniu 68. urodzin on sam, jak i jego fani, życzyliby mu kolejnych oszałamiających kreacji. Tych jednak nie będzie. Nam zostaje jego bogaty filmowy dorobek, łobuzerski uśmiech i nagrania występów jego zespołu bluesowego „Bruce Willis and Blues Band”. Jemu zaś zostaje to, co i tak zawsze cenił najbardziej – bliskość rodziny. (PAP Life)

dsk/