„Bułhakow nienawidził wszystkiego, co ukraińskie”. Za kulisami rosyjsko-ukraińskiej wojny kulturowej

2023-04-06 15:32 aktualizacja: 2023-04-08, 09:38
Kolaż zdjęć. Wira Ahejewa. Fot. Facebook/Vira Ageeva; Oprawa książki "W cieniu imperium. Kulisy ukraińsko-rosyjskiej wojny kulturowej". Fot. Księgarnia Znak/https://www.znak.com.pl/
Kolaż zdjęć. Wira Ahejewa. Fot. Facebook/Vira Ageeva; Oprawa książki "W cieniu imperium. Kulisy ukraińsko-rosyjskiej wojny kulturowej". Fot. Księgarnia Znak/https://www.znak.com.pl/
Nakładem wydawnictwa Znak Horyzont ukazało się dzieło znanej w Ukrainie krytyczki literatury, profesora Wiry Ahejewej „W cieniu imperium. Kulisy ukraińsko-rosyjskiej wojny kulturowej”. Badaczka przeanalizowała w nim historię walki o przetrwanie kultury ukraińskiej w starciu z jej najgorszym wrogiem – rosyjskim imperializmem.
Książka opiera się na wątkach związanych z ukraińską walką o odrębność narodową. Uważny polski czytelnik może bez trudu dostrzec wiele podobieństw do historii zmagań również własnego narodu. PAP.PL publikuje fragmenty książki jeszcze przed jej oficjalną premierą.

Polski przekład zbioru esejów znanej ukraińskiej badaczki Wiry Ahejewej „W cieniu imperium. Kulisy ukraińsko-rosyjskiej wojny kulturowej”, ukazał się ostatnio nakładem krakowskiego wydawnictwa Znak Horyzont. W Ukrainie książka ukazała się dwa lata temu i szybko stała się prawdziwym kulturologicznym bestsellerem.

Jest to, w przypadku utworu, znajdującego się gdzieś pomiędzy poważną monografią naukową a książką popularnonaukową, przypadek dość rzadki, tym bardziej, jeśli chodzi o domenę literaturoznawczą.

Książka ta nie tylko miała kilka edycji, co samo w sobie świadczy o dużym zainteresowaniu czytelników i jej aktualności w oczach rodaków, ale też zebrała wiele recenzji i komentarzy (ba nawet całkiem słusznych porównań z „Trubadurami Imperium” Ewy Thompson). Uczyniła autorkę bardziej rozpoznawalną: Ahejewa stała się częstym gościem nie tylko na konferencjach naukowych, ale także zaczęła pełnić rolę współrozmówczyni popularnych blogerów na ukraińskim YouTube.

O czym więc jest praca profesor uniwersytetu „Akademia Kijowsko-Mohylańska”, laureatki najbardziej prestiżowej odznaki w dziedzinie kultury kraju – Narodowej Nagrody im. Tarasa Szewczenki?

Książka opowiada o próbach stawiania przez niepaństwowy naród oporu kulturowego w obliczu brutalnego rosyjskiego nacisku kolonialnego. Ahejewa, doskonale korzystająca z narzędzia studiów postkolonialnych, ilustruje, że nie wszystkie te starania były udane i konsekwentne; a także udowadnia, że nie każda próba miała charakter heroicznej bezkompromisowej walki.

Takie sugestie i oceny badaczki jednak tylko podkreślają kunszt i precyzję uczonej - nie czynią natomiast jej opisów losów pisarzy i ich ikonicznych dzieł mniej interesującymi. Bez względu na to, czy tekst dotyczy Szewczenki, Gogola, europocentrysty Chwylowego, czy miłośnika imperium Bułhakowa, „złamanych” sowieckich klasyków z poboru petlurowskiego czy grona współczesnych pisarzy ukraińskich; Ahejewa pozostaje wierna swojemu stylowi. Pisze nieszablonowo i wielowymiarowo, starając się wniknąć w głębię wyborów tożsamościowych autorów, ich światopoglądów, postrzegania swojego miejsca w otaczającej rzeczywistości.

Na ironię zakrawa fakt, że książka, której celem jest opowiadanie o autorefleksji ukraińskich mistrzów słowa, pomogła współczesnym Ukraińcom zająć się tym samym. Mogli przekonać się, że ich rodzima literatura, jak i kultura ich przodków, od wieków podlegała nie tylko zakazom, co jest oczywiste, ale co może jeszcze o wiele gorzej – marginalizacji i treściowemu wyjałowieniu za pośrednictwem bacznego „starszego brata”.

Uważny polski czytelnik natknie się na wiele nowych nazwisk, ale odnajdzie też dobrze znane tematy i pojęcia, takie jak: wallenrodyzm i zrzeczenie, podporządkowanie i non-konformizm, inność i mimikra, historyczna pamięć i amnezja kulturowa (chyba, w tym tekście zamieszczono mniej skrótów vs. pomiędzy wymienionymi pojęciami).

Wydawnictwo Znak Horyzont zgodziło się na opublikowanie fragmentów książki wszystkim zainteresowanym czytelnikom, gotowym podjąć intelektualną przygodę z  trudną i niejednoznaczną, ale ciekawą i ważną historią ukraińsko-rosyjskich wojen kulturowych.

***

Być może najlepszą powieścią propagandową była Biała Gwardia (i odpowiednio na jej podstawie napisana niezwykle popularna sztuka Dni Turbinów). Bułhakow miał znaczną przewagę, ponieważ znał, jak to się mówi, lokalną specyfikę, mieszkając przez wiele lat w Kijowie. Ponadto wydaje się, że nienawidził wszystkiego, co ukraińskie, nie tylko z powodów czysto ideologicznych, ale także z pewnych bardzo osobistych przyczyn. Rosyjski klasyk miał chyba głębokie kompleksy i urazy psychiczne związane z przeklętymi petlurowcami.

Te prywatne krzywdy i urazy związane są z traumą całej kultury imperialnej. A spowodowane były głównie tym, że Rosja, w przeciwieństwie do mocarstw zachodnich, dokonała aneksji niektórych terytoriów cywilizacyjnie bardziej rozwiniętych od metropolii. Kijów miał nieporównanie starszą tradycję historyczną niż Moskwa, trzeba było zapraszać naukowców z Akademii Mohylańskiej, z Ukrainy wywożono zabytki do muzeów w Moskwie i Sankt Petersburgu w celu potwierdzenia sukcesji władzy.

Wymyślono wyrafinowane teorie o ścisłym powiązaniu Rusi Kijowskiej i Moskwy. A teraz, ku wielkiemu zaskoczeniu i przerażeniu twórców wielkich mitów, wszystko zaczęło się rozpadać. W końcu, jeśli znienawidzony Bułhakow i jego kompani Symon Petlura czy Pawło Skoropadski ustanowią suwerenne państwo, mogą pozbawić ziemie przodków ich brutalnie uzurpowanego dziedzictwa. Na uwagę zasługuje to, że w Białej Gwardii powtarzają się wzmianki o pomniku księcia Włodzimierza z lśniącym, podświetlanym krzyżem, który wskazuje drogę w ciemności. Kiedy książę chrzciciel, sobór Świętej Sofii, Ławra i cała kijowska (i nie tylko kijowska) architektura zostanie położona, jak podkreślono w powieści, pod fundamenty rosyjskiej wielkości, to podobno w Ukrainie pozostaną tylko „chaty Szewczenki”, jak pisał niegdyś Paustowski, i mroczny bandycki żywioł. Ale w Sofii słychać było język ukraiński, na placach powiewały żółte i niebieskie flagi – i tak wszystkie dobra i skarby archeologiczne trzeba będzie oddać. I nie będzie czym zapełnić gablot w muzeach Petersburga i Moskwy. Historia niezwiązana z okresem kijowskim nie będzie już tak wspaniała jak kiedyś. A tradycje wielkiej literatury rosyjskiej, za których przedstawicieli z dumą uważają się Bułhakow lub Paustowski, okażą się mocno uszczuplone. Walczyć trzeba było o własne przywileje statusowe.

Życzliwi propagandyści pospieszyli, by ratować sytuację, gorliwie chroniąc imperialne świętości przed lokalnymi barbarzyńcami, tymi wszystkimi petlurowcami i hetmanami, którzy pojawili się znikąd na polu walki historii. W tym kontekście bardzo ciekawy jest epizod z pomnikiem Bohdana Chmielnickiego opisany w Białej Gwardii. Hetman został włączony do imperialnego dyskursu jako rzecznik jedności narodów pod berłem prawosławnego cara, a na odsłoniętym w 1888 roku pomniku widniał napis „Bogdanowi Chmielnickiemu Rosja zjednoczona i niepodzielna”. W 1919 roku napis zaczęto rozbierać. Bułhakow opisuje próbę uwolnienia twórcy ukraińskiego państwa kozackiego z „niewoli” jako bezwartościową rywalizację między pigmejami a niewzruszonym i potężnym olbrzymem. (Opis posągu konnego zawiera aluzje do Miedzianego jeźdźca Puszkina). Nagle przez chmury przebiło się krwawe słońce, którego nigdy wcześniej nie widziano w Kijowie:


Najzupełniej niespodziewanie rozdarło się w prześwicie między kopułami szare tło i w mętnej mgle ukazało się nieoczekiwane słońce. Było wielkie, równie wielkiego nikt na Ukrainie nigdy jeszcze nie widział, i bardzo czerwone, jak czysta krew. Od kuli z trudem jaśniejącej przez przesłonę chmur rytmicznie a daleko ciągnęły się smugi zaschniętej krwi i osocza. Słońce zabarwiło krwawo centralną kopułę Świętej Zofii, rzuciło na plac dziwaczny cień i Bohdan w tym cieniu zrobił się fioletowy, a tłum miotającego się ludu stał się jeszcze czarniejszy, jeszcze gęstszy, jeszcze niespokojniejszy. I widać było, jak na skałę wspinali się po drabinie jacyś szarzy, dziarsko przepasani, i bagnetami próbowali podważyć widniejący na czarnym granicie napis. Ale bagnety bezsilnie ślizgały się i odskakiwały od granitu. Galopujący zaś Bohdan wściekle podrywał konia do skoku ze skały, chciał odsądzić się od tych, którzy ciężko zwiśli na kopytach rumaka.


W ten sposób słynne kijowskie pomniki zdają się pilnie strzec rosyjskiej pamięci historycznej przed zakusami tymczasowych i przypadkowych gospodarzy miasta, bezczelnych samozwańców, którzy według arystokratycznych białogwardzistów, takich jak Turbin, mieli wkrótce zginąć i rozproszyć się niczym chorobliwa mgła. Walki o pamięć stały się bardzo ważnym elementem konfrontacji politycznej podczas rewolucji. Jednym z ważniejszych epizodów w tym czasie była „ukrainizacja” hetmana Chmielnickiego. Już w kwietniu 1917 roku powstał Pierwszy Ukraiński Pułk imienia Bohdana Chmielnickiego, właściwie pierwsza ukraińska jednostka wojskowa, której żołnierze nazywali się bohdańczykami. Pamięć o przeszłości okazała się absolutnie niezbędna dla ustrukturyzowania teraźniejszości, a hetman Chmielnicki stał się jednym z symboli państwa ukraińskiego i tożsamości ukraińskiej. Proza Michaiła Bułhakowa bywa jawnie autobiograficzna. I właśnie w takich zapiskach związanych z rewolucyjnym Kijowem z obsesyjną nieuchronnością powtarza się epizod konfrontacji inteligentnego lekarza z dzikimi barbarzyńcami Petlury. W jednej opowieści alter ego pisarza zabija wroga, w drugiej próbuje to zrobić. Przedstawienie ukraińskiego Kijowa, Centralnej Rady i petlurowców jest całkowicie karykaturalne, poza tym uderza nieskrywana ognista nienawiść i wstręt odczuwany przez autora, czego po prostu nie można przeoczyć. Odwzorowane są tu bardzo głębokie traumy, których analiza jest niezwykle ważna, ponieważ są bolesnymi, nieuleczalnymi urazami nie tylko popularnego rosyjskiego klasyka, ale całej kultury imperialnej. Bułhakow nazwał powieść Biała Gwardia swoim ulubionym dziełem. I to świadectwo też jest bardzo znaczące, bo mówi nieco o wspomnianej obsesji na punkcie osobistej pasji. Co jak co, ale pisarzowi nigdy nie udało się osiągnąć epickiej bezstronności, oczywiście ze szkodą dla wszystkich bez wyjątku dzieł, ponieważ naga publicystyka w takim gatunku literackim jak powieść nie jest wiele warta. Biała Gwardia tworzy mit imperialny, w którym nie ma miejsca na żadne mediacje, wątpliwości, cienie i niuanse, w końcu na nic, co narusza najściślejszą możliwą linię demarkacyjną między światem kultury wysokiej a marnym barbarzyństwem.


***

Zwycięstwo afirmacji tożsamości ukraińskiej miało oczywiście korzenie nie tylko w pamięci prywatnej, rodzinnej, ale także zbiorowej. Mimo wszystkich czystek pamięć kulturowa nie została utracona, a antyimperialna kultura oporu nigdy się nie skończyła. Nawet bezstronni badacze nie uważali za możliwe uznanie Rosji za klasyczne imperium. Rosja wzięła w posiadanie nie odległe terytoria zamorskie, ale sąsiednie ziemie. A poza tym na Zachodzie narody kulturowo wyższe od Moskwy były jej militarnie podporządkowane, więc zwycięzcy musieli długo zwalczać własne zacofanie przy pomocy pokonanych. Rosja dość bezceremonialnie wzbogaciła i uszlachetniła swoją historię i kulturę o zagraniczne osiągnięcia i sukcesy, pozbawiając Ukraińców ich przeszłości. Badania dokumentów historycznych na początku XIX wieku były inspirowane nie tylko potrzebą udowodnienia praw arystokratycznych rosyjskiej szlachty, lecz także jednoczesnym wzrostem zainteresowania przeszłością w celu utożsamienia się z własną teraźniejszością. Był to jeden ze sposobów na refleksję nad sytuacją podporządkowania, a co za tym idzie na budowanie strategii jej przezwyciężania. Dochodzenie praw Ukrainy do pewnego momentu odbywało się w ramach uznania podwójnej lojalności. Ale upokorzenie związane z pozbawieniem pamięci i tożsamości narodowej wymusiło refleksję historyczną i poszukiwanie podstaw kulturowej odrębności i afirmacji. 

Edward Said, rozważając wzajemne relacje między kulturą a imperializmem, używa sformułowania „nieminione przeszłości”, podkreślając, że 


[…] jednym z najczęstszych sposobów interpretowania teraźniejszości jest odwołanie się do czasów minionych. Do takich odwołań skłania nas nie tylko różnica zdań w kwestii tego, co się naprawdę zdarzyło i jaka ta przeszłość była, ale również brak pewności, czy przeszłość istotnie jest przeszłością, czy może trwa nadal, w zmienionych formach. Jest to problem leżący u podstaw wielu dyskusji na temat wpływów, na temat winy i sądu, na temat sytuacji bieżącej i przyszłych priorytetów. 


Ugoda perejasławska miała inną strukturę w Ukrainie, a inną w Rosji. Postulowana równość suwerennych państw od początku nie była uznawana i Moskwa ją naruszała. Kiedy kijowska elita intelektualna, powołana do budowy rosyjskiej Cerkwi, instytucji edukacyjnych i naukowych, liczyła na postęp kulturowy i afirmację wyznawanych przez nią wartości, twórcy imperium postrzegali Ukrainę jedynie jako zdominowaną kolonię, źródło środków dla wzbogacenia centrum. 

Słowami najwybitniejszego poety, Aleksandra Puszkina, metropolia głosiła, że „Mała Rosja” nie ma przyszłości, że outsider szybko popadnie w zapomnienie, a zwycięzca bitwy pod Połtawą Piotr Wielki zbudował niezniszczalny pomnik wielkości swojego państwa. Kiedy autor wiersza Połtawa arogancko podkreślał, że nikt poza ślepymi kobziarzami na wiejskich drogach nie pamięta „zdrajcy” Mazepy, nie docenił znaczenia takich pieśni w dobie romantyzmu i nacjonalizmu. Etnografia i folklor okazały się w XIX wieku naukami politycznymi, a nowa literatura ukraińska stała się tubą kulturowego oporu. Największy narodowy poeta-prorok utożsamiał się właśnie z kobziarzem jako nosicielem pamięci zbiorowej. Od Kotlarewskiego, Kwitki-Osnowjanenki, charkowskich romantyków do epoki modernizmu i powstania państwa widać, jak różne modele tożsamości proponowano, jak toczono walkę o zachowanie pamięci zbiorowej, podważano roszczenia imperialne i własne, a wreszcie ogłoszono kulturową samowystarczalność. Dla ukształtowania tożsamości obraz innego, obcego jest absolutnie niezbędny, a dla literatury ukraińskiej XIX wieku innym była właśnie „Moskwa”, uosobienie zagrożenia i dewastacji, dla społeczeństwa ukraińskiego ucieleśnienie niszczących sił.

***

Na początku lat dziewięćdziesiątych wszyscy znaleźliśmy się w sytuacji ludzi, którzy przez bardzo długi czas musieli milczeć, ukrywać się i udawać, nie być sobą, aż wreszcie nie mieli komu opowiedzieć o wszystkim, co ich naprawdę spotkało. Niezaspokojona chęć wypowiedzenia się (i to nawet po trzech pokoleniach!) tylko wzmogła zainteresowanie przemilczaną przeszłością. Dla pokolenia lat osiemdziesiątych, które wyznaczało kierunki rozwoju artystycznego od końca ubiegłego stulecia, były to wspomnienia rodziców i dziadków, czyli pamięć żywa, utrwalana w przekazach ustnych szczególnie pilnie wobec szaleńczej gorliwości, z jaką ideologia i polityka kulturalna robiły wszystko, by to doświadczenie uciszyć i skazać na ostateczne zapomnienie. 

Niestabilna sowiecka tożsamość, wyhodowana w laboratorium w toku okrutnego eksperymentu społecznego, przynajmniej dla dużej części Ukraińców w jednej chwili rozpadła się i rozkruszyła, zatem trzeba było szukać odpowiedzi na pytanie, kim jesteśmy, gdy pozostajemy sobą. Nie można w pełni żyć z długotrwałą przewlekłą amnezją, chorobę trzeba leczyć. Rosnąca presja imperialna, a tym bardziej faza wojny ukraińsko-rosyjskiej, niesamowicie wzmocniła świadomość, że bez narodowego samostanowienia nie ma wyjścia z imperialnej opresji. Naród musi łączyć wspólna pamięć zbiorowa, a wojny o nią stają się coraz bardziej zaciekłe. Przecież zarówno to, co społeczność pamięta, jak i to, o czym chce zapomnieć, przyczynia się do jednoczenia.

Ukraiński wiek XX właściwie nigdy nie przeszedł do historii, nadal nie da się go w sposób bezstronny i wyważony wyjaśnić, tworząc ekspozycję muzealną lub przygotowując publikację dokumentów archiwalnych. Zamiast tego niepokoi i domaga się osobistych odpowiedzi od potomków tych, którzy walczyli, wojowali, przeżyli, którzy byli bohaterami, zdrajcami czy wspólnikami. Poszukiwań nieprzetartych ścieżek nie da się zatrzymać, dopóki jest choć cień nadziei, że doprowadzą one do miejsc, w których będzie można odkryć o sobie coś nowego.

Autor: Ihor Usatenko (PAP)

iua/dsk