Setki dzikich zwierząt pozostało bez opieki w Ukrainie. Żołnierze znajdują je na linii frontu

2023-04-13 10:37 aktualizacja: 2023-04-13, 22:41
Tygrys uratowany fundacją Wild Animals Ua, Fot. PAP/Iryna Hirnyk
Tygrys uratowany fundacją Wild Animals Ua, Fot. PAP/Iryna Hirnyk
Międzynarodowa Fundacja Charytatywna Wild Animals Ua zajmuje się ratowaniem dzikich zwierząt. Od początku inwazji na pełną skale ewakuuje ich z pierwszej linii frontu Do dziś udało się uratować 600 dzikich zwierząt. Fundacja nawiązała współprace m.in. z poznańskim zoo. Dyrektorka ogrodu Ewa Zgrabczyńska przyjmuje zwierzęta po rehabilitacji i załatwia dla nich miejsca stałego pobytu. „Ratuję dzikie zwierzęta, żeby pozostać człowiekiem. Zwłaszcza przy tej całej brutalności i barbarzyństwu, z którą weszli do nas Rosjanie” - mówi w wywiadzie dla PAP.PL założycielka fundacji Natalia Popova.

Jak podkreśla Popova,  głównym celem jej działalności jest tymczasowa rehabilitacja dzikich zwierząt. „Ratujemy je, udzielamy niezbędnej pomocy, karmimy, leczymy. A potem szukamy im godnych warunków do dalszego życia. Zajmujemy się również zwierzętami takimi jak lwy, tygrysy czy niedźwiedzie, które urodziły się w niewoli i nie mogą być wypuszczone na wolność. Gdy są już w dobrej kondycji, przekazujemy je za granicę do innych ośrodków” – opowiada Natalia. 

Przykładem jest poznańskie zoo, do którego Popova przekazała już ponad 200 zwierząt. „Dyrektor Zgrabczyńska przyjmuje od nas wszystkie zwierzęta, które przeszły rehabilitację, a następnie szuka im stałego miejsca do życia” - tłumaczy. I dodaje: „Śledzę ich losy, a potem cieszę się, gdy widzę, jak spokojnie żyją. W takich chwilach rozumiem, dlaczego to robię i dlaczego ryzykuję życiem. I to daje mi siłę”.

Ukraina od lat zmaga się z problemem trzymania dzikich zwierząt przez prywatne osoby – w ciasnych klatkach i nieodpowiednich warunkach. Po inwazji na pełną skalę, kiedy wiele osób wyjeżdżało z kraju, zwierzęta pozostawiano na pastwę losu. „Te zwierzęta miały wyjątkowego pecha, bo nie miały szans na samodzielne wyjście z klatki” – opowiada Popova. Podkreśla, że części zwierząt groziła śmierć, ale cudem zostały uratowane niemal w ostatniej chwili.

Głównie to żołnierze walczący na froncie znajdują zwierzęta, które są później ewakuowane. „Wtedy nasz 3-osobowy zespół jedzie i zabiera stamtąd zwierzęta. Wojsko pomaga nam w załadunku, a także osłania nasz powrót” – relacjonuje wolontariuszka.  „Pewnego razu wojsko wezwało nas do Bachmutu na ratunek niedźwiedzia. Wszystko wokół było zniszczone. Stan niedźwiedzia był na tyle zły, że nie mógł ustać na łapach. W jego ratowaniu pomagało mi piętnastu żołnierzy. Wszyscy narażaliśmy swoje życie, ale dla nas najważniejsze było żeby nie stracić swojego człowieczeństwa” - dodaje. 

Popova z wykształcenia nie jest weterynarzem. Jednak wojna zmusiła ją do tego, by jak lekarz pomagać dzikim zwierzętom. Mimo braku medycznego doświadczenia, zmuszona jest czasem podać zwierzęciu dożylnie znieczulenie. Jak twierdzi, żaden weterynarz nie zgodzi się pojechać na front. Dlatego uczy się wszystkiego na bieżąco. „Pierwszy raz wykonywałam znieczulenie przez telefon z lekarzem. Nie miałam nawet profesjonalnej rurki. Dopiero poznańskie zoo mi ją przekazało. Wcześniej miałam rurę kanalizacyjną, przez którą podawałam środek znieczulający” - opowiada.

Na pytanie, dlaczego wciąż ryzykuje i ratuje dzikie zwierzęta odpowiada, że „każdy Ukrainiec powinien pomagać krajowi sposób, w jaki może. Ja mogę się przydać w ratowaniu zwierząt. Ratuję dzikie zwierzęta, żeby pozostać człowiekiem. Zwłaszcza przy tej całej brutalności i barbarzyństwu, z którą weszli do nas Rosjanie”. 

Wesprzeć fundację można na stronie https://linktr.ee/wildanimalsua.

Autorka: Iryna Hirnyk

ira/ kw/