Młodszy brat wokalisty Backstreet Boys Nicka Cartera zmarł nagle 5 listopada w wieku 34 lat. Został znaleziony martwy w wannie w swoim domu w kalifornijskim Lancaster. Choć od samego początku podejrzewano, iż do zgonu muzyka doprowadziło zażycie przez niego substancji odurzających, oficjalna przyczyna śmierci pozostawała tajemnicą. Aż do teraz. Amerykański serwis internetowy „TMZ” dotarł bowiem do raportu lekarza medycyny sądowej hrabstwa Los Angeles, który prowadził śledztwo w sprawie ustalenia przyczyny śmierci Aarona Cartera.
Przyczyna śmierci Aarona Cartera
Rezultaty śledztwa koronera wskazują, że artystę zabiła niezwykle groźna mieszanka xanaxu i difluoroetanu. Wokalista tuż przed śmiercią miał zażyć powszechnie stosowany lek przeciwlękowy i wdychać sprężone powietrze. Specjaliści ostrzegają, że wdychanie difluoroetanu jest poważnym zagrożeniem dla narządów wewnętrznych - może skutkować uszkodzeniem płuc i mózgu, a nawet nagłym zatrzymaniem krążenia. Specjalista medycyny sądowej wskazał, że Carter najprawdopodobniej poślizgnął się w wannie, po czym zemdlał i utonął.
Bliscy muzyka kwestionują jednak ustalenia koronera. Matka gwiazdora już wcześniej twierdziła, że jej syn mógł zostać zamordowany. „Policja nie przeprowadziła rzetelnego śledztwa pod kątem zabójstwa tylko dlatego, że Aaron był uzależniony od leków. Wielokrotnie dostawał groźby śmierci, mnóstwo osób próbowało utrudnić mu życie” – zaznaczyła Jane Schneck w rozmowie z prasą. Raport lekarza medycyny sądowej skomentowała też teraz była narzeczona Cartera, Melanie Martin. Jak podkreśla, według niej ustalenia koronera są niespójne. „Wyniki autopsji nie zamykają sprawy. Aaron zmarł w wyniku utonięcia, a jednak w chwili śmierci leżał w wannie mając na sobie koszulkę i naszyjnik. To nie ma żadnego sensu” – powiedziała serwisowi „TMZ”. (PAP Life)
mj/