W piątek po południu rodzina, bliscy i przyjaciele pożegnali Marka "Misia" na Cmentarzu Sołackim w Poznaniu.
"Zebraliśmy się, żeby pożegnać Marka, mojego brata, który zginął, niosąc pomoc w Ukrainie – niosąc pomoc ludziom, którzy bardzo tej pomocy teraz potrzebują. Ci, którzy znali Marka bliżej, wiedzą, że jego życie nie zawsze układało się podręcznikowo, ale poświęcił swoje życie, niosąc pomoc ofiarom bestialskiego napadu na Ukrainę. To na pewno jest prawe, dobre i takiego go zapamiętajmy: oddanego dobrej sprawie" – powiedział podczas uroczystości brat zmarłego.
"Może pogrzeb nie jest najlepszym miejscem na cytowanie klasyki polskiej komedii, a może właśnie jest, w każdym razie chciałem powiedzieć, parafrazując Siarę: +Młody, jak ty mnie zaimponowałeś w tej chwili!". Spoczywaj w pokoju, braciszku" – dodał.
Wiceprezydent Poznania Jędrzej Solarski odczytał kierowane do rodziny zmarłego pismo prezydenta miasta. Jacek Jaśkowiak podkreślił w nim, że wolontariusz "już za życia stał się wzorem i bohaterem nie tylko dla poznaniaków, ale też dla mieszkańców całej Polski".
"Udowodnił, że w niesieniu pomocy innym nie ma dla niego żadnych granic. Dlatego należy mu się za to bezgraniczny szacunek. Za swój heroizm zapłacił najwyższą cenę. To dzięki działalności osób takich jak pan Marek nasz kraj uznawany jest za angażujący się w pomoc Ukrainie w sposób szczególny, a Polacy za ludzi wrażliwych na los innych, którzy nie potrafią stać bezczynnie, gdy atakowani są bezbronni" – napisał Jacek Jaśkowiak.
Współtwórca i koordynator Inicjatywy Nehemiasz Ksawery Sroka powiedział, że jego przyjaciel Marek "wsiąkł w ideę pomagania Ukrainie".
"To co robił, było motorem do zmian w jego prywatnym życiu. Widziałem w ostatnich miesiącach u Marka wielkie, pozytywne zmiany. Tak szerzej patrząc, to jest coś, co świetnie pokazuje nam to, co dzieje się między naszymi narodami, między Ukrainą a Polską – nie patrzmy na rzeczy stare, chociaż one są ważne, bo oto dzieje się nowa rzecz, której Marek był i na zawsze będzie częścią" – powiedział.
Wolą rodziny było, aby zamiast zakupu kwiatów na pogrzeb, przekazać pieniądze na pomoc dla Ukrainy.
Ksawery Sroka powiedział PAP, że po zakończeniu marcowego wyjazdu Marek miał w Polsce załatwić swoje sprawy zawodowe, po czym pojechać na miesiąc do Donbasu, by służyć tam, dostarczając pomoc humanitarną i w razie potrzeby ewakuować ludzi.
Dzień po pogrzebie przyjaciele Marka z Polski i z Ukrainy pojadą do Łucka i dalej na wschód. Nowe auto Nehemiasza, ford transit o nazwie własnej "Miś", zostanie przez miesiąc na Ukrainie, służąc tak, jak zaplanował to Marek.
Przygotowywane jest też auto do ewakuacji medycznej "Miś 2", które latem również pojedzie na Ukrainę. "W ten sposób chcemy nie tylko uhonorować Marka, ale też kontynuować jego wymarzone dzieło" – podała Inicjatywa Nehemiasz.
Polski wolontariusz zmarł 27 marca w szpitalu w Kijowie
Dwaj wolontariusze Inicjatywy Nehemiasz zostali ranni 16 marca w obwodzie donieckim. Lżejsze rany odniósł mieszkający na stałe w Polsce obywatel Ukrainy. Ciężej ranny został obywatel Polski - w wyniku ostrzału doznał rozległych obrażeń jamy brzusznej. Zmarł 27 marca w szpitalu w Kijowie.
Współtwórca i koordynator Inicjatywy Nehemiasz Ksawery Sroka powiedział PAP, że Marek z pierwszą misją na Ukrainę pojechał jesienią 2022 r. Był to transport do Irpienia, do centrum wolontariatu.
"Pojechał i – chwyciło go. Był pod ogromnym wrażeniem tego, co tam zobaczył, ludzi, których tam poznał, historii, które tam usłyszał. Chciał pomagać jeszcze bardziej, jeszcze intensywniej, angażował się finansowo. Cieszyłem z jego zapału, z tego zaangażowania mojego przyjaciela" - powiedział.
Marek brał potem udział w kilku wyjazdach z pomocą humanitarną m. in. w rejony przyfrontowe na Zaporożu i w Donbasie. Jego wyjazdowym partnerem stał się ukraiński wolontariusz Oleh, od kilku lat mieszkający w Poznaniu.
"Z Markiem znałem się jeszcze z Poznania. Tym, co robimy, zainteresował się, gdy my tu, w Warszawie, prowadziliśmy ośrodek dla uchodźców. Jeszcze w maju 2022 r. zastanawialiśmy się, czy jest sens wyjeżdżać z pomocą na Ukrainę vanem, może dwoma, skoro tak dużą pomoc kieruje tam nasze państwo, duże podmioty wysyłają całe tiry pomocy. Oleh zauważył wtedy, że ta duża pomoc dociera do dużych miejscowości, gorzej jest z zaopatrzeniem mniejszych miejsc. Gdy zaczęliśmy jeździć na Ukrainę, Marek błyskawicznie załatwił sobie paszport - też chciał jeździć i pomagać" – powiedział Ksawery Sroka.
Koordynator Inicjatywy Nehemiasz dodał, że jego przyjaciel związany był z harcerstwem i środowiskiem survivalowym. Z czasów harcerstwa pochodzi jego pseudonim "Miś".
"Obaj byliśmy w kręgu harcerzy, którzy nawiązywali do tradycji polskich komandosów na Zachodzie. Można powiedzieć, że bawiliśmy się w wojsko - ostatecznie żaden z nas do wojska nie poszedł" - powiedział.
Marek miał przeszkolenie paramedyczne. Przeszedł też organizowane przez amerykańską fundację szkolenie dla wolontariuszy wyjeżdżających w rejony przyfrontowe. "Marek i Oleh wiedzieli, jak się zachowywać pod ostrzałem. Wiedzieli, dokąd jadą i z jakim ryzykiem to się wiąże. W krytycznej sytuacji zadziałali tak, jak należało” – podkreślił Ksawery Sroka.
Ostatnia misja
Swoją ostatnią misję Marek rozpoczął 14 marca. Wyjechał załadowanym pomocą sprinterem z Warszawy. Następnego dnia dojechał wraz z Olehem do Dniepru. Tam zaplanowali trasę na kolejny dzień, zakładając dostawę pomocy do dwóch miejsc w kierunku linii frontu.
Po rozładunku w Konstantynówce, 27 km na zachód od Bachmutu, wyruszyli pustym autem w drogę powrotną. Mieli kamizelki kuloodporne i hełmy. Po pokonaniu kilkudziesięciu metrów usłyszeli cztery wybuchy.
"Jechali pojazdem nieopancerzonym, który nie dawał im żadnej osłony. Zgodnie z procedurą wysiedli i pobiegli w kierunku pobliskiego budynku. Przypadli do betonowych schodków. Byli wyszkoleni, wyposażeni, zadziałali zgodnie z procedurami. Tym razem to nie wystarczyło – Oleh dostał w bok dwa, trzy odłamki, Marek dostał poniżej kamizelki całą garść odłamków. Gdyby zostali w aucie – obaj zginęliby na miejscu. Widziałem zdjęcia z policyjnych oględzin – samochód był w środku poszatkowany” – powiedział Ksawery Sroka.
Obu wolontariuszy natychmiast ewakuowali ratownicy medyczni z donieckiej policji.
"Za wszelką cenę chcieli uratować Polaka"
"Kiedy miejscowi paramedycy dowiedzieli się, że Marek jest Polakiem niemal wpadli w amok: za wszelką cenę chcieli uratować Polaka. Sprowadzano dla niego specjalną karetkę. W każdym szpitalu podejście było takie samo: trzeba ratować Polaka! Była nadzieja, tej nadziei trzymaliśmy się do końca” – powiedział.
Marek po 11 dniach i pobycie w trzech szpitalach zmarł 27 marca w Kijowie.
"Mama Marka powiedziała: Marek zginął za to, w co wierzył. Wolą rodziny jest, aby zamiast zakupu kwiatów na pogrzeb, przekazać pieniądze na pomoc dla Ukrainy. Jeśli chcesz uczcić pamięć "Misia", wesprzyj akcję pomocy Ukrainie. Niekoniecznie naszą, jest ich tak wiele, że masz w czym wybierać” – poinformowała Inicjatywa Nehemiasz w mediach społecznościowych.
Ksawery Sroka powiedział, że po zakończeniu marcowego wyjazdu Marek miał wrócić do Polski, załatwić swoje sprawy zawodowe, po czym pojechać na miesiąc do Donbasu, by służyć tam dostarczając pomoc humanitarną i w razie potrzeby ewakuować ludzi.
Dzień po pogrzebie przyjaciele Marka z Polski i z Ukrainy pojadą do Łucka i dalej na wschód. Nowe auto Nehemiasza, ford transit o nazwie własnej "Miś" zostanie przez miesiąc na Ukrainie, służąc tak, jak zaplanował to Marek.
Przygotowywane jest też auto do ewakuacji medycznej "Miś 2", które latem również pojedzie na Ukrainę. "W ten sposób chcemy nie tylko uhonorować Marka, ale też kontynuować jego wymarzone dzieło" - podała Inicjatywa Nehemiasz.
Działania Nehemiasza można śledzić i wspierać; więcej informacji znaleźć można na stronie internetowej inicjatywa-nehemiasz.pl. (PAP)
Autor: Rafał Pogrzebny
mj/gn/