Po warszawskiej hucie ArcelorMittal oprowadza nas Grzegorz Kielich, który po przepracowaniu w niej 40 lat odszedł już na emeryturę, ale z hutą nie może się rozstać, ponieważ jak sam mówi "to jego drugi dom, dlatego z radością oprowadza wycieczki".
Każdy zwiedzający hutę ma obowiązek założenia specjalnego ubrania ochronnego, butów, kasku, maseczki przeciwpyłowej oraz maseczki ochronnej. Szybko przekonujemy się, że są one niezbędne, bo na hali głównej, gdzie znajduje się piec hutniczy zapylenie jest bardzo duże – pył unosi się w powietrzu, osadza na powierzchni.
"Proszę zobaczyć, mimo regularnego sprzątania, podłogę w tym miejscu pokrywa niemal centymetrowa warstwa czarnego proszku. Zapylenie jest naprawdę spore" - wyjaśnił pan Grzegorz. Podchodzimy do miejsca, gdzie z bezpiecznej odległości można podziwiać pracę pieca elektryczno-łukowego. To właśnie w nim przetapiany jest sprasowany lub rozdrobniony złom.
"Można ją przetwarzać bez końca"
"Stal ma tę fantastyczną cechę, że można ją przetwarzać bez końca. Produkcja stali ze złomu jest o wiele bardziej ekologiczna niż produkcja z rud żelaza, ponieważ wytwarza o 75 procent mniej dwutlenku węgla" - powiedziała rzeczniczka prasowa Ewa Karpińska z Huty ArcelorMittal Warszawa.
Zatrzymujemy się w miejscu, gdzie przygotowywany jest złom do przetopienia. W kontenerach znajdują się kostki sprasowanych elementów samochodów, konstrukcji stalowych, maszyn – chociaż na tym etapie nie przypominają już swoich poprzednich wcieleń. Ilość złomu robi jednak wrażenie, w zestawieniu z wyobrażeniem, że powstaną z niego nowe konstrukcje, części do samochodów, maszyn.
Pod wpływem wysokiej temperatury złom zamienia się w płynny metal, który spuszczany jest do kadzi głównej. "Taki spust trwa kilka minut i odbywa się mniej więcej co godzinę. Przetopiony złom transportowany jest do pieco-kadzi, w której przygotowywany jest poprzez dorzucanie odpowiednich dodatków właściwy wytop, o odpowiedniej właściwości chemicznej" - podkreślił pan Grzegorz. Operator, wyposażony w specjalny, szczelny srebrny kombinezon pobiera dwukrotnie próbki, które trafiają do laboratorium. Tam sprawdzane są ich właściwości – w tym zawartość węgla i siarki.
W pieco-kadzi, pod wpływem temperatury około 1650 stopni Celsjusza, składniki się mieszają i następuje faza rafinacji czyli czyszczenia z niepożądanych składników chemicznych. Po rafinacji kadź zabiera jest do kolejnego urządzenia, w którym wytop oczyszcza się z zanieczyszczeń niemetalicznych – wodór i tlen. Stal jest poddawana próżniowemu odgazowaniu.
Kolejnym etapem jest odlewanie, podczas którego z kadzi głównej wytop przelewany jest do kadzi pośredniej, a stamtąd przechodzi przez krystalizator i rozdzielany jest na kilka strumieni uzyskując kształt bardzo długich graniastosłupów.
Serce odlewania
Zaglądamy do kabiny – a raczej przestronnego pokoju z wielkimi przeszklonymi szybami. "Tu jest serce odlewania. Operatorzy sterują procesem, mają podgląd na wszystkie maszyny" – objaśnił nasz przewodnik. Gdy spoglądamy przez szybę widać jak czerwone belki wychodzą na zewnątrz. Przypomina to proces produkcji makaronu, z tym, że ciastem jest tutaj rozgrzany do czerwoności wytop, który poprzez krystalizacje powoli zaczyna zmieniać swój stan z ciekłego na stały.
Kęsy, bo tak się nazywają te stalowe "makarony", przesuwają się dalej na ogromnych wałach, cięte są na krótsze odcinki i poddawane zostają procesowi chłodzenia. Dalej wędrują do walcowni, gdzie przechodzą proces kształtowania na stalowe pręty – gładkie lub żebrowane. Hala walcowni ma zupełnie inny wygląd niż hala huty – nie ma już tu pyłu, za to proces walcowania jest dość widowiskowy – pręty przechodzą przez kilkanaście punktów, gdzie pod wpływem temperatury i zgniatania są wyszczuplane.
Cała ta taśma ma kilkaset metrów. Kończymy naszą wycieczkę w miejscu, gdzie ogromne paczki stalowych prętów ładowane są ciężarówki. Za pomocą dźwigu umocowanego na suwnicy, operator suwnicy sprawnie układa wielotonowe paczki na przyczepie ciężarówki.(PAP)
Autorka: Monika Rutke
gn/