"Po brexicie wysokość czesnego dla studentów z UE wzrosła mniej więcej trzykrotnie plus trzeba pamiętać, że nie są już dostępne dla nich pożyczki studenckie, więc dla wielu osób koszty stały się zaporowe. W zasadzie tylko ci, którzy mieszkali już wcześniej w Wielkiej Brytanii, mają jakieś dodatkowe finansowanie, bądź pochodzą z bardzo zamożnych rodzin mogą się obecnie zdecydować na studia w Wielkiej Brytanii" - mówi w rozmowie z PAP Jakub Babuska.
Do czasu zakończenia okresu przejściowego po brexicie studenci z UE byli traktowani tak samo jak brytyjscy, czyli czesne było ograniczone do 9250 funtów za rok, a ponadto mieli prawo do kredytów studenckich. Teraz są traktowani tak samo jak obywatele wszystkich krajów trzecich. Efekty tego widać w statystykach.
Według danych UCAS, organizacji zajmującej się obsługą procesu rekrutacji na brytyjskie uniwersytety, w styczniowym, czyli głównym terminie dokumenty na brytyjskie uniwersytety na rok akademicki 2023/24 złożyło 680 kandydatów mających stałe miejsce zamieszkania w Polsce. Ta liczba może jeszcze nieco wzrosnąć, bo na niektóre kierunki artystyczne aplikacje składa się później, poza tym jest jeszcze dodatkowy termin w czerwcu, ale nie zmieni to ogólnego obrazu.
Dla porównania - w roku 2020, ostatnim, gdy obowiązywały stare zasady, zgodnie z którymi kandydaci z krajów Unii Europejskiej byli traktowani tak samo jak Brytyjczycy, dokumenty w styczniowym terminie złożyło 3900 kandydatów z Polski, co było rekordem. Ale także przez kilka poprzednich lat ta liczba przekraczała 3000. Tegoroczna liczba chętnych jest też wyraźnie niższa niż ta z 2021 r. - 1110 - gdy oprócz nowych zasad ważnym czynnikiem zniechęcającym była pandemia Covid-19.
Babuska zwraca uwagę, że studenci z polskim obywatelstwem aplikujący na brytyjskie uniwersytety to nie tylko ci, którzy kończą szkoły w Polsce i przyjeżdżają do Wielkiej Brytanii, ale też ci, którzy tu mieszkają od pewnego czasu. "Sądzę, że to oni będą w coraz większym stopniu reprezentować Polskę na uczelniach" - mówi.
Jak dodaje, w efekcie absolwenci polskich szkół, którzy chcą studiować za granicą, coraz częściej wybierają inne kraje. "Kwestie finansowe sprawiają, że oferty uniwersytetów europejskich, które albo w ogóle nie pobierają czesnego, albo jest ono dużo niższe, stają się znacznie bardziej konkurencyjne. Plus trzeba do tego dodać koszty życia, które szczególnie w przypadku Londynu są wyższe niż w większości pozostałych miejsc w Europie" - mówi Jakub Babuska.
Spadek chętnych do studiowania na brytyjskich uniwersytetach nie dotyczy tylko Polaków - w mniejszym lub większym stopniu podobny trend jest w przypadku prawie wszystkich krajów UE, choć w przypadku tych z Europy Środkowo-Wschodniej jest on wyraźnie wyższy. Jak pokazują statystyki UCAS, o ile w latach 2015-20 dokumenty w styczniu składało 42-45 tys. kandydatów z UE, to w tym roku zrobiło to tylko 20,5 tys. Jedynym krajem, z którego liczba chętnych rośnie jest Irlandia, co wynika z tego, że jej obywatele są wyłączeni z nowych zasad wprowadzonych po brexicie.
Lukę spowodowaną mniejszą liczbą kandydatów z krajów UE wypełniają - i to z naddatkiem - ci z innych państw. Jak wynika z danych UCAS, w styczniu aplikacje na brytyjskie uniwersytety złożyło 94,4 tys. takich osób, co jest rekordem. To oznacza niemal dwukrotny wzrost w ciągu dekady.
Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)
mmi/