Dr n. med. Marcin Górniak, specjalista psychiatra, kieruje badaniem Alzheimer Prediction Project, w którym naukowcy z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu i Politechniki Poznańskiej opracowują nowatorską, przeznaczoną do powszechnego stosowania metodę wczesnego wykrywania choroby Alzheimera.
PAP: Czy to prawda, że coraz więcej osób zapada na chorobę Alzheimera?
Dr n. med. Marcin Górniak: Tak. Główną tego przyczyną jest starzenie się społeczeństw. Wiek to główny czynnik ryzyka tej choroby. W populacji po 65. roku życia odsetek osób z otępieniem (którego główną przyczyną jest choroba Alzheimera), podwaja się na świecie, co pięć lat.
PAP: Znanych jest kilka genów, które predysponują do zachorowania, ale mówi się o tej chorobie, że jest bardzo „demokratyczna”, że praktycznie każdy może zachorować…
M.G.: Zostały zidentyfikowane trzy tzw. geny sprawcze, których obecność niejako przesądza o tym, że dana osoba zachoruje. Jednocześnie te trzy geny odpowiadają za nikły odsetek wszystkich przypadków. Zidentyfikowano również gen zwiększający ryzyko zachorowania, ale nie przesądzający o chorobie (APO E4). Za pozostałymi zachorowaniami kryje się zapewne wiele różnych przyczyn, być może liczne inne, nieodkryte jeszcze geny o niewielkim samodzielnym wpływie których efekt jednak może się kumulować. Na pewno znaczenie mają tzw. czynniki epigenetyczne, czyli regulujące aktywność genów, a także czynniki środowiskowe, działania profilaktyczne. Nie ma jednak na razie skutecznych metod zapobiegania chorobie – rzeczywiście zachorować może każdy.
PAP: Choroba znana jest od ponad wieku, a skutecznego leku nie ma. Dlaczego?
M.G.: Faktycznie, opisano ją na początku XX w. Początkowo uważana była za dosyć rzadką, co wiązało się z niską średnią długością życia. W miarę jej wydłużania się, choroba stawała się coraz poważniejszym problemem medycznym i społecznym. Niestety, obecnie dysponujemy właściwie tylko leczeniem objawowym, jednak należy z całą mocą podkreślić, że - mimo jego ograniczonej skuteczności (zwłaszcza w porównaniu do leków wykorzystywanych w leczeniu innych zaburzeń psychicznych) - leczenie to może istotnie spowolnić przebieg choroby, złagodzić jej objawy, w tym te najbardziej uciążliwe dla pacjenta i jego opiekunów. Mimo to ten potencjał, z bardzo różnych przyczyn – również jednak z powodu ograniczeń w diagnostyce - jest nadal niewykorzystany.
Trzeba jednak uczciwie powiedzieć, że terapii, która działałaby na pierwotną przyczynę choroby, prawdopodobnie jeszcze nie ma. Mówię prawdopodobnie, ponieważ w ubiegłym roku, po wielu latach żmudnych badań, w USA zarejestrowano pierwszy nowy lek, który działa zupełnie inaczej niż dotychczasowe.
PAP: Na czym to działanie polega?
M.G.: Oddziałuje on na tzw. kaskadę amyloidową, która, jak się nadal postuluje, leży u podłoża procesu chorobowego. Niestety, skromny efekt terapeutyczny, jaki wywiera nowy lek, budzi pewien niedosyt, nawet gdy pominie się wysoką cenę preparatu. Lek w ciągu roku stosowania spowalniał postęp choroby o 27 proc. w stosunku do placebo, co jest efektem istotnym statystycznie, nie wiadomo jednak, na ile przekładać się to będzie na korzyści w realnym życiu pacjenta i jego opiekunów.
Z drugiej strony, biorąc pod uwagę przewlekły charakter choroby, uzyskany efekt mógłby kumulować się w kolejnych latach. Lek ma także ograniczone zastosowanie, jeśli chodzi o populację pacjentów, w której można go wykorzystać: wymagane jest potwierdzenie patologii amyloidowej, jako przyczyny zaburzeń pamięci. Poza tym leku nie można zastosować w późniejszej niż łagodne otępienie fazie choroby Alzheimera. To jednak z pewnością nie jest ostatnie słowo przemysłu farmaceutycznego. Nawet w tym miesiącu pojawiło się doniesienie o kolejnym, podobnie działającym leku. Niestety, jego skuteczność i ograniczenia w zastosowaniu są podobne.
PAP: A czy coś nowego mogą wnieść badania nad innymi mechanizmami uczestniczącymi w powstawaniu choroby? Jakiś czas temu podważano nawet tezę, że główną przyczyną schorzenia są gromadzące się w mózgu złogi wadliwego białka – beta-amyloidu.
M.G.: To była głośna sprawa, w której wskazywano na manipulacje wynikami badań, na których opiera się obecna wiedza na temat przyczyn choroby. Niemniej jednak badania sekcyjne - które nadal są najważniejszym badaniem potwierdzającym ostatecznie rozpoznanie choroby Alzheimera - wskazują na powszechną rolę tego białka w patogenezie choroby. Nawet jeśli więc doszło do pewnych manipulacji, to hipoteza kaskady amyloidowej nie została podważona. Przy okazji wspomnę, że złogi amyloidu (oczywiście niezdefiniowane jeszcze wtedy pod względem składu chemicznego) zostały po raz pierwszy opisane przez Aloisa Alzheimera, który był nie tylko doskonałym psychiatrą, ale również genialnym patomorfologiem.
PAP: A czy toczą się badania nad lekami, które działałyby na inne mechanizmy, być może towarzyszące temu podstawowemu?
M.G.: Tak, oczywiście. Przyjmuje się obecnie, że prawie niemożliwym jest, aby rozwiązaniem bardzo złożonego problemu, jakim jest choroba Alzheimera, okazało się zastosowanie jakiejś jednej substancji. Uwaga badaczy skupia się obecnie na leczeniu wczesnej, tzw. prodromalnej fazy choroby. Większość badanych leków ma ingerować właśnie w mechanizm kumulacji beta amyloidu. Są też badane leki, które mają zapobiegać kumulacji innego nieprawidłowego białka – Tau. Należy podkreślić, że te procesy – kumulacja białka amyloidu i białka tau – są ze sobą związane, a zastosowanie wspomnianego wcześniej, najnowszego leku zapobiegającego kumulacji amyloidu przyczyniło się również do zahamowania gromadzenia patologicznie zmienionego białka tau. Prowadzone są również badania nad lekami mającymi zastosowanie w późniejszych fazach choroby, choć tych badań jest mniej.
PAP: Można jednak odnieść wrażenie, że w ciągu kolejnych 5-10 lat o przełom może być trudno…
M.G.: Tego nie wiadomo. Rzeczywiście badania leków przeciw chorobie Alzheimera mają bardzo wysoki odsetek niepowodzeń. Sięga on aż 98 proc. Dysponując obecną wiedzą o procesie leżącym u podłoża choroby - czyli mając świadomość, że proces ten przebiega skrycie nawet przez 20 lat, zanim pojawią się symptomy, które można stwierdzić w badaniu klinicznym – łatwo jest wskazać przyczynę tych niepowodzeń, czyli zbyt późno podjętą interwencję. Nie powinno dziwić, że trudno jest zatrzymać proces, który trwa od tak długiego czasu.
Wiadomo, że im wcześniej podejmie się leczenie, tym lepsze rokowanie. Tę sytuację dobrze znamy np. z leczenia nowotworów i świadomość tego jest już na szczęście powszechna, nie tylko w środowisku medycznym. Skrytość procesu, jego długość, nieodwracalność zmian, po przekroczeniu pewnej granicy oraz brak skutecznego leczenia skutkuje domknięciem pewnego błędnego koła: nie możemy odkryć skutecznego leku, ponieważ nie badamy wystarczająco wielu chorych, wystraczająco wcześnie. Pacjenci z kolei nie zgłaszają się, bo przecież brak skutecznego leczenia… Trudno zresztą uznać taką postawę za całkowicie nieracjonalną.
PAP: Czy to nie znaczy, że spore zadanie stoi przed diagnostyką?
M.G.: Zdecydowanie. Proszę wyobrazić sobie zresztą sytuację, że jakaś firma farmaceutyczna wprowadza na rynek skuteczny lek w leczeniu wczesnej postaci choroby Alzheimera - wtedy dramatem może się okazać brak dostępności odpowiednich metod diagnostycznych przydatnych do zastosowania na tym etapie rozwoju choroby.
Szersza wersja wywiadu, zawierająca m.in. informacje o szczegółach badania, którym kieruje dr Górniak, w serwisie Nauka w Polsce https://naukawpolsce.pl
Rozmawiał Marek Matacz
kw/