Ekspert: powinien powstać rejestr niebieskich kart, umożliwiłby kontrolę nad rodzicami, którzy znęcają się nad dziećmi

2023-06-09 06:20 aktualizacja: 2023-06-09, 14:07
Pluszowy miś. Fot. PAP/Tytus Żmijewski
Pluszowy miś. Fot. PAP/Tytus Żmijewski
W Polsce powinien powstać rejestr niebieskich kart; umożliwiłby kontrolę nad rodzicami, którzy znęcają się nad dziećmi – powiedział PAP psychiatra i biegły sądowy Rafał Żelaznowski.

Lekarz psychiatra i biegły sądowy Rafał Żelaznowski ma 30 lat doświadczenia w swoim zawodzie, na koncie setki przebadanych kryminalistów, w tym zabójców. Specjalizuje się też w sprawach opiekuńczych, badając na potrzeby sądu te rodziny, w przypadku których trzeba podjąć decyzję o losie dziecka.

Przemoc – jak powiedział - występuje u osób, które potrzebują poczucia przewagi, siły, władzy i wszechmocy. Tylko w rodzinie mogą poczuć przewagę, bo często w warunkach społecznych, zawodowych nie są w stanie jej uzyskać. Zazwyczaj są to osoby z zaburzeniami osobowości.

Wyjaśnił, że zwykle we wzorcach przemocowych jest tak, że dziecko z domu, w którym była przemoc, kiedy staje się dorosłym uważa, że wychowanie w tym modelu jest właściwe, jedyne i nie jest naganne.

Przyjmijmy, że skoro ktoś w swoim życiu był maltretowany a świat zewnętrzny na to nie reagował, to znaczy, że nic złego w tym nie ma. To znaczy, że on też tak może a nawet powinien pokazywać swoją przewagę w ten sposób" - wyjaśnił.

Żelaznowski powiedział, że codziennie bada ludzi, którzy stosują przemoc w środowisku rodzinnym. Ich agresywne zachowanie zależy od poziomu nasilenia nieprawidłowości osobowościowych, uzależnień i ich głębokości.

Przemoc może dotyczyć dziecka, bo ono – jak zaznaczył psychiatra - jest najsłabsze i nie jest w stanie obronić się przed atakiem. Osoba dorosła, nawet kobieta może oddać, może dochodzić do awantur. A dziecko nie odda i nie będzie się skarżyć.

"Dla takiego człowieka im mniejsze dziecko, tym mniejszy problem" - powiedział.

Przemocą skrajną i sadystyczną nazwał naruszenie nietykalności cielesnej dziecka i doprowadzenie do trwałego uszkodzenia ciała lub śmierci.

Osoby z zaburzeniami osobowości zwykle są egocentrykami. A to oznacza, że nie są zainteresowane albo mało ich interesują odczucia innych. Taki człowiek nie ma żadnych hamulców. Nie ma poczucia winy, że robi komuś krzywdę, nie ma w sobie żadnej empatii, najważniejsze jest spełnienie swojej potrzeby.

"Nie ma też zasad moralnych, on je zna i rozumie, ale w momencie, kiedy nie musi i czuje, że ujdzie mu to na sucho, to ich nie stosuje. Wie, że to jest naganne i karalne, dlatego więzienia przepełnione są takimi ludźmi. Ich podstawowym motywem działania jest poczucie bezkarności. Potrafią zabić drugiego człowieka i nie będą mieli wyrzutów sumienia" – powiedział lekarz.

Ludzie przemocowi są bardzo silnymi manipulatorami; potrafią porządkować swoje najbliższe otoczenie według własnych potrzeb.

"Są tyranami. Zwykle matki, które przyzwalają na znęcanie się nad swoimi dziećmi, mają poważne problemy osobowościowe. Gorsza jest wersja, kiedy matka ma osobowość o cechach dysocjalnych i sprawia jej satysfakcję patrzenie na cierpienie dziecka, choć sama by tego nie zrobiła" - powiedział.

Osoby z zaburzeniami osobowości nie są zdolne do uczuć wobec innych. "W schematach, o których mówię, nie ma miejsca na miłość. Dla nich dziecko jest pewnym elementem materialnym" – powiedział.

Według biegłego, przemoc w rodzinie była, jest i będzie zawsze, jeżeli nie będzie profilaktyki i systemu kontrolnego.

"W sprawach opiekuńczych bardzo często zastanawiamy się, czy odebrać dziecko rodzicom, którzy nie są zdolni do wychowania, czy je zostawić tylko dlatego, bo nie ma go gdzie przekazać. Czekanie na ośrodek pomocowy typu dom dziecka czy piecza zastępcza czasami trwa rok" - powiedział.

Żelaznowski, jako dowód swoich rozważań, wskazał na przykład rodziców chorych psychicznie, których niedawno badał. "Sąd wszczął postępowanie o odebraniu im dziecka, moim zdaniem słusznie. Zostali przebadani, wydano opinie i temat umarł. Wyprowadzili się, zniknęli i nikt ich już nie kontroluje" - powiedział.

Dobrym rozwiązaniem – jak ocenił - byłoby uruchomienie w kraju systemu na wzór Krajowego Rejestru Karnego, Rejestru Pacjentów czy Krajowego Rejestru Pacjentów z COVID-19.

"Nazwijmy to roboczo rejestrem niebieskich kart. Taki system umożliwiłby nadzór i kontrolę nad rodzicami, którzy znęcają się nad dziećmi. Nawet, gdyby często zmieniali miejsce zamieszkania, to wszelkie informacje podążałyby za nimi. Z rejestru niebieskich kart wiadomo byłoby, co dzieje się z człowiekiem, który jest przemocowy. Nie zniknąłby nawet wtedy, gdyby rozwiódł się i założył nową rodzinę" - wskazał.

Do podobnych wniosków doszedł zespół, który z ramienia Krajowej Rady Sądownictwa przygotował opublikowane w środę sprawozdanie z lustracji sądów w Olkuszu i w Częstochowie, związane ze śmiercią Kamilka z Częstochowy.

"Konieczne są zmiany systemowe" - napisali autorzy sprawozdania. W skład zespołu wchodzili: przewodniczący sędzia dr Maciej Nawacki, sędzia Katarzyna Chmura i poseł na Sejm RP Bartosz Kownacki

Uwagę zespołu zwrócił fakt przekazywania do właściwego miejscowo sądu akt sprawy w sytuacji zmiany miejsca zamieszkania rodziny. Skutkuje to zmianą właściwości miejscowej sądu opiekuńczego prowadzącego postępowanie wykonawcze. Stwarza to sytuację, że w okresie od daty wyprowadzenia się rodziny z terenu objętego jurysdykcją danego sądu opiekuńczego do daty fizycznego przekazania do sądu właściwego akt sprawy, nad rodziną nie jest roztoczony nadzór kuratora sądowego, mimo obowiązywania postanowienia o ograniczeniu władzy rodzicielskiej poprzez nadzór kuratora sądowego.

"Zespół dostrzega potrzebę wprowadzenia zmian legislacyjnych, zmierzających do wyeliminowania konsekwencji przedmiotowej sytuacji" - napisano we wnioskach.

Członkowie zespołu wskazali, że ocena prawidłowości czynności podejmowanych przez sądy w Częstochowie i Olkuszu odbywa się post factum. A sąd opiekuńczy podejmując decyzję o odebraniu dzieci, musi pamiętać o przepisach, które uznają, co do zasady, że niedopuszczalne jest umieszczenie dziecka poniżej 10. roku życia w placówce opiekuńczej, a rodzeństwo nie powinno być rozdzielane, chyba że byłoby to sprzeczne z dobrem dziecka.

"Zespół sygnalizuje, że w omawianym obszarze istnieją realne problemy związane z brakiem odpowiedniej liczby rodzin zastępczych oraz rodzinnych domów dziecka" - napisano w sprawozdaniu.

Sprawa maltretowania chłopca wyszła na jaw po zgłoszeniu złożonym przez biologicznego ojca dziecka 3 kwietnia. Dziecko z ciężkimi obrażeniami – rozległymi oparzeniami i złamaniami - przetransportowano do katowickiego szpitala śmigłowcem.

Katowany przez ojczyma ośmiolatek był przez ponad miesiąc leczony w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach. Zmarł 8 maja.

Śledztwo w tej sprawie, zostało przeniesione z Częstochowy do Gdańska.

Ojczymowi Kamila, który na początku kwietnia został aresztowany pod zarzutem usiłowania zabójstwa i znęcania się nad Kamilem ze szczególnym okrucieństwem, po śmierci chłopczyka zmieniono zarzut na zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. Matka zaś, podejrzana o narażanie swego dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia, a także udzielenia pomocnictwa w znęcaniu się nad chłopcem, może odpowiedzieć za pomoc w zabójstwie. Także ona jest aresztowana. Zarzuty w tej sprawie, dotyczące nieudzielenia Kamilowi pomocy, usłyszeli także siostra matki Kamila, a następnie mąż tej kobiety. Wszyscy mieszkali w tym samym domu. (PAP)

Autorka: Ewa Bąkowska

jc/