"Każdy kryzys, każda okazja jest dobra, żeby zwiększyć swoją pozycję i władzę. To jest założenie z którego wychodzą Francja i Niemcy" - zauważa Saryusz-Wolski.
"Wojna Rosji przeciwko Ukrainie stawia na porządku dziennym jej przyjęcie do UE z większą nagłością, niżby to bez wojny wyglądało. Przy tej okazji Berlin i Paryż chcą upiec swoją pieczeń, tzn. zmienić ustrój Unii. Chodzi o stworzenie unijnego superpaństwa. Nawet nie federacji, bo w federacji części składowe są w miarę równoprawne. Natomiast system, w którym wielcy - czyli kondominium niemiecko-francuskie wraz ze swoimi akolitami z Beneluksu - będą mieli dużo do powiedzenia, a pozostali będą musieli się podporządkować, jest z gruntu niedemokratyczny. Jedni będą mieli głos, a drudzy tego głosu zostaną pozbawieni" - ostrzega polski polityk, który był m.in. jednym z głównych negocjatorów przystąpienia RP do UE.
"W propozycjach maksymalistycznych jest to plan, żeby wyeliminować weto wszędzie, gdzie ono jeszcze obowiązuje, w 63 przypadkach, a nie tylko w polityce zagranicznej, bezpieczeństwa i podatkach. Dodatkowo, zakłada on również zmasowane przeniesienie kompetencji z poziomu krajów członkowskich na poziom Unii w jedenastu dziedzinach, takich jak polityka zagraniczna, obronna, ochrona granic, kultura, klimat, środowisko, edukacja, zdrowie, leśnictwo i inne" - dodaje.
Zdaniem Saryusz-Wolskiego, jest to pomysł sprowadzenia państw członkowskich znajdujących się poza "grupą trzymającą władzę" do roli landów pozbawionych suwerenności.
"Oddanie weta w egzystencjalnych obszarach, takich jak polityka zagraniczna, bezpieczeństwo, czy podatki to oddanie niezbywalnych atrybutów suwerenności. To jest budowa superpaństwa z hegemonem na czele, a nie wspólnoty państw suwerennych, czy federacji" - ocenia eurodeputowany.
Dostrzega on w tym "skrzętnie skrywane ciągoty imperialne".
"Pomysł ten doskonale pasuje do planu budowy Europy od Lizbony do Władywostoku. Europy zdystansowanej od Stanów Zjednoczonych. Europy karolińskiej – metropolii z niemiecką dominantą i podporządkowane marchie. Europy, w której średnie i małe kraje są pozbawione głosu" - przekonuje.
Pytany, czy nie jest to utopia, której nie należy traktować poważnie, odpowiada: "Na pierwszy rzut oka wygląda to na niewykonalne, ponieważ każdy kraj członkowski ma prawo weta. Ale spoglądając na to z perspektywy doświadczeń, wcale nie jest to nieprawdopodobne, ponieważ już raz takie coś się udało. Przecież Europa Środkowo-Wschodnia została zaszantażowana i zmuszona do odejścia od Traktatu nicejskiego. Wszystkim opornym, a było ich wielu, grożono pozbawieniem perspektywy członkostwa" - przypomina Saryusz-Wolski.
"W efekcie pojawił się Traktat konstytucyjny, na który zgodziła się nawet najbardziej eurosceptyczna Wielka Brytania. Co prawda referenda w Holandii i we Francji ten projekt obaliły, ale on wrócił tylnymi drzwiami w zmodyfikowanej postaci - Traktatu lizbońskiego. Pokazuje to, że słabszych można przekonać, zmusić, przekupić, zaszantażować. Albo po prostu odczekać, aż w danym kraju zmieni się władza na posłuszną. Jeżeli w Polsce zmieni się władza na dzisiejszą opozycję, to nowy rząd poprze wszystkie postulaty budowy superpaństwa, bowiem dziś te partie popierają te propozycje w PE" - przewiduje polityk.
"Proszę zauważyć, że obecnie wszyscy, którzy nie wykazują entuzjazmu dla idei superpaństwa - generalnie są to kraje rządzone lub współrządzone przez konserwatystów, którzy widzą Unię jako wspólnotę państw suwerennych, a nie jako imperium pod dyrektoriatem niemiecko-francuskim - są poddawani różnego rodzaju presjom: Polskę szantażuje się odbierając jej bezprawnie fundusze; Węgrom grozi się anulowaniem ich prezydencji w Radzie UE; nawet na Włochy – 3-cią gospodarkę Unii - wywiera się naciski, choć w bardziej miękkim stylu. +Grupa trzymająca władzę+ w Unii jest przekonana, że każdy opór można przełamać i że wcześniej czy później druga strona będzie musiała się poddać" - konkluduje Jacek Saryusz-Wolski.
Z Brukseli Artur Ciechanowicz (PAP)
mmi/