"W czasach kryzysu ważniejsze niż kiedykolwiek jest, aby instytucje demokratyczne jasno informowały wszystkich obywateli o swoich działaniach mających na celu rozwiązanie naszych najpilniejszych wyzwań" - tak brzmi oficjalne stanowisko KE uzasadniające żądanie podwojenia budżetu na PR. Jak podkreśla Komisja, Europa nie może sobie pozwolić na przegranie wojny informacyjnej i musi stawić czoła dezinformacji i zniechęceniu, które ma się wkradać do umysłów obywateli Unii.
W wystosowanej w czwartek interpelacji do KE europosłanka Wiśniewska zwraca jednak uwagę, że budżet na komunikację ma być podwojony tuż przed rozpoczęciem kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego.
"W kontekście konieczności pomocy UE dla walczącej Ukrainy, jak i wywołanej wojną putinflacji, plany te są nieroztropne, bowiem kosztem obywateli Komisja chce przesunąć środki m.in. z funduszów na rolnictwo, badania naukowe, migracje czy program wymiany studenckiej Erasmus i przeznaczyć je na podwojenie wydatków na PR" - ocenia polska polityk. Chce dowiedzieć się, jakie konkretne działania miałyby być finansowane ze zwiększonego budżetu.
Wiśniewska nie jest osamotniona w sceptycyzmie wobec żądań KE.
"Bezkrwawe kampanie informacyjne można prowadzić za mniej (pieniędzy)" - mówił niemiecki europoseł z frakcji Zielonych Rasmus Andersen, cytowany przez portal Politico.
Wtórował mu frakcyjny kolega Jadwigi Wiśniewskiej z EKR, belgijski poseł Johan Van Overtveldt, przewodniczący komisji budżetowej PE: "Chciałbym usłyszeć od von der Leyen, co dokładnie planuje zrobić z tymi pieniędzmi i dlaczego obecny budżet nie wystarcza na wypełnienie zadań komunikacyjnych Komisji".
Dodał, że plany przesunięcia pieniędzy z funduszy na badania czy Erasmus są "nieodpowiedzialne" i "nie do zaakceptowania".
W artykule opublikowanym w ubiegłym tygodniu Politico zwraca uwagę na jeszcze jeden wątek, który może budzić zainteresowanie w całej sprawie. Z informacji portalu wynika, że ostatnio von der Leyen "sprowadziła kolejnego doradcę z Berlina do kierowania projektem, dolewając tym samym oliwy do ognia krytyki, że jest zbyt zależna od niemieckich powierników".
"A duży kontrakt PR o wartości 5 milionów euro został niedawno przyznany dwóm powiązanym ze sobą niemieckim firmom w ramach przyspieszonej procedury, co tylko wzmocniło podejrzenia, że polityka informacyjna UE może stać się produktem 'made in Germany'" - ironizuje Politico.
Jak zwraca uwagę, sprawa jest o tyle "grząska", że za szefową KE ciągną się niewyjaśnione kontrowersje i śledztwa związane z przyznawaniem przez nią kontraktów zewnętrznym firmom doradczym w czasach, gdy pełniła funkcję ministra obrony RFN (lata 2013-2019).
Z Brukseli Artur Ciechanowicz (PAP)
jc/