Ocalony z katastrofy statku Costa Concordia musiał zapłacić stoczni za proces, który jej wytoczył

2023-06-28 05:50 aktualizacja: 2023-06-28, 12:15
Costa Concordia. Fot. PAP/EPA/ALESSANDRO DI MEO
Costa Concordia. Fot. PAP/EPA/ALESSANDRO DI MEO
82-letni Włoch, który przeżył katastrofę statku Costa Concordia, został skazany na zapłacenie stoczni kosztów sądowych przegranego przez siebie procesu, jaki jej wytoczył. Pomagająca mu organizacja obrony praw konsumentów wysłała ostatnią transzę – w monetach, ważących ponad 30 kilogramów.

Przywołując dramatyczne wydarzenia ze stycznia 2012 roku, gdy ogromny wycieczkowiec uderzył o skały koło wyspy Giglio i zaczął nabierać wody, Ernesto Carusotti powiedział: "Pamiętam cały tamten wieczór, tego się nie da zapomnieć. Przez dwie godziny w ciemnościach krążyłem z żoną po statku".

"Pamiętam wciąż numer pokładu, na który weszliśmy i pierwszą szalupę numer 12, do której mieliśmy wejść. Ale statek był już przechylony i mimo wielu manewrów nie udało się jej opuścić, bo uderzała o bok" - opowiedział rozbitek z Concordii, cytowany przez dziennik "La Repubblica".

Po katastrofie podał do sądu w Genui między innymi stocznię, w której wycieczkowiec został zbudowany. W katastrofie zginęły 32 osoby.

Mężczyzna przegrał proces o odszkodowanie i został skazany na pokrycie kosztów sądowych w wysokości 14 tysięcy euro, poniesionych przez stocznię - potentata we Włoszech. Jej adwokaci wystąpili o konfiskatę mienia byłego rozbitka, by odzyskać te pieniądze i to mimo, że zdążył już zapłacić 10 tysięcy euro.

Zwrócił się o pomoc do organizacji obrony praw konsumentów Codacons. Na znak protestu przeciwko temu wyrokowi stowarzyszenie to postanowiło zapłacić ostatnią transzę 4 tysięcy euro w monetach. Było ich 3944, wrzuconych do walizki. Pond 30-kilogramowy bagaż z drobnymi zawieziono do siedziby stoczni.

Ten sam sąd w Genui uznał, że mężczyźnie należy się natomiast odszkodowanie od armatora wycieczkowca, Costa Crociere. Odwołał się jednocześnie od wyroku sądu, który nie uznał odpowiedzialności stoczni za katastrofę.

Z Rzymu Sylwia Wysocka (PAP)

jc/