Szwedzka dyplomacja podkreśliła, że "spalenie Koranu lub innych świętych ksiąg jest aktem obraźliwym i lekceważącym oraz wyraźną prowokacją". "Przejawy rasizmu, ksenofobii i związanej z nimi nietolerancji nie mają prawa mieć miejsca w Szwecji ani w Europie" - napisano w oświadczeniu przesłanym gazecie "Svenska Dagbladet".
Wcześniej na specjalnie zwołanym posiedzeniu incydent w Sztokholmie skrytykowała Organizacja Współpracy Islamskiej, wzywając państwa członkowskie do "wspólnych działań w celu zapobieżenia dalszym profanacjom Koranu".
Wśród członków organizacji, założonej w 1969 roku i nazywanej "zbiorowym głosem świata muzułmańskiego", jest m.in. Turcja, która od roku blokuje wejście Szwecji do NATO.
Organizacja Współpracy Islamskiej posiada stałe delegacje przy ONZ oraz UE.
Aktu spalenia Koranu dokonał w środę w centrum Sztokholmu przed meczetem 37-letni imigrant z Iraku, który twierdzi, że w swojej ojczyźnie był prześladowany. Policja odmawiała mężczyźnie pozwolenia na demonstrację, powołując się na opinię służb specjalnych SAPO o możliwym wzroście zagrożenia terrorystycznego. Dwie instancje sądu administracyjnego uchyliły jednak decyzję policji. W Szwecji prawo do wyrażania poglądów jest chronione w konstytucji.
Sprawca spalenia Koranu jest podejrzany o podżeganie do nienawiści, dochodzenie w tej sprawie prowadzi szwedzka prokuratura. Poprzednio tego rodzaju sprawy umarzano.
W kilku krajach muzułmańskich doszło do antyszwedzkich protestów. W czwartek tłum wdarł się na teren ambasady Szwecji w Bagdadzie, spalono szwedzką flagę oraz wybito okna. W internecie pojawiły się nawoływania do bojkotu produktów szwedzkich firm.
Ze Sztokholmu Daniel Zyśk (PAP)
gn/