Dr J. Karbarz-Wilińska: masowe zbrodnie, do których doszło w 1943 r., były dla Polaków ogromnym zaskoczeniem

2023-07-08 09:11 aktualizacja: 2023-07-08, 18:30
Brzozowy krzyż na skraju lasu przy tzw. trupim polu w rejonie wsi Ostrówki na Ukrainie, Fot. PAP/Darek Delmanowicz
Brzozowy krzyż na skraju lasu przy tzw. trupim polu w rejonie wsi Ostrówki na Ukrainie, Fot. PAP/Darek Delmanowicz
Masowe zbrodnie, do których doszło w 1943 r., były dla Polaków ogromnym zaskoczeniem. Nie mogli oni bowiem uwierzyć, że ich sąsiedzi, których dobrze znali i z którymi żyli w zgodzie, mogli dokonać tak makabrycznych mordów – mówi PAP dr Joanna Karbarz-Wilińska z IPN, współredaktor zbioru relacji „Ocaleni z ludobójstwa. Wspomnienia Polaków z Wołynia”.

Polska Agencja Prasowa: Czy w relacjach świadków zbrodni wołyńskiej pojawia się przekonanie, że wcześniej można było przewidzieć tak straszną eksplozję przemocy?

Dr Joanna Karbarz-Wilińska: Opublikowaliśmy 85 relacji świadków ludobójstwa. Wśród nich są także te, które zawierają wspomnienia o przygotowaniach ukraińskich nacjonalistów do dokonania zbrodni. Dowiadujemy się z nich o pojedynczych zabójstwach Polaków dokonanych przez działaczy OUN już jesienią 1939 r. oraz w latach 1941-1942. Wówczas dotyczyły one głównie przedstawicieli lokalnych polskich elit – nauczycieli, leśników. Te wydarzenia nie budziły jednak większego zaniepokojenia reszty polskiej ludności, a przyczyn tych zbrodni doszukiwała się ona w prywatnych zatargach.

Polacy, biorąc pod uwagę, że mieszkali wraz z Ukraińcami na ziemiach południowo-wschodnich II Rzeczypospolitej od pokoleń, nie przewidywali, że nastąpi eksplozja nienawiści z ich strony, a tym bardziej, że będzie ona miała tak tragiczny przebieg. Zapewne nie wiedzieli również, że ukraińscy nacjonaliści już w 1941 r. wzięli aktywny udział w mordowaniu Żydów, czego dokonały oddziały Ukraińskiej Policji Pomocniczej sformowanej przez Niemców. Świadomość, że nie poniosły za to żadnej odpowiedzialności, mogła ośmielić przyszłych oprawców Wołynia i Małopolski Wschodniej do powtórzenia zbrodni na innych narodowościach.

PAP: W jaki sposób świadkowie ludobójstwa próbowali sobie tłumaczyć, to że ich sąsiedzi dokonali tak straszliwych zbrodni?

Dr J. Karbarz-Wilińska: Masowe zbrodnie, do których doszło w 1943 r., były dla Polaków ogromnym zaskoczeniem. Nie mogli oni bowiem uwierzyć, że ich ukraińscy sąsiedzi, których dobrze znali i z którymi żyli w zgodzie, o czym świadczy choćby to, że wzajemnie pomagali sobie przy pracach polowych, brali udział we wspólnych uroczystościach, chodzili do kościołów i cerkwi, czy – wreszcie – zawierali polsko-ukraińskie małżeństwa, mogli dokonać tak makabrycznych mordów. Pamiętajmy jednak, że nie wszyscy Ukraińcy ulegli ideologii nacjonalistów, która stała się główną przyczyną ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, ale też w województwach poleskim, lubelskim i krakowskim (choć nie na całym ich obszarze). Nieliczni Polacy znaleźli schronienie właśnie wśród sprawiedliwych Ukraińców, o tym również ocalali opowiadają w relacjach zamieszczonych w wydanym przez nas tomie.

Musimy jednak pamiętać, że skala pomocy Polakom nie mogła być duża, ponieważ ukraińscy nacjonaliści mordowali nie tylko przedstawicieli mniejszości narodowych, ale również swoich rodaków, którzy nie stanęli po ich stronie. Ci Ukraińcy, którzy zdecydowali się pomóc polskim sąsiadom, musieli się liczyć z tym, że im również grozi kara śmierci z rąk członków OUN i UPA. Mogli oni zostać także brutalnie zamordowani za samą odmowę wstąpienia w szeregi tych organizacji. Większość Polaków – jak już wspomniałam – ocalała z ludobójstwa dzięki pomocy wspomnianych Ukraińców, którzy np. ostrzegli ich przed zbliżającą się bandą morderców lub ukryli Polaków w swoich domach czy zabudowaniach gospodarczych. Zważywszy na terror, jaki członkowie OUN i UPA wprowadzili wobec każdego, kto im się sprzeciwiał, odporność na zbrodniczą ideologię i to człowieczeństwo, które zwyciężyły u części ukraińskiej ludności, były niemal aktami ogromnego heroizmu.

Z dzisiejszej perspektywy trudno zrozumieć nie tyle motywacje tych, którzy ratowali Polaków, ile tych ukraińskich chłopów, którzy jednak ulegli propagandzie OUN i ruszyli przeciwko niewinnym tak naprawdę osobom – kobietom, dzieciom, starcom i mężczyznom, z którymi nieraz wcześniej utrzymywali dobre sąsiedzkie znajomości. Pamiętajmy jednak, że ta nienawiść do Polaków sączona była przez ukraińskich nacjonalistów do głów ich rodaków już od lat trzydziestych XX wieku. Już wówczas mówili oni bowiem o konieczności „pozbycia się Lachów” i stworzenia państwa ukraińskiego jednolitego narodowo – „czystego, jak szklanka wody”. Ta wrogość do Polaków była więc rozsiewana bardzo długo. Przypomina to metodę niemieckich nazistów, którzy niezwykle skutecznie wmówili Niemcom nienawiść do Żydów oraz innych narodowości, które uznano za niegodne życia.

PAP: Fotografia na okładce zbioru „Ocaleni z ludobójstwa” symbolizuje powrót na miejsce, w którym do 1943 r. była polska wieś. Jak często w publikowanych relacjach pojawia się przekonanie, że oddanie hołdu i upamiętnienie pomordowanych jest drogą do zabliźnienia ran?

Dr J. Karbarz-Wilińska: Pamiętajmy, że przez kilkadziesiąt lat upamiętnianie zamordowanych było niemożliwe ze względu na pozostawanie tych ziem pod panowaniem sowieckim. Przez wiele dekad ocalali nie mieli możliwości opowiedzenia o zbrodniach, ale również pamięć o nich i związane z tym traumy sprawiały, że nie chcieli o nich mówić. Dopiero w latach osiemdziesiątych pojawiły się inicjatywy służące zapisywaniu tych świadectw. W lutym 1985 r. środowisko 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej wystosowało apel do świadków o przekazanie wspomnień, zatem dopiero cztery dekady po ludobójstwie na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej rozpoczęto jego dokumentowanie. To właśnie te relacje stanowią większość (62) z opublikowanych w zbiorze wydanym przez IPN. Przez wiele lat były przechowywane przez zarząd środowiska żołnierzy dywizji wołyńskiej, później trafiły do zbiorów Instytutu Pamięci Narodowej. Część z nich ukazała się już wcześniej, w zbiorach publikowanych w ostatnich trzech dekadach, ale mimo to zdecydowaliśmy się na ich zamieszczenie w książce, ponieważ ze względu na niski nakład wówczas nie trafiły do szerokiego kręgu odbiorców. Pozostałe zostały zebrane w latach 2012-2021 przez pracowników IPN. Informacje zawarte w jednych i drugich źródłach powtarzają się, co pokazuje trwanie traumy świadków tej zbrodni, ale przede wszystkim układają się w obraz tych tragicznych wydarzeń.

Relacje zamieszczono zgodnie z podziałem Wołynia na powiaty i chronologią ataków na polskie wsie, które rozpoczęły się w lutym 1943 r. od napadu na miejscowość Parośla w powiecie sarneńskim. W kolejnych tygodniach do mordów dochodziło w powiatach kostopolskim, rówieńskim, zdołbunowskim i krzemienieckim. W czerwcu objęły powiaty dubieński i łucki, natomiast w lipcu nastąpiło apogeum zbrodni. Wówczas bandy UPA zaatakowały niemal jednocześnie ok. 100 miejscowości, głównie w powiatach włodzimierskim i horochowskim, ale także w kowelskim, a od sierpnia 1943 r. zbrodnie na masową skalę były dokonywane również w powiecie lubomelskim.

Pamiętajmy też, że w 1944 r. mordy objęły obszar Małopolski Wschodniej i m.in. Lubelszczyzny. W ich wyniku, jak podają ostrożne szacunki, zginęło ponad 100 tys. osób – w przeważającej większości Polaków. Warto jednak jeszcze raz podkreślić, że z rąk ukraińskich nacjonalistów ginęli także ich rodacy, którzy nie poparli zbrodniczej ideologii.

W relacjach zamieszczonych w naszym tomie świadkowie zbrodni koncentrują się głównie na ich dramatycznym przebiegu, ale wybrzmiewa z nich również przekonanie, że musimy mówić o ofiarach i nigdy o nich nie zapominać. Dziś zbrodnia sprzed 80 lat jest coraz lepiej upamiętniona w polskiej przestrzeni publicznej. Sytuacja wygląda zupełnie inaczej na Ukrainie, w miejscach zbrodni, niemal pozbawionych informacji o tym, co się tam wydarzyło. Niezmiennie jednak należy mówić o wołyńskim ludobójstwie dokonanym przez ukraińskich nacjonalistów w latach czterdziestych ubiegłego wieku i dążyć do tego, by wiedza o nim trafiła do jak najszerszego grona odbiorców.

Niezwykle ważne w tym wszystkim jest to, aby godnie pochować szczątki wszystkich jego ofiar oraz uczcić ich pamięć. Służyć temu drugiemu celowi powinny kolejne tablice upamiętniające zbrodnię wołyńską oraz pomniki. Nie możemy zapominać też o publikacjach zarówno publicystycznych, jak i naukowych. Dlatego obok tych 85 relacji świadków ludobójstwa zamieściliśmy rozbudowane, ale przystępnie napisane wprowadzenie historyczne. Jego autor – Bartosz Januszewski – przedstawia zarys dziejów międzywojennej Polski, kładąc nacisk na ukazanie skomplikowanych relacji polsko-ukraińskich na Kresach Południowo-Wschodnich II RP oraz samego Wołynia, i opisuje rozwój ukraińskiego integralnego nacjonalizmu, a także dramatyczne skutki, jakie przyniosło poparcie tej ideologii przez część ukraińskiego społeczeństwa.(PAP)

Rozmawiał Michał Szukała

kw/