Opowieść o być może już wkrótce najsłynniejszej reżyserce świata. Sylwetka Grety Gerwig

2023-07-23 11:53 aktualizacja: 2023-07-24, 09:05
Filmowi "Barbie" wróżony jest sukces kasowy na miarę „Top Gun: Maverick”. A wszystko to za sprawą opowieści o najsłynniejszej lalce świata. Fot. PAP/ EPA/NINA PROMMER
Filmowi "Barbie" wróżony jest sukces kasowy na miarę „Top Gun: Maverick”. A wszystko to za sprawą opowieści o najsłynniejszej lalce świata. Fot. PAP/ EPA/NINA PROMMER
Gdyby koszty uprawiania szermierki nie były tak duże, prawdopodobnie oglądalibyśmy dziś ją nie na czerwonych dywanach, ale na arenach sportowych. Prawdopodobnie, bo Greta Gerwig swoją przyszłość wiązała nie tylko ze szpadą – chciała też zostać baletnicą, a potem prawniczką. Ostatecznie jednak do głosu doszła jej artystyczna dusza. Szukająca swojej drogi młoda najpierw zajęła się aktorstwem, a gdy wcielanie się w postaci wymyślone przez innych przestało jej wystarczać, zaczęła sama pisać scenariusze, a także reżyserować. Dziś Gerwig ma już na koncie serię filmów znakomicie przyjętych przez widzów i krytyków, trzy nominacje do Oscara, dwie nominacje do Złotego Globu, a także szczęście w życiu prywatnym. Po premierze „Barbie” do listy swoich osiągnięć będzie też prawdopodobnie mogła dopisać tytuł królowej box-office’u.

Greta Gerwig przyszła na świat w kalifornijskim Sacramento w 1983 roku jako córka pielęgniarki i programisty pracującego w firmie, która udziela pożyczek małym firmom. Zżyta z rodzicami dziewczyna (później wystąpią u jej boku w filmie „Frances Ha”) w 2002 roku skończyła katolickie liceum. „Byłam intensywnym dzieckiem. Kiedy uwielbiałam jakąś aktywność, nie umiałam robić jej na pół gwizdka. Z baletem robiło się już groźnie. Gdybym mogła, chodziłabym na czterogodzinne zajęcia przez siedem dni w tygodniu. Moja nauczycielka tańca wymyśliła mi baletowy pseudonim Scarlett. Mama wpadła w szał. Uznała balet za kult i była przerażona. Kiedy jednak ma się 12-13 lat, nie wie się, co jest dla nas niezdrowe” – wspominała po latach Greta Gerwig w wywiadzie dla „The Guardian”. 

Aktorstwo lekiem na depresję

Z kariery baletnicy nic nie wyszło, ale ona nie od razu zrezygnowała z tańca – próbowała jeszcze swoich sił w tańcu hip-hopowym. Wcześniej odstawiła inną pasję – szermierkę. Uprawianie tego sportu z pełnym zaangażowaniem, bo Greta inaczej nie umiała, pochłaniało po prostu zbyt wiele pieniędzy i jej rodziców nie było na to stać. Nic nie wyszło także z planów zrobienia kariery adwokackiej. Zamiast prawa, Gerwig studiowała język angielski i filozofię – z obu tych kierunków ma dyplom. Już na uniwersytecie zaczęła się realizować jako aktorka, występując w przedstawieniach uczelnianego teatru. Grała w nim ze swoją współlokatorką z akademika, Kate McKinnon, którą po latach obsadziła w „Barbie”. Jeszcze w trakcie studiów Gerwig stanęła też przed kamerą - została obsadzona w niewielkiej roli w filmie Joego Swamberga „LOL”, a później u braci Duplassów w „Baghead”.

Twórcy tych filmów to czołowe postaci sceny mumblecore, gatunku niezależnych filmów kręconych z niewielkim budżetem, skupionych na dialogach zamiast fabuły, często improwizowanych i poświęconych tematyce związków uczuciowych pomiędzy młodymi ludźmi. Po latach Gerwig wyznała w jednym z wywiadów, że aktorstwo pomogło jej wyjść z depresji. Występowała więc jak najczęściej, a żeby grać jak najlepiej, zaczęła uczęszczać na lekcje aktorstwa. Jednak najlepszą nauką sztuki filmowej okazało się dla niej kino mumblecore. Występowanie przed kamerą szybko przestało jej jednak wystarczać, chciała też filmy tworzyć. Razem ze Swambergiem, u którego debiutowała, napisała scenariusz filmu „Hannah wchodzi po schodach”, a rok później wyreżyserowała razem z nim „Noce i weekendy”. O filmach nurtu mumblecore wkrótce zrobiło się głośno wśród fanów kina niezależnego, jednak mainstream wciąż Gerwig nie dostrzegał.

Przełomem w jej karierze stał się występ w filmie Noaha Baumbacha „Greenberg” z 2010 roku, gdzie pojawiła się u boku Bena Stillera, Rhysa Ifansa i ówczesnej żony reżysera, Jennifer Jason Leigh. Rola Florence przyniosła jej znakomite recenzje. Dzięki niej dostała okazję do zaprezentowania się szerszej publiczności w programie Jimmy’ego Kimmela, do którego została zaproszona po raz pierwszy. Znajomość z Baumbachem, która pod koniec 2011 roku zmieniła się w związek, zaowocowała filmem, po którym kariera Gerwig nabrała rozpędu. Wspólnie z życiowym partnerem napisała scenariusz filmu „Frances Ha”, w którym zagrała też tytułową postać – 27-latkę, która każdego dnia budzi się z nowym pomysłem na życie. Porównywany do najsłynniejszych dokonań francuskiej nowej fali film Baumbacha podbił serca widzów, a Gerwig po raz pierwszy w karierze mogła się cieszyć z nominacji do Złotego Globu. W kategorii dla najlepszej aktorki w komedii i musicalu przegrała jednak z Amy Adams i jej rolą w filmie „American Hustle”. Sama nominacja była jednak dużą nobilitacją, bo o nagrodę Gerwig konkurowała z takimi ekranowymi gwiazdami jak Meryl Streep, Julie Delpy i Julia Louis-Dreyfus. 

W 2014 roku próbuje swoich sił na deskach teatralnych. Również i tutaj została doceniona, czego dowodem nominacja dla najlepszej aktorki do nagrody Outer Critics Circle Award za rolę Becky w wystawionej w Nowym Jorku sztuce „The Village Bike”. Wraz z kolejnymi sukcesami przyszły propozycje ról u takich reżyserów jak Pablo Larrain („Jackie”) czy Rebecca Miller („Plan Maggie”). Dla niej samej być może najważniejsza był występ u Woody’ego Allena w filmie „Zakochani w Rzymie”. To reżyser, którego twórczość zawsze Gretę inspirowała. W książce pamiątkowej na zakończenie liceum nie miała wątpliwości przy pytaniu o to, co chciałaby robić za dziesięć lat. „Mieszkać w Nowym Jorku i grać w filmie Woody’ego Allena” – napisała. W 2015 roku po raz trzeci połączyła swoje siły z Baumbachem. Razem napisali scenariusz filmu „Mistress America”, a Gerwig zagrała w nim rolę zwariowanej Brooke, która wyciąga z samotności swoją przyrodnią siostrę Tracy rozpoczynającą studia w Nowym Jorku.

Z drugiej strony kamery

Uznanie, jakie zdobywa jako aktorka i scenarzystka, sprawia, że Gerwig chce pójść krok dalej – zająć się reżyserią. Bez wątpienia przydaje się doświadczenie zyskane podczas pracy nad filmem „Noce i weekendy”, ale przede wszystkim korzysta z osobistych wspomnień dotyczących nauki w katolickim liceum dla dziewcząt. Właśnie w takiej placówce rozgrywa się akcja jej debiutanckiego filmu „Lady Bird” z 2017 roku. Jego bohaterką jest zbuntowana Christine, którą brawurowo zagrała Saoirse Ronan. Ucząca się w katolickiej szkole dziewczyna, szukając własnej drogi życiowej, próbuje zapomnieć o kłopotach w domu i się usamodzielnić. Pomimo oczywistych podobieństw do biografii Gerwig, autorka filmu przekonuje, że ma niewiele wspólnego z tą bohaterką. „W ogóle nie byłam taka jak Lady Bird. Nie kazałam nazywać się innym imieniem. O wiele bardziej przestrzegałam reguł i dbałam o zdobywanie jak najwyższych ocen. Ale bliski mojemu sercu jest rdzeń tej opowieści. Głęboka i skomplikowana miłość do rodziny i rodzinnego miasta” – tłumaczyła w „Vanity Fair”.

Sukces „Lady Bird” zaskakuje wszystkich. Film jest rzadkim przykładem dzieła, które jednocześnie zdobywa uznanie krytyków oraz odnosi kasowy sukces. Nakręcony za 10 milionów dolarów, na całym świecie zarabia blisko 80 milionów. Zachwytom nad scenariuszem i reżyserią Gerwig nie ma końca, a ich wyrazem są nominacje do najbardziej prestiżowych nagród.

„Lady Bird” zostaje nominowany do pięciu Oscarów, a Złotym Globem zostaje nagrodzony film oraz rola Ronan. Co ważne, Gerwig jest piątą kobietą w historii, która jest nominowana do Oscara za reżyserię. Te sukcesy sprawiają, że nazwisko Grety Gerwig odmieniane jest przez wszystkie przypadki. I mają wpływ na zmiany, jakie zaczynają następować w Hollywood. W tym samym roku na ekrany kin trafia wyreżyserowany przez Patty Jenkins film „Wonder Woman”, który naówczas jest najbardziej dochodowym filmem aktorskim wyreżyserowanym przez kobietę. Coraz więcej kobiet staje za kamerą, a patriarchalny system zaczyna się kruszyć. Znajduje to swoje odbicie w kolejnym projekcie Gerwig, którym jest ekranizacja jej ukochanej książki z dzieciństwa – powieści „Małe kobietki” Louisy May Alcott. Nie jest pierwszą osobą braną pod uwagę przez studio Sony do stworzenia tej produkcji – przed nią przymierzane do niego były Olivia Milch i Sarah Polley. Ale sukces „Lady Bird” otwiera jej drogę do realizacji tego prestiżowego projektu. Gerwig, która zajęła się napisaniem scenariusza, a potem wyreżyserowała ów film, zgromadziła przed kamerą najlepsze aktorki swojego pokolenia. W rolach głównych wystąpiły Saoirse Ronan, Emma Watson, Florence Pugh, Eliza Scanlen Laura Dern oraz Meryl Streep.

Choć jest to już siódma ekranizacja powieści Alcott w historii, w powszechnej opinii widzów i krytyków udaje się Gerwig zaprezentować tę klasyczną opowieść świeżym i nowoczesnym językiem kina. Odzwierciedleniem sukcesu „Małych kobietek” jest sześć nominacji do Oscara, z czego jedna – za kostiumy – zamienia się w statuetkę. Jest to jednak słodko-gorzki sukces. Gerwig otrzymuje nominację za scenariusz, jednak zostaje pominięta w kategorii reżyserskiej, co budzi ogromne kontrowersje. Wspomina o tym Hillary Clinton w programie „Saturday Night Live”, a nazwisko Gerwig znajduje się wśród nazwisk innych kobiet pominiętych w kategorii za najlepszą reżyserię wyhaftowanych na sukni, którą na ceremonię rozdania Oscarów zakłada Natalie Portman.

Nieidealny świat Barbie?

Po sukcesach reżyserskich Gerwig na chwilę wróciła do aktorstwa – w 2022 roku wystąpiła w głównej roli w filmie Baumbacha „Biały szum”. Produkcja Netfliksa jest jednym z kandydatów tej platformy streamingowej do walki o Oscary. Stało się jednak inaczej, bo film dzieli nie podbił serc widzów, podobając się nielicznym. Krytyczne głosy na temat tej produkcji szybko ucichły, gdy wyszło na jaw, że Gerwig i Baumbach pracują nad kolejnym projektem – filmem o lalce Barbie. Dla fanów reżyserki ta wiadomość brzmi jak żart. Trudno bowiem uwierzyć, że specjalistka od intymnych, subtelnych filmów nakręci opowieść rozgrywającą się w idealnym różowym świecie Barbie i Kena. Reżyserka szybko daje jednak do zrozumienia, że pokaże ten świat po swojemu. „Nigdy nie byłam częścią czegoś takiego. Ale na swój sposób, podstawy tego filmu są takie same jak i poprzednich. Choć opowiadam o Barbie, która jest znaną na całym świecie marką, pobrzmiewają w nim bardzo osobiste tony. Jest równie intymny, co wcześniej 'Lady Bird' i 'Małe kobietki' – powiedziała magazynowi „The Rolling Stone”.

Dziś, kilka dni po premierze filmu „Barbie”, wiadomo już, że Gerwig nie rzucała słów na wiatr. Pierwsze recenzje wskazują na to, że jest to kolejne dzieło w solowej reżyserskiej karierze artystki, które odniesie sukces. Recenzenci, którzy oglądali „Barbie” przed premierą, zgodnie twierdzili, jest to produkcja, która uratuje kino, bo przyciągnie rzesze widzów. Czy tak się stanie, będzie wiadomo już po pierwszym weekendzie. Pierwsze szacunki wskazują na to, że film z Margot Robbie i Ryanem Goslingiem pokona w box-office zarówno „Oppenheimera” Christophera Nolana, jak i siódmą część „Mission: Impossible”. Jeśli tak się stanie, duet Gerwig-Baumbach będzie mógł dopisać kolejny sukces na swoim zawodowym koncie. Być może jednak największym sukcesem tej pary jest ich udany związek. Są razem od ponad dziesięciu lat, a taki staż to nadal rzadkość w Hollywood. Nic nie wskazuje na to, żeby coś między nimi miało się popsuć. Przeciwnie, Gerwig i Baumbach, którzy mają czteroletniego syna, niedawno zdecydowali się na drugie dziecko. Niedawno reżyserka poinformowała, że w lutym tego roku została mamą po raz drugi.

Wciąż nie wiadomo, jaki będzie kolejny film, którego reżyserią zajmie się Gerwig. Na 2024 rok zaplanowano premierę produkcji, przy której pracowała jako scenarzystka. To aktorski remake legendarnego animowanego musicalu „Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków”. W rolach głównych wystąpią w nim Rachel Zegler i Gal Gadot. O samym filmie niewiele wiadomo, ale pewne jest, że nie będzie to tradycyjne przedstawienie tej dobrze znanej historii. Gerwig na pewno zadbała o to, by widzowie wyszli z kin zaskoczeni. (PAP Life)

Autor: Łukasz Kaliński

mmi/