Nam Monika Sobień-Górska opowiada o tym, jak wyglądało śledzenie działalności Lewandowskiej i jakie mity na temat słynnej trenerki obaliła.
PAP Life: Czy wie pani, jakie wrażenia ma Anna Lewandowska po przeczytaniu swojej biografii pani autorstwa?
Nie wiem nawet, czy już ją przeczytała. Książka została jej niedawno wysłana do Hiszpanii. Na razie nie otrzymałam od niej żadnej informacji zwrotnej, ani prywatnie, ani przez jej współpracowników. Ostatni kontakt, jaki miałyśmy, był podczas wywiadu, który przeprowadziłam z nią w czerwcu w Barcelonie. Czekam na jej reakcję, jestem jej ciekawa, to naturalne. Książka – wbrew krążącym teoriom spiskowym – nie była pisana na zamówienie Lewandowskiej, nie była przez nią autoryzowana, poza wspomnianym wywiadem, którego udzieliła mi już po ukończeniu mojej autorskiej części. Podeszłam do pisania tej książki poważnie, zbierałam informacje rzetelnie, nie miałam na początku żadnej tezy – nie wiedziałam, czy Lewandowska będzie pozytywną, czy negatywną bohaterką. Finalnie książka ma wydźwięk pozytywny dla niej. Oczywiście, nie brakuje tam wątków być może trudnych dla Lewandowskiej, bo oprócz zalet opisuję też jej wady, ale nikt nie jest doskonały. A ona, jak każdy z nas, jest człowiekiem, nie awatarem, jakim niektórzy ją widzą. W trakcie pozyskiwania informacji na jej temat, analizowania jej działalności biznesowej przez ekspertów z dziedziny ekonomii, public relations, marketingu i mediów, dowiedziałam się, jak ona pracuje i że naprawdę stoi za koncepcjami swoich firm.
To, że książka ma pozytywny wydźwięk, może u niektórych wzbudzić nieufność
Większość ludzi nie chce myśleć, bo to wymaga wysiłku, jakiejś elementarnej empatii. Zamiast tego woli od razu oceniać. I to oczywiście negatywnie, według najprostszego skryptu: „jeśli ktoś pisze coś pozytywnego o kimś, kogo nie lubię, to znaczy, że się sprzedał”. To smutne, bo pokazuje bardzo dołujący obraz świata, w jakim wielu z nas żyje. Ale powiem szczerze, że zaskoczył mnie skala tych teorii spiskowych, tych absurdalnych zarzutów i hejtu. Wiedziałam, że Lewandowska ma bardzo duży negatywny elektorat, wiedziałam też, że dostanę rykoszetem, ale przeraża mnie to tsunami. Media generują clickbajtowe tytuły, które prowokują ludzi. A ci zachowują się jak wściekłe psy zerwane z łańcuchów, gotowi zagryźć w imię własnych wyobrażeń o danej osobie, choć znają ją tylko z mediów i to głównie plotkarskich. Przecież ludzie piszący te koszmarne wyzwiska nigdy nie rozmawiali z Lewandowską, nie wiedzą jaka ona naprawdę jest, jak pracuje, co robi. A media plotkarskie to podgrzewają, bo na tym zarabiają.
Czy Anna Lewandowska w jakimkolwiek stopniu była zaangażowana w powstanie biografii?
Lewandowska przez długi czas o tej książce nie wiedziała. Kiedy zbliżałam się do jej ukończenia zadzwoniła do niej jedna z uczestniczek jej obozu treningowego i powiedziała, że ja piszę jej biografię. Niedługo potem zadzwoniła do mnie jej rzeczniczka prasowa i zapytała, czy to prawda. Nikt mnie nie straszył pozwami, prawnikami, nie czułam żadnej presji ze strony pracowników Lewandowskiej. Odpowiedziałam, że tak, że książka powstaje, że dotyczy działalności biznesowej Lewandowskiej i że nie ujawnię jej treści, bo nie chcę, by to była książka autoryzowana. Skoro nawiązałyśmy kontakt, to zapytałam, czy Anna udzieliłaby mi wywiadu. Już wcześniej planowałam, że zwrócę się do niej z taką prośbą, gdy skończę pisać książkę, ale rozmowa z rzeczniczką przyspieszyła to pytanie. Zaproponowałam jej, że Lewandowska mogłaby się odnieść do kwestii poruszonych w tej książce, które mogą wydawać się kontrowersyjne. Na chwilę zapadła cisza, a później dostałam zgodę na wywiad i poleciałam do Barcelony. Tam spędziłam z Lewandowską prawie cały dzień.
Co panią najbardziej interesowało w życiorysie Lewandowskiej?
Skupiłam się na jej życiu zawodowym, na ostatnich 10 latach jej działań. Starałam się znaleźć odpowiedź na pytanie, w jaki sposób udało się jej zbudować tak gigantyczną i niezwykle oddaną grupę odbiorczyń, które lojalnie kupują jej produkty. Popularność i pieniądze na start to bowiem za mało, żeby ciągle rosnąć przez 10 lat. Uważam, że w świecie biznesu, który jest totalnie zdominowany przez mężczyzn, ona się bardzo wyróżnia. W książce jest dużo analiz, które przeprowadzają zaproszeni przeze mnie eksperci. Ich wnioski mogą być wartościowe dla Lewandowskiej. Elementów z jej życia prywatnego nie jest dużo. A jeśli je poruszam, to tylko wtedy, gdy w jakiś sposób dotyczą jej życia zawodowego. Przykładowo, jeśli opowiadam o jakimś aspekcie jej dzieciństwa – na przykład tym, że przez pewien okres w życiu zaznała biedy – to robię to dlatego, że ta historia jest elementem wizerunku, który Lewandowska wykorzystuje do budowania narracji na swój temat. I finalnie wpływa to na marketing jej produktów.
Czy książka ma również charakter motywacyjny?
Jak najbardziej. Kiedy zaczynałam pisać książkę, pierwszym krokiem był udział w obozie treningowym Lewandowskiej. Efektem ubocznym jest to, że od prawie roku ćwiczę regularnie, z trenerem albo w grupie. A nigdy tego nie robiłam. To efekt motywacji, którą wszczepiła mi Lewandowska oraz inne osoby, które spotkałam na obozie. Ale ta książka bardziej niż do ćwiczeń i zadbania o zdrowie może zachęcić do lepszego zarządzania swoim czasem, umiejętnościami i możliwościami, pomimo wielu przeciwności. Tak, by osiągnąć swoje cele, stać się niezależną osobą. Większość obserwatorek Lewandowskiej z Instagrama, z którymi rozmawiałam, twierdzi, że śledzi ją tam, by dowiedzieć się, jak zarządza swoim biznesem i potencjałem.
No właśnie, a ona zarządza tymi biznesami czy – jak twierdzą niektórzy – tylko je promuje swoim nazwiskiem?
Głównym zarzutem, który stawia się Lewandowskiej jest to, że właściwie ona nic nie robi przy swoich biznesach, że ich prowadzeniem zajmują się wynajęci ludzie, a ona daje tylko swoją twarz i klika w telefon. To nieprawda. Większość pomysłów, główna strategia rozwoju jej marek, wychodzi od samej Lewandowskiej, ona jest bardzo mocno zaangażowana w każde z tych przedsięwzięć. Ma świetną intuicję biznesową, jej firmy są bardzo spójne, nie robi rzeczy „od czapy”. Odniosła olbrzymi sukces. Ma sześć marek i pięć firm. "Wprost" wycenił majątek Lewandowskiej, zgromadzony dzięki jej działalności biznesowej, na 313 mln zł.
W książce wspomina pani, że ważnym motorem jej działań jest wielka wola osiągnięcia niezależności finansowej
Tak, mówią o tym i Lewandowska, i jej współpracownicy. Ona ma bardzo silną potrzebę bycia niezależną osobą. Powiedziałabym nawet, że to dominująca potrzeba w jej życiu. Odrzuciła bardzo kuszącą ofertę bycia żoną przy mężu. Chociaż gdyby siedziała w domu i wydawała jego pieniądze, gdyby nie wychodziła przed szereg, to dziś nie byłaby tak hejtowana. Lewandowska swoim przykładem pokazuje innym kobietom, by nie uwieszały się na swoich mężach, nie uzależniały od nich finansowo, by pracowały, bez względu na to, ile zarabia ich mąż. Ona mówi wprost, żeby budować swój własny świat, zachęca też, by mieć swoich przyjaciół, kapitał społeczny, pasję. Bo nigdy nie wiadomo, jak życie się potoczy.
Być może nie miałaby takiego podejścia, gdyby nie została silnie naznaczona pewnym doświadczeniem z dzieciństwa
Jej matka, podobnie jak jej ojciec, była osobą wykształconą, pracującą, pochodzącą ze środowiska filmowego. W pewnym momencie zrezygnowała z pracy, bo mąż – operator filmowy – zarabiał więcej. Przystała na propozycję, że zajmie się domem. Finalnie skończyło się to dla niej bardzo źle, bo gdy rozpadło się małżeństwo, została bez pracy, pieniędzy, z dziećmi, które musiała utrzymać. Lewandowska sama mi przyznała, że to doświadczenie jej mamy ukształtowało ją na zawsze. Być może właśnie dlatego tak pragnie tej niezależności.
Z Lewandowską na potrzeby książki spotkała się pani dwukrotnie. Najpierw na obozie treningowym w Starej Wsi, a później w Barcelonie. Jak pani ją zapamiętała?
Byłam zaskoczona, jak bardzo była zaangażowana w pracę na tym obozie. Wyobrażałam sobie, że będzie tam bardziej dla celów wizerunkowych, przeprowadzi jeden trening dziennie, a może i to nie, a ciężką pracę będę wykonywać przede wszystkim jej trenerzy. Tymczasem ona codziennie prowadziła dwa ciężkie treningi, a trzeci współprowadziła. Rozmawiała z uczestniczkami, obserwowała, jak sobie radzą, wyłapywała, jeśli ktoś nie przyszedł na trening. Miałam poczucie, że cały czas jest w roli. Ona po prostu była tam w pracy.
A jaką Lewandowską zobaczyła pani w Barcelonie?
Tam zobaczyłam bardzo naturalną dziewczynę, nieumalowaną, niewystylizowaną, daleką od wizerunku celebryckiego, który prezentuje w mediach społecznościowych. Była wtedy sama z dziećmi, nie miała niani. Robert był na zgrupowaniu kadry w Polsce. Zadałam jej pytanie, dlaczego tak trudno zobaczyć ją prawdziwą, dlaczego nie prezentuje się taką w social mediach. Odparła, że próbowała tak robić. Ale bez względu na to, czy jest bardziej „celebrycka”, idealna, czy jest zwykłą Anią, to media i tak „jadą po niej równo”. Natomiast przy bardziej wystudiowanych, grzecznych postach na Instagramie, czuje się bezpieczniej. Ja z kolei wiem, że dzięki temu jej profil ma też większy potencjał marketingowy, więc stawia głównie na takie.
W książce wielokrotnie chwali pani Lewandowską. A jakie są jej słabe strony?
Lewandowska nie jest wybitną mówczynią. Jej główna konkurentka, Ewa Chodakowska, która ma teraz znacznie mniejsze zasięgi od Lewandowskiej, jest lepsza w komunikacji, ma moim zdaniem wrodzoną przebojowość i osobowość medialną. Lewandowska – jak sama mówi – nie ma też talentu do języków obcych. Jest też postrzegana przez współpracowników jako nadmiernie kontrolująca. Poza tym, moim zdaniem, powinna częściej zabierać głos w ważnych społecznie sprawach. Warto, by – mając takie zasięgi w Internecie, tak duży wpływ społeczny – podzieliła się swoim zdaniem, oczywiście jeśli ma pogląd na daną sprawę, wiedzę na dany temat. Uważam, że wiele nie ryzykuje, bo i tak jest hejtowana, nawet jeśli milczy. A mogłaby przysłużyć się jakiejś wartościowej sprawie.
Czy pracuje pani już nad kolejną książką o kimś znanym?
Mam pewne plany literackie, ale to będzie coś zupełnie innego. Po raz pierwszy w moim wypadku nie będzie to literatura faktu. Poza tym patrzę teraz uważniej w stronę kina. Film "Lęk", który na podstawie mojego scenariusza wyreżyserował Sławomir Fabicki, dostał się do Konkursu Głównego tegorocznego Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Jest to mój pełnometrażowy debiut scenariuszowy. Mam plany na kolejne. (PAP Life)
Rozmawiał Andrzej Grabarczuk
Monika Sobień-Górska jest dziennikarką, pisarką i scenarzystką. Wydała książki „Ukrainki. Co myślą o Polakach, u których pracują?”, „Polscy miliarderzy. Ich żony, dzieci, pieniądze” oraz „Jak porzucić miliardera... i przeżyć”. Jej najnowsza publikacja – "Imperium Lewandowska" – trafiła do sprzedaży 26 lipca. Prywatnie żona założyciela Kabaretu Moralnego Niepokoju, Roberta Górskiego.
mar/