"Kiedy byłam u przyjaciółki, która mieszkała na parterze domu, w którym i ja mieszkałam, przez okno zobaczyłam chłopaka z karabinem i biało-czerwoną opaską na ramieniu. Wyskoczyłam do niego i zapytałam, gdzie można dołączyć. Powiedział, żebym poszła na ul. Długą 7 i tam wszystko mi powiedzą. Tym sposobem znalazłam się w powstaniu, i to razem z moją przyjaciółką" - wspominała. "Lena" mogła jednak odwiedzać swoją mamę, która pozostała w mieszkaniu. "16 sierpnia, pocisk lub bomba trafił akurat w nasze mieszkanie, które mieściło się na drugim piętrze. Straciliśmy wtedy wszystko, ale najważniejsze, że nikomu z rodziny nic się nie stało" - zaznaczyła.
Dworakowska przypomniała, że chociaż była sanitariuszką, to "później bardzo często były takie sytuacje, że trzeba było robić to, co w danym momencie po prostu trzeba było zrobić". "Zatem to nie były tylko i wyłącznie sprawy związane z opatrunkami, ale trzeba było np. gdzieś pójść z karteczką. Jak chłopcy na Stawkach odbili magazyny żywnościowe i raptem mieliśmy dużo kostek cukru, to dostawałam całe porcje tego cukru do kieszeni i latałam na pozycje chłopaków z cukrem. Po kilku dniach miałam przydomek 'Słodka Lenusia'" - opowiadała.
"Pierwsze dni były dla mnie zaskakująco spokojne. Dopiero po 6-7 sierpnia, dla takiej dziewczynki jak ja, to był szok. Dobrze, że nie miałam czasu zastanawiać się nad skutkami tego szoku. Miałam wrażenie, jakbym zgubiła swoje 'ja'. Raptem zaczęłam robić i przeżywać coś zupełnie innego, reagować inaczej niż dotychczas" – powiedziała. Wyjaśniła, że "to stało się w jednym z bardzo bolesnych dla mnie momentów".
"Posłano mnie z torbą opatrunków na róg Daniłowiczowskiej i Bielańskiej, do banku. Tam na strychu była pozycja naszych chłopców, a naprzeciwko - na Bielańskiej - siedzieli Niemcy. Rozmawiałam z jednym z chłopców - ze Zbyszkiem - który był ode mnie starszy. W pewnym momencie powiedział, żebyśmy byli cicho, bo Niemcy zaczynają coś robić, więc musi zobaczyć, co się dzieje. Wyjrzał przez okrągłe okienko i za moment leżał u moich nóg z przestrzelonym okiem. To był ostatni moment mojej świadomości. Pamiętam, że stwierdziłam, że on nie żyje, złapałam torbę, o której mówił, że gdyby coś mu się stało, to żeby ją wziąć. Nie wiem, jak potem się znalazłam na Długiej 7. Pierwszy raz w życiu przeżyłam taką tragedię. To mnie psychicznie przebudowało. Raptem ja, taka wrażliwa osoba, potrafiłam przeżyć coś takiego, do tego zachować się racjonalnie" - opowiadała. Z kolei chrzest bojowy umiejętności Dworakowskiej jako sanitariuszki nastąpił po wybuchu czołgu pułapki na ul. Kilińskiego. "Zostałam sama z ciężko rannym człowiekiem, wyciągnęłam z niego wszystkie odłamki, pierwszy w życiu raz zrobiłam zastrzyk, ale pacjent przeżył" - opowiadała.
"Jak ma się 16 lat i jest się w akcji, to się nie myśli, czy to powstanie jest potrzebne, czy nie. Nie tylko dlatego, że nic nie wiedzieliśmy, ale podejrzewam, że ci, którzy nami dowodzili, też nie zdawali sobie sprawy z tego, jak to dalej pójdzie, spodziewaliśmy się przecież czegoś innego. To ma tyle pozytywnych, ile negatywnych stron. Zginęło miasto, zginęło tylu ludzi, zginęła najbardziej wartościowa warstwa społeczeństwa warszawskiego, inteligencja. To było za drogo. Ale z drugiej strony, sytuacja polityczna dojrzewała w tym kierunku, że cokolwiek by było, to by pękło. Gdyby to było spontanicznie, bez jakiejś kontroli nad nami, to byłoby jeszcze gorzej" - wyjaśniła.
Danuta Dworakowska ps. Lena: po dwóch miesiącach powstania byłam dużo "starsza"
"Powstanie czasem mi się śni, bo zostawiło w psychice ślad chyba głębszy, niż można to ocenić, już we mnie zostanie jakaś rysa. Było także dla mnie największą szkołą życia. Spod fartuszka mamusi wyskoczyłam właściwie w życie, naprawdę zrozumiałam, czym ono jest, zaznałam tyle dobrego, ile złego. Po dwóch miesiącach powstania byłam dużo 'starsza'. Przekonałam się, że to, czego mnie uczyli w domu - to środowisko romantyków, muzyków, będących w sztuce między poezją a Chopinem - to nie ma nic do rzeczy. Nauczyłam się również sama decydować o niektórych rzeczach, czego wcześniej nie było mi wolno. Jest mi bardzo przykro, jeśli teraz słyszę, że mądrzy ludzie kłócą się o to powstanie, zwłaszcza ci, który tego nie przeżyli, ale znają to z opowiadania czy z książki. Nie powinni się tak wykłócać" - podkreśliła.
Autorka: Anna Kruszyńska
jos/