Jak poinformował Najwyższy Trybunał Wyborczy (TSE) druga tura wyborów odbędzie się 28 października. Zmierzy się w niej z Haddadem, który zajął drugie miejsce.
Tylko bowiem uzyskanie ponad 50 proc. głosów pozwoliłoby Bolsonaro uniknąć drugiej tury.
Haddad oświadczył po ogłoszeniu wyników, że "demokracja w Brazylii jest zagrożona" i wezwał swych zwolenników do mobilizacji przed drugą turą wyborów.
Sondaże przedwyborcze przewidywały zwycięstwo Bolsonaro jednak nie z tak dużą przewagą. Agencja Associated Press podkreśla, że ten 63-letni emerytowany kapitan armii brazylijskiej pozostawił w tyle konkurentów m. in. dzięki znacznie większym funduszom, poparciem prawicowych partii i darmowymi spotami wyborczymi w telewizji.
Brazylijczycy udali się masowo do urn mając nadzieję na to, że Bolsonaro - jak to obiecywał - wydobędzie kraj z głębokiego kryzysu spowodowanego przez słabnącą gospodarkę, monstrualną korupcję, przestępczość i zgniliznę moralną.
Panują jednak rozbieżne opinie co do tego, jakie koszty poniesie państwo w razie zwycięstwa Bolsonaro, wieloletniego kongresmena, który niejednokrotnie wychwalał poprzedni reżim wojskowy. Obecnie jednak deklaruje przywiązanie do ideałów demokracji, nie wiadomo jednak na ile szczere.
Rywalem Bolsonaro jest kandydat Partii Pracujących (PT) Fernando Haddad, były burmistrz Sao Paulo i swego czasu minister oświaty. Ubiega się on o urząd głowy państwa zamiast założyciela PT i byłego prezydenta Ignacia Luli da Silvy, który nie mógł kandydować bowiem odbywa karę 12 lat więzienia za pranie pieniędzy i korupcję.
Poza prezydentem państwa Brazylijczycy wybierali w niedzielę wszystkich 513 członków Izby Deputowanych, dwie trzecie z 81 senatorów i gubernatorów oraz członków legislatur wszystkich 27 stanów. (PAP)
jm/
arch.