Biało-czerwoni - mimo spadku jesienią z najwyższej dywizji Ligi Narodów UEFA - byli losowani z pierwszego koszyka. Grupa, do której trafili, teoretycznie jest jedną ze słabszych w całych eliminacjach. Czwartkowe spotkanie z Austrią w Wiedniu rozpocznie się o godz. 20.45, podobnie jak niedzielne z Łotwą w Warszawie.
Reprezentacje 55 członków UEFA utworzyły łącznie 10 grup - pięć po pięć drużyn i pięć po sześć zespołów. Do końca fazy grupowej kwalifikacji rozegranych zostanie 250 meczów.
"Byliśmy w pierwszym koszyku i losowanie na pewno nie jest dla nas najgorsze, ale to wyrównana grupa" - ocenił trener kadry Jerzy Brzęczek.
Osobiście dla niego znajoma i sentymentalna grupa, bowiem jako piłkarz występował w lidze austriackiej oraz izraelskiej.
Pytany niedawno o pierwszego rywala - Austrię, ocenił, że to "nieprzyjemny zespół, agresywny i wybiegany, bardzo groźny przy stałych fragmentach gry".
"Największymi gwiazdami są Marko Arnautovic i David Alaba. Ta dwójka ma bezsprzecznie największy wpływ na poczynania austriackiej drużyny. Arnautovic to piłkarz troszkę szalony, ale kiedy jest w formie potrafi w pojedynkę rozstrzygnąć losy meczu. Co do Alaby, wystarczy popatrzeć na to, co gra i jaką ma pozycję w Bayernie Monachium" - analizował Brzęczek, który w poniedziałek skończył 48 lat.
Rywale Polaków w kwalifikacjach Euro 2020 nie osiągali w ostatnich latach sukcesów. Żaden z przeciwników nie wystąpił np. na mundialu w Rosji, a w poprzednich mistrzostwach Europy (2016 we Francji) - jedynie Austria, która zresztą po czwartym miejscu w grupie odpadła po pierwszej rundzie.
Z każdym z tych zespołów biało-czerwoni mierzyli się w tym stuleciu, ale jeżeli chodzi o ostatnie pięć lat - jedynie ze Słowenią (1:1 w towarzyskim meczu we Wrocławiu w 2016 roku).
Teoretycznie najsilniejsze w całych eliminacjach wydają się grupy B, m.in. z Portugalią, Ukrainą i Serbią, C z Holandią, Niemcami i Irlandią Północną oraz F z Hiszpanią, Szwecją, Norwegią i Rumunią.
Faza grupowa kwalifikacji potrwa do listopada. Po dwa najlepsze zespoły z każdej grupy awansują bezpośrednio do turnieju finałowego, a pozostałych czterech uczestników wyłonią baraże, zaplanowane na marzec 2020 roku. Wezmą w nich udział najlepsze drużyny z poszczególnych dywizji Ligi Narodów, które nie uzyskały promocji w tradycyjnych eliminacjach.
Turniej finałowy, od 12 czerwca do 12 lipca 2020 roku, odbędzie się w 12 krajach na całym kontynencie. Są nimi: Azerbejdżan (Baku), Dania (Kopenhaga), Anglia (Londyn), Niemcy (Monachium), Węgry (Budapeszt), Włochy (Rzym), Holandia (Amsterdam), Irlandia (Dublin), Rumunia (Bukareszt), Rosja (Sankt Petersburg), Szkocja (Glasgow) i Hiszpania (Bilbao). To oznacza, że tym razem nie ma gospodarza, który byłby zwolniony z eliminacji.
Awans do mistrzostw Europy oznacza rekordowe premie. Komitet Wykonawczy UEFA już ponad rok temu poinformował, że za sam udział 24 reprezentacje otrzymają po 9,25 mln euro, a kolejne kwoty można zgarnąć za dobre wyniki w imprezie.
Ogólna pula, z której rozdysponowane zostaną środki, wzrosła o 23 procent w porównaniu z Euro 2016 (301 mln euro) i wynosi 371 mln euro.
Polscy piłkarze po raz pierwszy zagrali w mistrzostwach Europy w 2008 roku, gdy prowadził ich Holender Leo Beenhakker. Cztery lata później - pod wodzą Franciszka Smudy - wystąpili w imprezie jako współgospodarze (obok Ukrainy).
Oba turnieje były nieudane dla biało-czerwonych, którzy nie wyszli z grupy. Znacznie bardziej pomyślny okazał się występ trzy lata temu we Francji, gdzie po raz pierwszy zagrały 24 zespoły.
Drużyna prowadzona wówczas przez Adama Nawałkę dotarła do ćwierćfinału, w którym uległa w rzutach karnych późniejszemu triumfatorowi - Portugalii.(PAP)
bia/ pp/