Piontkowski dla PAP: na pewno w przyszłym roku będzie podwyżka wynagrodzeń nauczycieli

2019-09-02 07:20 aktualizacja: 2019-09-02, 13:58
Na pewno w przyszłym roku będzie podwyżka wynagrodzeń nauczycieli. Rozmawiałem o tym z premierem i ministrem finansów - powiedział minister edukacji narodowej Dariusz Piontkowski w wywiadzie dla PAP. Niedługo będziemy mówili o szczegółach - dodał.

Polska Agencja Prasowa: Dziś rozpoczyna się rok nowy rok szkolny, będzie to kolejny rok wdrażania reformy edukacji, w którym wkracza ona do szkół średnich. Jakie oznacza to zmiany dla uczniów?

Dariusz Piontkowski: W szkołach podstawowych nic w zasadzie już nie będzie się zmieniało. Tam obowiązują już nowa podstawa programowa dla 8-letniej szkoły. Uczniowie i nauczyciele na tym etapie nauczania nie powinni już odczuwać zmian. Uczniowie będą mieli bezpłatne podręczniki. Wiedzą według jakich zasad będą się uczyć.

W szkołach średnich uczniowie klas pierwszych wkraczają w nowy etap edukacji. Bez względu na to czy będą uczyć się według starej czy nowej podstawy programowej, będzie to dla nich zmiana ze względu na nowy typ szkoły. Z punktu widzenia nauczycieli zmiana będzie dotyczyć tych uczniów, którzy ukończyli 8-letnią szkołę podstawową, gdyż tu obowiązuje już nowa podstawa programowa. Absolwenci gimnazjum będą uczyli się według zasad, które obowiązywały przez ostatnich kilka lat w 3-letnich liceach ogólnokształcących i 4-letnich technikach. Uczniowie po szkole podstawowej, którzy w tym roku rozpoczną naukę w szkołach średnich to pierwszy rocznik, który będzie uczył się w 4-letnich liceach i 5-letnich technikach oraz w szkołach branżowych, zgodnie z nowymi podstawami.

Nauczyciele w szkołach średnich będą więc uczyć w dwóch systemach. Większość uczniów nadal będzie w "starym" systemie - nazwijmy go "pogimnazjalnym", a część klas pierwszych będzie uczyła się według nowego systemu. Trzeba to zresztą wyraźnie powiedzieć: dla większości nauczycieli nie będzie to jakaś poważna zmiana, gdyż polega ona na tym, że część materiału jest przekazywana uczniom w innym momencie nauki niż teraz. Wprowadzenie nowych podstaw programowych nie oznacza, że np. na nowo piszemy historię, na nowo program z matematyki, fizyki czy biologii. W nowych podstawach jest podobny zakres materiału, tylko inaczej rozłożony w czasie, lepiej skorelowany z innymi przedmiotami.

Przypomnę, że po zmianach wprowadzonych przez panią minister Katarzynę Hall, w klasie pierwszej 3-letniego liceum uczniowie z większości przedmiotów kończyli program gimnazjum. W przypadku historii uczyli się historii XX wieku. Teraz uczniowie po szkole podstawowej w szkole średniej, tak jak logika nakazuje, naukę historii rozpoczną od historii starożytnej, przez średniowiecze, itd. Podobnie będzie na innych przedmiotach. Tak naprawdę przywracamy pewien logiczny sposób nauczania i zdobywania wiedzy. Najmniej chyba będzie zmian jeśli chodzi o język polski i matematykę.

Przede wszystkim będzie więcej czasu, żeby przygotować uczniów do matury, aby zdobyli więcej wiedzy i umiejętności. Będą na to w liceum nie trzy, a cztery lata. Mamy nadzieję, że za kilka lat zaowocuje to większą wiedzą, większym zakresem umiejętności i wyższym poziomem nauczania. Z tego powodu została wprowadzona reforma strukturalna i programowa. Na jej ostateczny efekt musimy poczekać jeszcze kilka lat.

PAP: Przy każdej zmianie podstawy programowej jest mowa nie tylko o wiedzy, jaką uczeń powinien zdobyć, ale też o umiejętnościach, jakie powinien nabyć. Na jakie umiejętności postawiono nacisk w nowej podstawie programowej?

D.P.: Chcemy, żeby uczniowie poza zdobyciem twardej wiedzy, nauczenia się pewnej partii materiału, potrafili także podchodzić krytycznie do zagadnień, z którymi mają do czynienia. Chcemy, żeby próbowali logicznie wywodzić pewien ciąg zdarzeń, żeby to nie było tak, że uczą się tylko i wyłącznie pod testy, uczą się znajomości pewnych dat czy pojęć, które potem pojawiają się na testach. W ogóle staramy się odejść od tylko i wyłącznie testowego sprawdzania wiedzy. Jakiś element oczywiście pozostanie, bo trzeba sprawdzić, czy uczeń rzeczywiście osiągnął minimum wiedzy. Chcemy jednak kształcić też umiejętność szerszego odpowiadania i mierzenia się z problemami. To zrobiliśmy już chociażby przy egzaminie ósmoklasisty, gdzie duża część pytań była pytaniami otwartymi. Uczeń musiał się wykazać w nich czymś więcej niż tylko i wyłącznie odtworzeniem wiedzy, musiał pokazać, że rozumie pewne procesy, potrafi logicznie odpowiedzieć. W matematyce punktujemy już nie tylko i wyłącznie samą prawidłową odpowiedź, ale również wykazanie logicznego rozumowania, które doprowadziło do ostatecznego rozwiązania. Nie zakładamy z góry, że jest jedna, jedyna droga, która prowadzi do osiągnięcia właściwej odpowiedzi. Uczniowie mogą przecież różnymi metodami do tego dochodzić - nie zawsze musi być to sposób wyuczony na lekcjach, może być to nawet jakaś metoda intuicyjna albo taka, której uczeń nauczył się gdzieś zupełnie indziej.

Chcielibyśmy, aby podobne umiejętności kształtowane były także na poziomie szkoły średniej. To będzie trochę musiało zmienić nieco mentalność części nauczycieli i najczęściej stosowane formy pracy. Treści nie mogą być podawane np. tylko i wyłącznie metodą wykładu. Zależy nam na tym, by coraz częściej sięgano po metody aktywizujące uczniów, aby od czasu do czasu pojawiała się także metoda projektu. Na pewno nie wszystko uda się zrobić od razu, ale rozpoczynamy dopiero przecież ten proces. Pamiętajmy, że to pierwszy rok wchodzenia nowych podstaw programowych do szkół średnich.

PAP: Początek roku szkolnego 2019/2020 to także początek zmian w szkolnictwie zawodowym. Jakie to będą zmiany?

D.P.: W szkolnictwie zawodowym będzie duża zmiana, bardzo oczekiwana przez przedsiębiorców, a o niej się mało mówi. Po pierwsze: chcielibyśmy doprowadzić do tego, aby technika i szkoły branżowe były typem szkół, który nie jest gorzej traktowany, postrzegany jak licea, aby zauważano, że są to szkoły, które dają dobre przygotowanie do dorosłego życia i dają szansę na zdobycie dosyć szybko dobrego zawodu. Dotąd była tendencja, aby niemal wszystkich młodych ludzi posyłać do liceów ogólnokształcących, a potem na studia. Potem rynek często weryfikował, że te studia tak naprawdę w życiu zawodowym niewiele znaczą, niewielką rolę odgrywają. Ludzie robią zupełnie co innego. My staramy się pokazać, że dziś można w szkole zawodowej zdobyć dobry i dobrze płatny zawód, a jeżeli ktoś chce, może przecież kontynuować naukę w szkołach wyższych.

Ponadto, szkoła branżowa będzie w większym stopniu kształciła umiejętności praktyczne. Zwiększyliśmy udział nauczania praktycznego, co było realizacją postulatów zgłaszanych przez specjalistów. Umożliwiliśmy także przedsiębiorcom, aby współkształtowali podstawy programowe, aby obejmowały one przede wszystkim to, czego potrzebuje rynek i czego potrzebują przedsiębiorcy. Podstawy programowe są dosyć szczegółowo opisane, także dlatego, by ułatwić pracę nauczycielom, szczególnie nauczycielom zawodu. Na bazie podstawy programowej są oni w stanie ułożyć logiczny ciąg zajęć i przygotować program nauczania, obejmujący z te treści, które są w podstawie programowej, ale pozwalający dostosować się także do wymogów lokalnego rynku pracy.

Po drugie: umożliwiliśmy przedsiębiorcom współfinansowanie szkolnictwa zawodowego poprzez sponsorowanie całej szkoły, ale i także na przykład dofinansowanie wynagrodzeń nauczycieli zawodu, bo z nimi rzeczywiście od kilku lat już jest problem. Szkoły muszą konkurować z firmami, które też potrzebują fachowców, a na pewno wszyscy słyszeli, że w Polsce mamy niedobór ludzi z wykształceniem technicznym, fachowców, którzy mogliby wypełniać konkretne zadania w przedsiębiorstwach i ten sam problem dotyczy szkolnictwa zawodowego. Płace nauczycieli najczęściej są niższe niż płace tych dobrze wykwalifikowanych fachowców, stąd uwolniliśmy te płace. Co prawda określamy pewien poziom minimalny tego wynagrodzenia, ale jednocześnie zarówno organom prowadzącym dajemy możliwość na ich zwiększenie, jak i dajemy możliwość korzystania tutaj z pieniędzy oferowanych przez przedsiębiorców.

Chcemy także, aby duża część tego kształcenia praktycznego odbywała się nie tylko na warsztatach szkolnych, ale w realiach rynkowych, u przedsiębiorców. Tu oczywiście dużo zależy od samych dyrektorów szkół, którzy potrafią nawiązać współpracę z przedsiębiorstwami. Mamy nadzieję, że to zaowocuje tym, że uczniowie szkół branżowych będą mieli kwalifikacje rynkowe, jasno określone na świadectwie. Bedą one jednoznacznie określały, co uczeń potrafi i przedsiębiorca zatrudniając takiego młodego człowieka, będzie wiedział, co on potrafi wykonać, jakie zadania zrobić.

Jednocześnie trzeba wyraźnie powiedzieć, że szkolnictwo branżowe będzie mogło też dawać szansę na dalsze zdobywane wykształcenia. Po pierwszym etapie w szkole branżowej, będzie można przejść do szkoły branżowej drugiego stopnia, zrobić maturę i potem także pójść na studia, jeżeli uczniowie poczują taką potrzebę.

PAP: W mediach i na portalach społecznościowych pojawiają się w ostatnich dniach zdjęcia i skany z planów lekcji, z których wynika, że w szkołach średnich - w wyniku podwójnego rocznika w klasach pierwszych - uczniowie będą się uczyć w systemie dwuzmianowym.

D.P.: Po pierwsze: trzeba wyraźnie powiedzieć, że zmiana strukturalna odbyła się w roku 2019, ponieważ w tym roku mamy do czynienia z najmniej licznymi rocznikami młodzieży. Gdyby ta zmiana dokonywała się za dwa czy trzy lata, liczba uczniów byłaby zdecydowanie większa. Po drugie: nawet ten rocznik po gimnazjum i po szkole podstawowej łącznie to jest mniej więcej tylu uczniów, ile około 10 lat temu jednorazowo przychodziło do szkół średnich. Nie przypominam sobie, aby wtedy mówiono o tym, że są jakieś poważne problemy lokalowe. Dziś, rzeczywiście w szkołach średnich będzie więcej oddziałów niż w ubiegłym roku. Może się zdarzyć, że część zajęć w niektórych szkołach - jednak na pewno nie codziennie – skończy się na przykład około godz. 16 czy 17. Ale na pewno nie będzie to tak, jak niektórzy straszą, że uczniowie będą musieli przebywać w szkole do 20. czy 21., bo takich sygnałów w ogóle nie mamy.

Po trzecie: w większości szkół poważnie zwiększonej zmianowości nie będzie, ponieważ duża część szkół średnich zmagała się z niżem demograficznym, który od kilku lat już tam dokuczał. Martwiono się w ogóle o miejsca pracy dla nauczycieli, a część klas stała po prostu pusta. Zajęcia czasami kończyły się o 13., sporo sal nie było wykorzystywanych. Teraz w wielu tych szkołach w końcu pojawiła się taka liczba uczniów, która jest dopasowana do infrastruktury szkolnej i sądzę, że w większości placówek poważnego problemu ze zmianowością nie będzie.

Samorządy miały kilka lat na to, aby przygotować się do tego, że zwiększony rocznik będzie rekrutowany do szkół średnich. Większość samorządów z tego skorzystała i na przykład, gdy ustalano sieć szkół przy wygaszaniu gimnazjów, to dużą część z nich przeznaczono właśnie na nowe szkoły średnie czy to na licea czy szkoły techniczne. Ale nie wszystkie samorządy z tego skorzystały. Tak jak jednak mówiłem, zdecydowana większość szkół średnich tego nie odczuje, nauka będzie odbywała się na jedną, może nieco wydłużoną zmianę i nie powinno się to odbić poważnie na warunkach, w których ci uczniowie będą się kształcili.

Natomiast braki pracowni przedmiotowych, przyrodniczych są niestety odczuwalne od wielu lat. Ponad 60 proc. gimnazjów nie miało pracowni przedmiotowych i w szkołach podstawowych niestety jest podobnie. To jest wielkie wyzwanie, zarówno dla samorządów, jak i państwa, by zwiększyć nakłady na wyposażenie szkół i pozwolić uczyć przy użyciu nowoczesnych pomocy dydaktycznych i urządzeń. Ministerstwo dostrzega takie potrzeby i dlatego przeznaczamy duże, dodatkowe pieniądze na dofinansowanie zakupu nowoczesnego sprzętu. Stąd m.in. program "Aktywna tablica", ale także środki na tak prozaiczne rzeczy jak odbudowa stołówek w szkole czy pomoc w wyposażeniu pracowni. To są dodatkowe pieniądze z budżetu państwa, których ministerstwo nie musi wydawać, bo są to tak naprawdę zadania samorządu. Chcemy jednak by nasze dzieci i młodzież uczyły się w dobrze wyposażonych, nowoczesnych szkołach.

PAP: Jakie zmiany w nowym roku szkolnym czekają nauczycieli?

D.P.: Na pewno realizacja porozumienia z "Solidarnością", a więc podwyżki wynagrodzeń o kolejne prawie 10 proc. od września. Zostały już wydane rozporządzenia, dzięki którym określono minimalne wynagrodzenie. Nauczyciel dyplomowany będzie zarabiał ponad 3800 zł brutto wynagrodzenia zasadniczego, na innych stopniach awansu będzie to nieco mniej. Ta podwyżka będzie już podwyżką na stałe, chociaż w ustawie zapisano, że obowiązuje od września do grudnia. Musieliśmy to tak zapisać, ponieważ dodatkowe pieniądze do subwencji oświatowej, w wysokości 1 miliarda złotych, zostały przekazane w ramach przesunięć między zadaniami w budżecie państwa, a nie poprzez nowelizację budżetu. Dlatego nie mogliśmy  w  ustawie pokazać dłuższej perspektywy czasowej. Natomiast już wiem, że w założeniach budżetu na przyszły rok, skutki przechodzące tych podwyżek są uwzględnione w wysokości subwencji oświatowej. Na pewno więc, będzie ta podwyżka obowiązywała w kolejnych latach. Warto przypomnieć, że łącznie z podwyżką ze stycznia, będzie to ponad 15 proc. wzrost wynagrodzenia nauczycieli. To jest najwyższa podwyżka, jaką kiedykolwiek nauczyciele w ciągu jednego roku otrzymali.

To także wprowadzenie nowego świadczenia dla nauczycieli rozpoczynających pracę - tak zwane 1000 zł „na start”, aby mogli zaspokoić swoje pierwsze potrzeby związane z pracą zawodową. To także określenie minimalnego dodatku za wychowawstwo w wysokości 300 zł. To realizacja takiego szerszego postulatu, zwłaszcza związków zawodowych, aby określić różnego rodzaju dodatki, które towarzyszą płacy nauczycielskiej, na poziomie rozporządzenia bądź ustawy. Jest to pewnie raczej początek procesu, a nie jego zakończenie i w następnych miesiącach czy latach będziemy mówili całościowo o systemie dodatków.

To także wycofanie się ministerstwa z dwóch zmian, które zaszły w poprzednich miesiącach. Mówię o awansie zawodowym, który został skrócony, zgodnie z postulatami związków zawodowych. Wycofaliśmy się także z obowiązkowej oceny pracy i kryteriów, według których ta ocena miała się dokonywać. Tak więc, w tych kwestiach będzie to tak naprawdę powrót do systemu, który już wcześniej funkcjonował. Uważam jednak, że sprawa awansu zawodowego oraz oceny pracy będą elementami, o których trzeba będzie rozmawiać i wprowadzić kompleksowe rozwiązanie. Ale na pewno nie stanie się to już od 1 września, tylko za co najmniej kilka lub kilkanaście miesięcy. To już będzie zadanie dla kolejnego rządu.

PAP: Czy będzie w przyszłym roku kolejna podwyżka dla nauczycieli?

D.P.: Rozmawialiśmy o tym na Radzie Ministrów, rozmawiałem o tym z panem premierem, z ministrem finansów i przewidujemy także podwyżkę w przyszłym roku. Nie będzie to jednak podwyżka od stycznia, bo przecież przewidywana na styczeń podwyżka została tak naprawdę przesunięta na wrzesień tego roku i jeszcze zwiększona. Trudno więc oczekiwać, aby w styczniu nastąpił kolejny wzrost wynagrodzeń nauczycieli. Na pewno w przyszłym roku będzie podwyżka, niedługo będziemy mówili o szczegółach. Uważamy, że nauczyciel powinien być dobrze wynagradzany i dotychczasowe działania rządu Prawa i Sprawiedliwości wyraźnie to pokazują. Przecież w ciągu kilkunastu miesięcy łącznie podwyższyliśmy wynagrodzenia nauczycieli o ponad 21 proc., a w kolejnym roku będzie - oczywiście nie o tak dużej skali, ale będzie - także kolejna podwyżka wynagrodzeń.

PAP: Powiedział pan "niedługo", to znaczy kiedy?

D.P.: W ciągu kilku dni, może 2 tygodni najwyżej.

PAP: Związek Nauczycielstwa Polskiego i Forum Związków Zawodowych konsekwentnie mówią, że oczekują podwyżki o 30 proc. ZNP rozpoczyna badanie sondażowe wśród nauczycieli. W zależności od jego wyniku związek podejmie decyzje czy rozpocznie referendum strajkowe, czy też nie.

D.P.: To nie ZNP, tylko nauczyciele tak naprawdę zdecydują czy ewentualnie strajkować czy nie. Być może część związków zawodowych chciałaby ogłosić strajk, ale z tego, co ja zauważam i co słyszę z rozmów z nauczycielami wynika, że oni chyba są zmęczeni ciągłym namawianiem do strajku. Nauczyciele dali wyraz pewnemu niezadowoleniu wiosną tego roku, mówiąc o tym, że chcą więcej zarabiać. Ale też przekonali się, że ta forma protestu nie do końca przyniosła oczekiwane przez nich rezultaty. Rząd zauważył, że jest potrzebne zwiększenie wynagrodzenia, dlatego są  większe wynagrodzenie od września tego roku. Jest to jednak bardziej zasługa dialogu z "Solidarnością", niż straszenia przez pozostałe związki zawodowe strajkiem. Dziś wydaje mi się, że większość nauczycieli raczej nie jest skłonna do tego, aby strajkować, a raczej chcieliby rozmawiać.

Nasze doświadczenia ze spotkań w ramach "Okrągłego Stołu" edukacyjnego, które w tej chwili odbywają się w poszczególnych województwach, pokazują, że środowiska oświatowe, nie tylko nauczyciele, ale także rodzice, samorządy terytorialne, bardziej oczekują dialogu i szukania propozycji na przyszłość, a nie tylko i wyłącznie organizowania akcji protestacyjnych.

No i po trzecie wreszcie: dzisiaj kontynuowanie jakichś protestów, strajków, wymaga jak się wydaje rozpoczęcia na nowo sporu zbiorowego. Protest wiosenny już się zakończył. Dziś, część związków zawodowych zgłasza zupełnie inne, nowe postulaty. Skoro  zgłaszają nowe postulaty, to muszą na nowo rozpocząć cały dialog społeczny, czyli zacząć najpierw od rozmowy, od negocjacji, potem mediacje, a gdzieś dopiero daleko na końcu, byłby ewentualnie jakiś strajk czy inna forma protestu. Tak wygląda scenariusz, jeśli chodzi o działania zgodne z prawem.

PAP: Samorządy informują, że brakuje nauczycieli, gdyż ci odchodzą z pracy. Na przykład władze Warszawy szacują, że brakuje około 4 tys. nauczycieli. Co pan, jako minister edukacji i samorządy, jako organy prowadzące szkoły i przedszkola mogą zrobić, by poprawić sytuację?

D.P.: Po pierwsze: zauważmy, że rynek pracy w Polsce zmienił się w ciągu ostatnich dwóch lat. Jeżeli jeszcze kilka lat temu, głównym problemem w wielu regionach było duże bezrobocie, dziś w niektórych częściach Polski, szczególnie w dużych miastach, zaczyna brakować pracowników. Szkoła nie jest jedynym miejscem, gdzie zaczyna poszukiwać się fachowców. Gdy mówiliśmy o szkolnictwie zawodowym, wspominałem o tym, że wiele firm odczuwa brak pracowników i to częściowo zaczyna dotykać także oświaty. Przy czym problem nie wszędzie występuje w tej samej skali. Przypomnę, że jeszcze kilka miesięcy temu niektóre związki zawodowe straszyły tym, że duża część nauczycieli straci pracę. Dziś okazuje się, że w niektórych miastach także są obawy dotyczące znalezienia nowych pracowników w szkole.

Być może więc będzie taka potrzeba, by nauczyciele też wędrowali za pracą, a miasta w których może brakować nauczycieli, aby zachęcały ludzi z innych części Polski do tego, aby to do nich przyjeżdżali i pracowali w szkołach. Samorządy mają taką możliwość formalno-prawną. Ministerstwo określa tylko minimalne wynagrodzenie, natomiast samorządy mogą oczywiście je dodatkowo podwyższać, mogą także wypłacać wyższe dodatki, które zachęcą nauczycieli do pracy akurat w  szkołach w tym mieście. Mogą to również robić wobec poszczególnych specjalności, zwłaszcza wobec nauczycieli zawodu, bo tu braki kadrowe były widoczne już kilka lat temu. One się w tej chwili troszkę jeszcze nasilają, to prawda, ale tak jak mówiłem, tutaj także jest możliwość podwyższenia wynagrodzenia, za zgodą organu prowadzącego, czyli najczęściej samorządu, można zatrudnić osobę, która nie ma pełnych kwalifikacji pedagogicznych, ale jest fachowcem w danej dziedzinie. Warto jednak dodać, że nadal są miejsca w Polsce, gdzie to nauczyciele szukają pracy.

Po trzecie: mamy informacje od kuratorów, którzy zbierają od dyrektorów szkół informacje o zapotrzebowaniu na nauczycieli, że nie każda oferta pracy, to jest oferta dla pełnozatrudnionego nauczyciela. Wiele z tych ofert, to zaledwie kilka godzin i rzadko się tak zdarza, by ktoś chciał przyjść do szkoły tylko na dwie lub trzy godziny. Tak naprawdę więc te oferty pracy wskazują, że w wielu szkołach są dodatkowe godziny, wykraczające poza pełne etaty nauczycieli. Te godziny w praktyce, tak jak w poprzednich latach, najczęściej są po prostu rozdzielane pomiędzy tych nauczycieli, którzy już w szkole pracują.

Jeśli chodzi o samo kształcenia nauczycieli, jest ono w gestii ministra nauki i szkolnictwa wyższego. Pamiętam, że przez wiele lat narzekano na to, że jest zbyt wielu studentów kierunków pedagogicznych. Ci ludzie przecież nigdzie nie zniknęli, oni są na rynku, tylko nie pracują w swoim zawodzie. Przez kilka lat była wręcz blokada wejścia do zawodu nauczycielskiego, bo przecież podwyższono wiek emerytalny dla nauczycieli. To spowodowało, że duża część z nich nie mogła odejść na wcześniejszą emeryturę i przez kilka lat nie było naturalnej wymiany pokoleniowej wśród nauczycieli. Dzisiaj skutkuje to tym, że wyraźnie wzrosła średnia wieku i za kilka lat, kiedy starsi pedagodzy osiągną już wiek emerytalny, będzie zapotrzebowanie na dużą grupę osób wykształconych na studiach pedagogicznych. Chcemy, aby ci ludzie byli dobrze wykształceni, dlatego od października zmieniamy sposób kształcenia nauczycieli.

Ministerstwo edukacji we współpracy z ministerstwem szkolnictwa wyższego opracowało standardy, które będą musiały spełniać uczelnie kształcące nauczycieli. Podwyższając wynagrodzenia w oświacie i dając możliwości samorządem podniesienia wynagrodzeń, chcemy stworzyć także zachęcające warunki płacowe, które spowodują, że część młodych ludzi wybierze studia pedagogiczne, które dadzą satysfakcjonującą ich pracę. Pamiętajmy także, że nie każdy nadaje się do tego zawodu. Aby być dobrym nauczycielem, trzeba lubić pracę z dziećmi, młodzieżą. Ustalając w rozporządzeniu wynagrodzenie nauczycieli na poziomie minimalnym, nie jesteśmy w stanie zaspokoić aspiracji ludzi na przykład z Warszawy, bo tutaj poziom życia, poziom zarobków jest zdecydowanie inny, niż w pozostałych częściach Polski. Ale to właśnie dlatego, władze samorządowe mają możliwość podnoszenia wynagrodzenia i powinny to robić, jeżeli uważają, że gdzieś brakuje nauczycieli jakiejś specjalności, aby także finansowo zachęcać ich do pracy w tym zawodzie.

Natomiast liczba ofert pracy dla nauczycieli w Warszawie, Krakowie, w Białymstoku i wielu innych miastach, jak sprawdzaliśmy, jest na podobnym poziomie jak rok temu. Alarmowanie więc dzisiaj, że nagle bardzo gwałtownie wzrosło zapotrzebowanie na nauczycieli, nie jest prawdziwe. Poza jednym wyjątkiem. Nauczycieli zawodu rzeczywiście brakuje, ale tak jak mówiłem, jest to tendencja widoczna już od kilku lat.

PAP: Czego pan jako minister edukacji narodowej życzy w nowym roku nauczycielom i uczniom?

D.P.: Życzę społeczności szkolnej po pierwsze: spokoju, a po drugie: tego, żeby z radością wracać do pracy. Chciałbym, aby nauczyciele i uczniowie byli przekonani, że po wakacjach wracają do tego miejsca, w którym dobrze się czują, chcą pracować i uczyć się.

Rozmawiała Danuta Starzyńska-Rosiecka (PAP)