W niedzielnym wywiadzie dla telewizji CBS Sanders powiedział, że jest przeciwny autorytaryzmowi na Kubie, zastrzegł jednak, że "byłoby nieuczciwe mówić, że wszystko jest złe". "Wiecie, co zrobił Fidel Castro, kiedy doszedł do władzy? Wprowadził masowy program walki z analfabetyzmem. Czy to coś złego?" – pytał retorycznie.
Słowa formalnie niezależnego senatora o "El Comandante" odbiły się w USA szerokim echem. Część polityków Demokratów uznała je za niedopuszczalną pochwałę komunistycznego przywódcy. Wielu zapewnia, że Partia Demokratyczna nie popiera ani komunizmu, ani socjalizmu.
Debbie Mucarsel-Powell, demokratyczna kongresmenka z Florydy, oceniła, że wypowiedź Sandersa jest "całkowicie niedopuszczalna". "Reżim Castro mordował i więził dysydentów i spowodował nieopisany ból dla zbyt wielu rodzin na południowej Florydzie" – dodała ta polityk kubańskiego pochodzenia.
Partia Demokratyczna na Florydzie wydała oświadczenie, nie wymieniając Sandersa z nazwiska, potępiające dyktaturę. Wezwano w nim wszystkich kandydatów na prezydenta USA do "zrozumienia historii naszych imigranckich społeczności".
Amerykanie kubańskiego pochodzenia o swoich trudnych historiach rodzinnych przypominają w mediach społecznościowych oraz na portalach. Autorzy wielu relacji oskarżają Sandersa, określającego się jako demokratyczny socjalista, o szerzenie komunistycznej propagandy.
W ramach protestu władze Miami na kwiecień zaplanowały antykomunistyczny koncert. Organizatorzy zapowiadają, że wystąpią na nim artyści, którzy nie mogą zagrać na Kubie.
Sanders zwyciężył w głosowaniu powszechnym we wszystkich trzech dotychczasowych prawyborach Demokratów – w stanach Iowa, New Hampshire i Nevadzie. Przez media uznawany jest za faworyta do nominacji tej partii w tegorocznych wyborach prezydenckich. Establishment Partii Demokratycznej obawia się jednak, że popularny wśród młodych wyborców senator jest zbyt lewicowy, by przyciągnąć do ugrupowania centrowych wyborców, i ma małe szanse w rywalizacji z urzędującym prezydentem, Republikaninem Donaldem Trumpem.
Portal The Hill pisze, że Demokraci mają tydzień, by powstrzymać wzrost popularności Sandersa - po tzw. Superwtorku (3 marca), gdy prawybory zaplanowano w kilkunastu stanach, może być na to za późno.
Na Florydzie, gdzie prawybory odbędą się 17 marca, w sondażach Demokratów Sanders jest jednak dopiero trzeci. Demokraci z tego stanu, zamieszkanego przez liczną społeczność kubańską, niepokoją się, że jeśli otrzyma on partyjną nominację, to z uwagi na swoje wypowiedzi przegra w tym stanie z Trumpem. Może to mieć duże znaczenie, gdyż Floryda to tradycyjnie wahający się stan (ang. swing state), kluczowy dla zwycięstwa w wyborach prezydenckich.
Krytyka spadła na Sandersa ze strony jego rywali w walce o Biały Dom. Miliarder Michael Bloomberg ocenił, że Fidel Castro pozostawił po sobie dziedzictwo "obozów pracy, prześladowania na tle wyznania, powszechnej biedy, plutonów egzekucyjnych oraz zabójstw tysięcy swoich obywateli".
Stany Zjednoczone "potrzebują prezydenta, który będzie jasno opowiadał się przeciwko reżimom łamiącym prawa człowieka" - oświadczył z kolei Pete Buttigieg. "Nie możemy ryzykować nominacji dla kogoś, kto tego nie widzi" – dodał.
W poniedziałek wieczór Sanders bronił w telewizji CNN swojej wypowiedzi, wskazując, że Demokraci, którzy się z nim nie zgadzają, i tak wspierają innych pretendentów do partyjnej nominacji. "Prawda to prawda, a to (zwalczanie analfabetyzmu - PAP) działo się podczas pierwszych lat reżimu Castro" - mówił.
Demokraci ostatecznie mają wskazać kandydata na prezydenta w lipcu. Po prawyborach w Nevadzie największą liczbę delegatów na lipcową konwencję, decydującą dla przyznania partyjnej nominacji, ma Sanders. Wybory prezydenckie, w których ze strony Republikanów o reelekcję ubiega się Trump, zaplanowano na 3 listopada.
Z Waszyngtonu Mateusz Obremski (PAP)
mobr/ akl/