Socjolożka: im więcej mówimy o koronawirusie, tym ważniejszy nam się wydaje

2020-03-04 11:51 aktualizacja: 2020-03-04, 11:51
Fot. PAP/EPA/NIAID/NATIONAL INSTITUTES OF HEALTH
Fot. PAP/EPA/NIAID/NATIONAL INSTITUTES OF HEALTH
Im więcej mówimy o koronawirusie, tym temat wydaje się nam ważniejszy. A im ważniejszy sie on wydaje, tym więcej o nim mówimy, nakręcając histeryczne nastroje. Z tym paradoksem słabo sobie radzimy – powiedziała socjolożka dr Helena Chmielewska-Szlajfer. Dodała, że w mediach powinien dziś dominować klarowny przekaz, przede wszystkim nt. mycia rąk.

Pytana o to, jakie zjawiska społeczne zaobserwowała w związku z epidemią koronawirusa, socjolożka z Akademii Leona Koźmińskiego dr Helena Chmielewska-Szlajfer zwróciła uwagę na spiralę, którą nakręcają media – tradycyjne i społecznościowe.

"Media nie tylko odzwierciedlają rzeczywistość, ale ją też tworzą. Im więcej i częściej powtarzane są informacje o koronawirusie – tym ważniejszym tematem się on nam wydaje. Z kolei im temat wydaje się ważniejszy – tym więcej o nim mówimy, nawzajem się strasząc... To ważny paradoks, z którym trudno sobie poradzić" – zauważyła.

Komentując nastroje społeczne, obecne w Polsce w związku z COVID-19, dr Chmielewska-Szlajfer powiedziała: "Widać nastawienie, że 'coś' złego musi się stać". Zwróciła uwagę, że ludzie wykupują maseczki i płyny antybakteryjne, a niektórzy próbują na tym zainteresowaniu zarobić. "W pewnym sensie czekamy na apokalipsę i zastanawiamy się, co się wydarzy" – zaznaczyła.

Zwróciła też uwagę, że oczekiwania nie znajdują potwierdzenia w rzeczywistości. "Jeżeli dochodzi do jakichś incydentów, dotychczas są one odosobnione. Panuje więc nade wszystko histeryczny nastrój, choć niewiele się dzieje" – powiedziała.

Pytana, czy można przeciwdziałać histerycznemu nastrojowi albo zapobiec panice, socjolożka powiedziała: "panika jest jak epidemia choroby. Podobnie do epidemii ma ona falę wzrostową, która w końcu opada. W przypadku paniki można próbować wpłynąć na to, kiedy fala wzrostowa się skończy".

Według niej media powinny dziś przekazywać w pierwszej kolejności przesłanie, które jest "może aż nazbyt banalne". "Chcemy, by ludzie myli ręce często i dokładnie. To instrukcja, którą zrozumie nawet przedszkolak" – mówi.

Według niej do mycia rąk ludzi może przekonać nie tyle straszenie epidemią i powtarzane co chwilę statystyki śmiertelności COVID-19, co np. lekkie w formie przekazy o myciu rąk. Jako dobry przykład podaje ona zabawny wietnamski teledysk muzyczny, pokazany w jednym z popularnych amerykańskich late night shows, który w popowej formie pokazuje, jak właściwie myć ręce.

Wskazała też inne pozytywne historie pokazywane w mediach, jak np. historię matki, którą cieszy, że ludzie zaczęli się wreszcie przejmować myciem rąk. Większa dbałość o higienę pomoże jej dziecku, które ma obniżoną odporność, a tym samym jest bardziej narażone na infekcje, takie jak przeziębienie czy grypa.

Dr Helena Chmielewska-Szlajfer dodała, że w walce z rozprzestrzenianiem się choroby oraz paniki może też pomóc precyzyjne informowanie o skuteczności wielu drobnych działań każdego człowieka. Poza przekazem nt. mycia rąk czy kichania i kasłania w chusteczkę (lub w zgięcie łokcia) chodzi tu również m.in. o niekupowanie maseczek, gdy sami nie jesteśmy chorzy – czy unikanie dużych zgromadzeń.

"Powtarzane prostych wskazówek, jak dla przedszkolaka, jest być może skuteczniejsze niż wywoływanie w nas strachu informacjami o zarażeniach" – podsumowała socjolożka. (PAP)

Autorka: Ludwika Tomala

lt/ zan/