USA: starcia demonstrantów z policją przed Białym Domem

2020-05-31 07:09 aktualizacja: 2020-05-31, 16:57
Fot. PAP/ EPA/JIM LO SCALZO
Fot. PAP/ EPA/JIM LO SCALZO
"Bez sprawiedliwości nie ma pokoju", "Nie mogę oddychać" - takie hasła wznosili demonstrujący w nocy z soboty na niedzielę przed Białym Domem. Z tłumu w policjantów rzucano racami i butelkami; ci odpowiadali gazem łzawiącym.

Zarzewiem zamieszek stała się sprawa 46-letniego czarnoskórego George'a Floyda, który zmarł w trakcie brutalnego zatrzymania przez policję w Minneapolis. Protesty wybuchły także w innych miastach w USA, od piątku trwają również w Waszyngtonie.

W amerykańskiej stolicy drugi dzień demonstracji przybrał gwałtowny charakter. Ze zgromadzonego przed Białym Domem tłumu kilkuset osób w kierunku policjantów ciskano race oraz butelki, podpalano też śmietniki. Funkcjonariusze odpowiadali gazem łzawiącym. Dostęp do parku Lafayette'a przed rezydencją prezydenta ogrodzono barierkami.

Demonstranci, czarnoskórzy oraz biali, wznosili hasła potępiające prezydenta USA Donalda Trumpa, rasizm oraz policję. Najbardziej popularne były jednak: "Bez sprawiedliwości nie ma pokoju" i "Nie mogę oddychać". To drugie to ostatnie słowa Floyda, który zmarł przyciskany przez funkcjonariusza kolanem do betonu.

"Oni nawet nie są stąd, przyjechali spoza Waszyngtonu" - mówił PAP o policjantach pod Białym Domem jeden z demonstrantów. Na swoim telefonie pokazywał filmy brutalnych funkcjonariuszy z Nowego Jorku, głośno wyzywając tych stojących po drugiej stronie barierki.

Starsi protestujący nierzadko apelowali do młodszych o spokój. "Stracimy sprawę, nie może być zgody na przemoc żadnej ze stron" - mówiła około 60-letnia demonstrantka w reakcji na agresywne okrzyki. "Ustaw się po stronie policji" - odpowiadała jej grupa nastolatków.

Na ulicach w pobliżu parku Lafayette'a policjanci cierpliwie rozmawiali z demonstrantami. "Jesteśmy takimi samymi ludźmi jak wy. Mamy uczucia, rodziny. Nie zamierzamy do nikogo strzelać" - tłumaczył jeden z nich. "Jesteśmy inni niż policja w Minneapolis. U nas na takie rzeczy nie ma miejsca" - zapewniał, mówiąc o zabójstwie Floyda drugi.

Młodych protestujących argumenty te nie przekonywały. Wielu z nich przytaczało przykłady agresywnych interwencji służb bezpieczeństwa z przeszłości. "Funkcjonariusz nie może zabijać, nie może odpowiadać na opór przesadną siłą" - mówił jeden z nich. Dla wielu zabicie Floyda to nie odosobniony incydent, ale rezultat panujących w USA nierówności społecznych.

Demonstrujący spod Białego Domu zapewniają, że to dopiero początek protestów. Te odbywają się w stolicy USA nie tylko przed rezydencją prezydenta - w sobotę przez miasto przejechało kilka samochodowych antyrasistowskich manifestacji. Ich przebieg zabezpieczała stołeczna policja.

Z Waszyngtonu Mateusz Obremski (PAP)

TEMATY: