Ze wstępnych informacji, do których dotarła PAP, wynika, że dokumenty pochodzą z różnych okresów dziejów Rzeczypospolitej. Znajdują się pośród nich m.in. listy Zygmunta III Wazy, Stanisława Poniatowskiego i generała Tadeusza Kościuszki.
Dokumenty były w posiadaniu amerykańskiego naukowca prof. Michaela Albery, który zmarł w 1973 roku. Później należały do jego nieżyjącej już także córki. Ponieważ majątek rodziny jest wyprzedawany, listy trafiły do jednego z domów aukcyjnych w Stanach Zjednoczonych.
"Uważamy, że miejsce tych listów jest w Polsce, bez względu na ich wartość historyczną. Być może nie mają przełomowej wartości, ale wiemy, jakie były w Polsce straty wojenne, jak niewiele dokumentów ilustrujących dzieje narodu się zachowało. Dlatego uważamy, że powinny się znaleźć w jednej z prominentnych polskich instytucji i dołożymy starań, aby tak się stało" – powiedział PAP prezes i dyrektor wykonawczy nowojorskiej Fundacji Kościuszkowskiej Marek Skulimowski.
Jak dodał, udało się zdobyć sponsora, który weźmie udział w aukcji. Fundacja Kościuszkowska wraz ze sponsorem pragnie przekazać dokumenty Bibliotece Narodowej w Warszawie, jeśli uda się je wylicytować po rozsądnej cenie.
"Usiłuję przemówić potencjalnym kolekcjonerom do rozsądku, aby razem nie licytować na aukcji. Łatwiej będzie wówczas dokonać zakupu i umożliwić powrót listów do ojczyzny" – argumentował szef Fundacji.
W sprawie dokumentów wypowiedziała się także mieszkająca w Nowym Jorku Krystyna Piórkowska, która zajmuje się badaniami w sprawach dotyczących anglojęzycznych świadków Katynia. Interesuje ją także historia i sztuka. "Każdy kraj i każdy naród może zrozumieć swoją historię także poprzez analizę dokumentów. Te materiały, które dla amatora mogą wydawać się nieznaczące, są częścią większego obrazu kreowanego przez badaczy i historyków mających do nich dostęp" – wyjaśniła w rozmowie z PAP Piórkowska.
Przekonywała, że zakup dokumentów, przez osoby, które sobie je powieszą na ścianie, uniemożliwiłby pracę specjalistów nad tym obrazem historycznym. Byłaby to jej zdaniem "wielka szkoda".
Aukcja ma się odbyć za kilka tygodni.
Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)