Sejm przyjął w piątek zmiany w prawie podwyższające wynagrodzenia dla samorządowców, parlamentarzystów i osób zajmujących kierownicze stanowiska w państwie, wiążące ich wysokość z wynagrodzeniami sędziów Sądu Najwyższego, a nie, jak dotąd, z kwotą bazową corocznie określaną w ustawie budżetowej. Ustawa została uchwalona m.in. głosami posłów KO. W poniedziałek lider PO Borys Budka zaapelował do klubu senackiego KO, by ją odrzucił. Senat stosunkiem głosów 48:45 opowiedział się przeciw podwyżkom dla osób na wysokich stanowiskach w państwie.
Wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki (PiS) zaznaczył na briefingu po poniedziałkowym głosowaniu, że "inicjatorami w ogóle podjęcia tego tematu była opozycja". "Myśmy się na to zgodzili. Przez kilka dni prowadziliśmy na ten temat rozmowy. Po drugie to opozycja chciała, żebyśmy to zrobili teraz w połowie sierpnia i żeby nie przeciągać tej sprawy na wrzesień. Po trzecie to opozycja chciała, żeby do tej ustawy dodać jeszcze parę elementów poprawiających sytuację posłów i senatorów. 13 wynagrodzenie i tak dalej" – powiedział wicemarszałek Sejmu.
Jak dodał, "rozmowy wyglądały w ten sposób, że albo rzeczywiście kluby wspólnie wystąpią z taką inicjatywą i ona będzie przez wszystkich zaakceptowana, albo nie ma sensu się tym zajmować".
"Przypomnę, że nie tylko Platforma Obywatelska czy Koalicja Obywatelska jest opozycją w Sejmie" - mówił dziennikarzom we wtorek były szef klubu PO Sławomir Neumann, pytany o słowa Terleckiego. "Nie byliśmy inicjatorami rozmów w tej sprawie" - zadeklarował.
Z informacji PAP, uzyskanych z kilku niezależnych źródeł wynika, że inicjatorem powstania takiego projektu było PSL. Z kolei KO forsowała pomysł, aby podwyżkami objąć również samorządowców. Negocjacje prowadzone były przez członków Prezydium Sejmu, gdzie przedstawicieli mają wszystkie partie.
Poseł Marek Sawicki (PSL) dopytywany, czy to opozycja była inicjatorem tego projektu, powiedział: "Ja bym nie obciążał samego PiS, zwyczajnie wszyscy stwierdzili, że rzeczywiście od 2001 roku nie są zmieniane zasady uposażenia posłów, a trzy lata temu zostały obniżone, one gdzieś tam wszystkich po trochu drażniły, więc doszli do wniosku, że trzeba coś z tym zrobić i zrobili to fatalnie".
W jego opinii, w sprawie autorstwa pomysłu uchwalenia ustawy będziemy mieli teraz do czynienia "ze słowem przeciwko słowu". "I nikt tak naprawdę do końca tego nie wyjaśni. A faktem jest, że jakieś porozumienie i jakieś rozmowy w obszarze kierownictw partii politycznych były" - dodał Sawicki.
Wicemarszałek Sejmu Piotr Zgorzelski (PSL) w rozmowie z PAP nie chciał komentować sprawy. Według niego, ten "temat jest zamknięty". Z kolei Jolanta Fedak, jedyna posłanka PSL, która zagłosowała przeciw (podobnie jak należący do tego samego klubu posłowie Kukiz'15) powiedziała PAP, że zrobiła tak, bo jako członkini komisji regulaminowej miała okazję przeczytać dokładnie projekt i uznała, że należy go odrzucić.
Formalnie projekt zgłosiła właśnie sejmowa komisja regulaminowa, spraw poselskich i immunitetowych która jednak - jak powiedział PAP jej wiceprzewodniczący Jarosław Urbaniak (KO) - zajmowała się nim przez 7 minut. Wyjaśnił że przewodniczący komisji Kazimierz Smoliński (PiS) poinformował, że jest taki projekt uzgodniony przez wszystkie kluby, ale komisja przesłała go do dalszych prac, nawet nie znając jeszcze treści.
Marek Rutka (Lewica), który jest członkiem sejmowej komisji regulaminowej powiedział PAP, że inicjatorem i posłem sprawozdawcą tego projektu był poseł Marek Suski, więc - jak przekonywał - formalnie musiało to wyjść od PiS, a nie od opozycji. Według niego, na pewno w tej sprawie były prowadzone rozmowy pomiędzy trzema partiami: PiS, PO i PSL. "To nie jest tajemnicą, bo było to jasno zakomunikowane, że bez poparcia trzech partii, ten projekt nie wejdzie pod obrady" - powiedział Rutka.
Wiceprzewodnicząca klubu KO Katarzyna Lubnauer powiedziała PAP, że sam projekt szedł w dobrym kierunku, poza "horrendalną pensją dla Pierwszej Damy", natomiast podstawowym błędem była rezygnacja z pomysłu, by wszystkie jego zapisy zaczęły obowiązywać dopiero od następnej kadencji, a nie w obecnej sytuacji kryzysowej. "Takich spraw nie reguluje się dla siebie, tylko systemowo dla polityków kolejnej kadencji" - powiedziała.
Z kolei senator Jan Filip Libicki (PSL) ujawnił, że już 29 lipca uczestniczył w spotkaniu na temat podwyżek, które odbyło się w gabinecie wicemarszałka Sejmu Piotra Zgorzelskiego.
"Nie wiem, kto wyszedł z inicjatywą takiego spotkania, ale byłem na takim spotkaniu w gabinecie pana wicemarszałka Piotra Zgorzelskiego, gdzie omawialiśmy sprawę wynagrodzeń. W tym spotkaniu uczestniczyli także Ryszard Terlecki (szef klubu parlamentarnego PiS), Marek Borowski (senator KO), Krzysztof Kwiatkowski (senator niezależny), Marek Pęk (wicemarszałek Senatu, PiS) i Marek Martynowski (szef grupy senatorów klubu parlamentarnego PiS)" - powiedział Libicki w rozmowie z portalem Gazeta.pl.
On sam zadeklarował, że może w Senacie prowadzić ten projekt, ale pod trzema warunkami - miało to być wspólne oświadczenie prezydiów Sejmu i Senatu, że należy w ogólnym porozumieniu uregulować sprawę wysokości wynagrodzeń; pod projektem mieli się w Senacie podpisać przedstawiciele wszystkich klubów; on sam miał uzyskać zgodę prezesa PSL Władysława Kosiniaka-Kamysza. "Niestety, 1 sierpnia zdiagnozowano u mnie koronawirusa i trafiłem do szpitala. Sprawa pilotowania przeze mnie tej ustawy upadła" - powiedział Libicki.
Dodał też, że zarys tamtego projektu był inny, niż wersja przyjęta w ostatni piątek w Sejmie. "Uzgodniony zarys z 29 lipca mówił, że wynagrodzenie parlamentarzysty powinno być powiązane ze średnią krajową - była różnica zdań czy mają to być dwie, czy trzy średnie, ale miało zostać uzgodnione później. Ponadto za każdą zakończoną kadencję parlamentarzysta miał otrzymywać 5 proc. podstawy, ale nie więcej niż w sumie 30 proc. Była też mowa, że należy uregulować wynagrodzenia samorządowców. O prezydencie, Pierwszej Damie i ministrach nie rozmawialiśmy" - powiedział Libicki. (PAP)