"Nie możemy być z siebie zadowoleni. Nie interesują mnie sondaże. Ostatnio też było mnóstwo sondaży" - stwierdził Obama. Odniósł się w ten sposób do porażki przed czterema laty faworyzowanej przez większość badań Hillary Clinton i wygranej Donalda Trumpa. Jego zdaniem stało się tak, gdyż wielu wyborców "było leniwych".
Wiec z uwagi na zaostrzone środki bezpieczeństwa w trakcie pandemii zorganizowano przy zachowaniu dystansu. Były gospodarz Białego Domu przed przemową ściągnął z twarzy maseczkę; jego słów zgromadzeni słuchali w samochodach, w których włączone mieli radioodbiorniki.
"To, co zrobimy w ciągu najbliższych 13 dni będzie ważne przez dekady" - ocenił 44. prezydent USA, twierdząc, że zaplanowane na 3 listopada wybory są "najważniejsze w naszym życiu". I zachęcał do wczesnego głosowania, w którym w Pensylwanii wzięło udział już ponad milion Amerykanów.
W przemówieniu Obama wygłosił szeroką krytykę swojego ubiegającego się o drugą kadencję następcy. Ostre słowa skierował szczególnie za odpowiedź administracji rządowej na epidemię koronawirusa. "Twierdzenie, że Biały Dom nie spartaczył roboty jest nieprawdzie" – uznał.
"Donald Trump nagle nas wszystkich nie ochroni. Nie potrafi nawet podjąć podstawowych środków, by ochronić siebie" - powiedział Obama. Nawiązał w ten sposób do wykrycia na początku października u prezydenta USA koronawirusa. Zakażony SARS-CoV-2 amerykański przywódca trzy doby spędził w szpitalu pod Waszyngtonem.
W ciepłych słowach Obama wypowiadał się o Bidenie, swoim dawnym zastępcy w Białym Domu. Zapewniał, że tegoroczny kandydat Demokratów "każdego traktuje z szacunkiem". Obama i Biden zachowują przyjacielskie relacje; w trakcie ich rządów w Białym Domu prasa pisała nawet o "braterskim romansie" (ang. "bromance").
Przed środowym wiecem Obama wziął w Filadelfii udział w przedwyborczym spotkaniu z przedstawicielami społeczności afroamerykańskiej. Sztabowców Demokratów niepokoi, że Trump w tym roku w sondażach ma wyższe poparcie wśród czarnoskórych obywateli USA niż w 2016 roku.
Były prezydent na finiszu kampanii zwiększa swoje wsparcie dla Bidena. Kolejne wspierające go wystąpienie Obamy zaplanowane jest na sobotę w Miami, na Florydzie.
W trakcie epidemii koronawirusa oskarżający Trumpa o lekceważenie epidemii Biden znacznie ograniczył wyborcze wiece. Organizowane przez niego przedwyborcze spotkania odbywają się w małym gronie. Na kilka dni przed czwartkową debatą 78-letni Demokrata nie miał żadnego publicznego wystąpienia.
Spotyka się to z krytyką sztabu Trumpa, który po dojściu do zdrowia powrócił do tłumnych wieców. "Joe Biden najwyraźniej nie jest gotów na trudy kampanii, więc wzywa Baracka Obamę na pomoc" - przekazał w oświadczeniu przed środowym wiecem w Filadelfii rzecznik kampanii Trumpa Tim Murtaugh.
Pensylwania, gdzie położona jest Filadelfia, może okazać się kluczowa dla szans obu kandydatów. Trump zwyciężył w 2016 roku w tym stanie z 20 głosami elektorskimi z przewagą ok. 44 tys. głosów. Tegoroczne sondaże przewidują zaciętą walkę o wygraną, w większości z nich lekkim faworytem jest Biden.
Prezydent potwiedza, że rywalizacja w Pensylwanii jest wyjątkowo zacięta. Na wiecu w położonym w niej mieście Erie przyznał we wtorek, że przed epidemią nie rozważał tu przyjazdu. "Muszę być szczery - nie było szans, bym (tu) przyjechał. Nie musiałem" - stwierdził.
Z Waszyngtonu Mateusz Obremski (PAP)