Jeżeli przez 7 dni epidemia nie wyhamuje, to czeka nas narodowa kwarantanna

2020-11-05 08:31 aktualizacja: 2020-11-05, 13:17
Rzecznik prasowy rządu Piotr Mueller. Fot. PAP/Paweł Supernak
Rzecznik prasowy rządu Piotr Mueller. Fot. PAP/Paweł Supernak
Kolejny próg bezpieczeństwa jest na poziomie ok. 29-30 tys. zakażeń koronawirusem dziennie przez następne 7 dni. Jeżeli do tego czasu epidemia nie wyhamuje, to czeka nas narodowa kwarantanna - zapowiedział w czwartek rzecznik rządu Piotr Müller.

Rzecznik był pytany w Programie Pierwszym Polskiego Radia, kiedy może być wprowadzona narodowa kwarantanna, czyli całkowity lockdown. 
"Kolejny próg bezpieczeństwa jest na poziomie około 29-30 tys. średnich zachorowań dziennie przez 7 dni. Więc jeżeli do tego czasu odpowiednio nie zahamuje wzrost epidemii, to niestety czeka nas ten kolejny krok" - powiedział. 

W środę MZ poinformowało, że badania potwierdziły zakażenie koronawirusem u kolejnych 24 tys. 692 osób. Pytany o prognozowane na posiedzeniach sztabów kryzysowych tempo rozwoju pandemii, Müller stwierdził, że "jeżeli to tempo rozwoju, które w tej chwili się utrzymuje, miałoby się utrzymać przez kolejne 7 dni, no to faktycznie groziłby nam (...) pod koniec przyszłego tygodnia, na przełomie następnego, wariat narodowej kwarantanny".

Pytany, kiedy nam grozi "zderzenie ze ścianą" w służbie zdrowia, przed czy ostrzegał w środę główny doradca premiera ds. walki z epidemią prof. Andrzej Horban, minister zaznaczył, że problem nie wynika z braku łożek szpitalnych czy respiratorów, których mamy według niego "pod dostatkiem", ale z "naturalnego ograniczenia liczby kadry medycznej, które występuje w każdym kraju".

Podkreślił, że bez wprowadzenia restrykcji zapowiadanych w środę m.in. przez szefa rządu Mateusza Morawieckiego "grozi nam wariant, w którym liczba osób chorych będzie przekraczała możliwości służby zdrowia", a co za tym idzie wtedy śmiertelność osób chorych na COVID-19 będzie wyższa.

Pytany o spekulacje, że niezależnie od tych danych lockdown może zostać ogłoszony 10 listopada, aby uniemożliwić organizację Marszu Niepodległości dzień później,  Müller odparł, że jeżeli chodzi o wszelkie protesty, marsze, czy zgromadzenia, to aktualne ograniczenia "już obejmują tego typu sytuację".

Na uwagę, że mimo to demonstracje się odbywają, minister zaznaczył, że jest to "zagrożenie epidemiczne". "Stąd też trwające postępowania policji, mandaty nakładane na organizatorów, czy postępowania dotyczące osób, które brały w nich udział, ponieważ łamią aktualne przepisy" - wskazał. Przypomniał też środowy apel premiera o odłożenie na później wszystkich zgromadzeń.

Pytany o wsparcie dla wspomnianych przez premiera 25 branż dotkniętych skutkami obostrzeń, w tym gastronomicznej, eventovej czy fitness, Müller odpowiedział, że mogą one liczyć "przede wszystkim na zwolnienie ze składek ZUS, na dopłatę do postojowego, (...) również na środki płynnościowe, jeżeli będą potrzebne, na umorzenie dla tych, którzy już są beneficjentami, części środków finansowych z tarczy Polskiego Funduszu Rozwoju".

Przypomniał, że premier Morawiecki przedstawił w środę 10 punktów różnego rodzaju takich rozwiązań i - jak zapowiedział - "dzisiaj odbywa się kolejne spotkanie w gronie gospodarczym, również w rządzie, które będzie uruchamiało kolejne środki".

Rzecznik był także pytany, czy rząd straci większość w Sejmie, gdyż - jak podał w środe portal Interia -  "ma powstać koło poselskie byłego ministra rolnictwa Krzysztofa Ardanowskiego, liczące sześciu posłów" - spośród 15 zawieszonych po głosowaniu ws. "piątki dla zwierząt".

"Nic mi nie wiadomo na ten temat, żeby tak się stało, to przede wszystkim, a po drugie jestem przekonany że poseł i były minister Jan Krzysztof Ardanowski to osoba, która popiera Zjednoczone Prawicę i te idee, które były zgłaszane w czasie naszej kampanii wyborczej, i które są w programie wyborczym. Możemy się w niektórych kwestiach różnić, ale jestem przekonany, że prędzej, czy później dojdziemy do porozumienia" - powiedział Piotr Müller. 

Dworczyk: musimy zrobić wszystko, żeby przerwać transmisję wirusa

Musimy zrobić wszystko, żeby przerwać transmisję wirusa - zaznaczył w czwartek szef KPRM Michał Dworczyk, odnosząc się wprowadzanych obostrzeń. Dodał, że w chwili obecnej nie ma problemów, jeśli chodzi o zbyt małą liczbę respiratorów, ale istnieje poważny problem z personelem medycznym.

Szef KPRM był w czwartek gościem TVP Info, gdzie był pytany o sytuacją epidemiczną w kraju, a także o horyzont czasowy, w którym będzie wiadome, czy Polska zbliża się do narodowej kwarantanny, czy się od niej oddala.

"Mówiąc - w największym uproszczeniu - gdyby przyrost zachorowań nie zmniejszał się i był nadal tak dynamiczny jak to już miało kilkukrotnie miejsce, to rzeczywiście mogłoby do takiej sytuacji dojść pod koniec listopada" - ocenił Dworczyk. Jednocześnie podkreślił, że są to jedynie spekulacje.

Dworczyk wskazał również, że choć rządowi zależy na jak najszybszym odchodzeniu od obostrzeń, to na razie nie ma o tym mowy. "Będzie można o tym mówić, kiedy nastąpi spadek zachorowań" - powiedział.

Pytany o zasoby sprzętowe do walki z COVID-19 zaznaczył, że w tej chwili nie ma problemów, jeśli chodzi o liczbę respiratorów, "natomiast jest poważny problem z personelem" medycznym. "Są szpitale, w których np. nie ma personelu, żeby uruchomić respiratory, które są gotowe do użycia" - powiedział. Dodał, że właśnie dlatego niebawem Sejm zajmie się zmianami prawnymi, które mają ułatwić wykorzystanie personelu medycznego spoza UE w czasie pandemii. Jak zapowiadał wcześniej, w przyszłym tygodniu ma trafić do Sejmu projekt w tej sprawie.

Szef KPRM przypomniał również, że pod nadzorem wojewodów budowanych jest obecnie 18 szpitali tymczasowych - po jednym w każdym województwie, nie licząc małopolskiego i mazowieckiego, gdzie będą po dwa takie szpitale. Dodał, że 14 kolejnych szpitali zbudują spółki Skarbu Państwa. "W konsekwencji powinniśmy mieć na przełomie listopada i grudnia - a takie są deklaracje osób, które nadzorują te działania - dodatkowe ponad 8 tys. łóżek" - powiedział Dworczyk.

Dodał, że trwa również przekształcanie lóżek w szpitalach powiatowych, wojewódzkich i w rożnego rodzaju placówkach stacjonarnych, tak aby docelowo osiągnąć liczbę 35 - 40 tys. łóżek dla pacjentów covidowych.

Dworczyk poinformował również, że w środę szpital tymczasowy na PGE Narodowym osiągnął gotowość operacyjną. Tego samego dnia trafił tam pierwszy testowy pacjent.

"Możemy się spodziewać, że dzisiaj już rzeczywiście pierwsi pacjenci trafią do szpitala narodowego, ale podkreślam, to wszystko zależy od sytuacji w warszawskich i mazowieckich szpitalach, bo od początku, kiedy zaczęliśmy budować szpitale tymczasowe podkreślaliśmy, że te placówki będą wykorzystywane dopiero wtedy, gdy w normalnych szpitalach zabraknie miejsc" - zaznaczył. Jak dodał, w pierwszej fazie do szpitala narodowego będą przenoszeni pacjenci w stanie średnim z innych szpitali warszawskich, w pierwszej kolejności ze szpitala MSWiA na ul. Wołoskiej.

Pytany o związek pomiędzy protestami a wzrostem zachorowań, przypomniał duże demonstracje w Hiszpanii i USA i zaznaczył, że po tych wydarzeniach zawsze następował wzrost liczby osób zakażonych.

"Polska jest demokratycznym krajem i każdy może demonstrować swoje niezadowolenie, natomiast nie może łamać prawa i nie może  postępować w ten sposób, żeby narażać zdrowie i życie innych ludzi" - ocenił. "My jesteśmy oburzeni tym, że niektórzy politycy, czy to KO, czy szeroko rozumianej opozycji nawołują do łamania prawa, i to na dodatek w taki sposób, który grozi rozwojem epidemii. To skrajna nieodpowiedzialność" - dodał.

Pytany o wyrok Trybunału Konstytucyjnego ws. przepisów antyaborcyjnych powiedział, że "nie mógł on być inny i wpisywał się w dotychczasową linię orzeczniczą Trybunału". Dodał również, iż dobrze się stało, że pojawiła się w tej sprawie inicjatywa prezydenta.
"Nad tą sytuacją trzeba spokojnie rozmawiać. W pierwszym rzędzie powinni się wypowiadać eksperci, lekarze. Potrzebne nam wszystkim jest uspokojenie i merytoryczna dyskusja" - ocenił.(PAP)

Autorzy: Mieczysław Rudy, Marcin Chomiuk