W środę ulicami Warszawy przeszedł Marsz Niepodległości. Choć zgodnie z zapowiedziami miały być zmotoryzowany, wiele osób pieszo uczestniczyło w zgromadzeniu. W stolicy doszło do zamieszek.
Po Marszu konferencję ws. wydarzeń w Warszawie zorganizował rzecznik KSP. "Mamy do czynienia z licznymi przykładami, w jaki sposób nie należy organizować zgromadzenia, do czego może dojść podczas takiego zgromadzenia, w przypadku gdy organizuje je osoba, która niekoniecznie jest w stanie w odpowiedni sposób je zabezpieczyć" - mówił Marczak. Jak dodał, można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że było to zgromadzenie bezpieczne.
Podkreślał, że policjanci zatrzymali chuliganów, osoby, które dopuszczały się licznych aktów agresji czy wandalizmu. "Stąd działania ze strony policjantów i takie one będą" - oświadczył.
Tłumaczył, że taktyka policji jest adekwatna do tego, w jaki sposób zachowuje się względem policji tłum. "Nie przypominam sobie tego typu sytuacji, kiedy tłum tak agresywnie napierał na policjantów, kiedy rzucane było tyle kamieni, rac. Co najważniejsze, my bardzo dużo zabezpieczyliśmy również pirotechniki. Z tych informacji, które mam na tę chwilę również zabezpieczane były niebezpieczne przedmioty. W tym przypadku pokazuje to nastawienie części osób, które pojawiły się podczas dzisiejszego nielegalnego, podkreślam, zgromadzenia" - oświadczył.
KSP: pierwsze zatrzymania miały miejsce już na ul. Andersa
Pierwsze zatrzymania miały miejsce już na ul. Andersa, gdzie zatrzymano pierwszą grupę pseudokibiców która zaatakowała policjantów kamieniami - poinformował w środę rzecznik Komendy Stołecznej Policji nadkom. Sylwester Marczak. Dodał, że działania policji były zdecydowane, bo takie miały być.
Rzecznik KSP na konferencji prasowej po zakończeniu Marszu Niepodległości zaznaczył, że do pierwszych zatrzymań agresywnych grup pseudokibiców doszło jeszcze przed wydarzenia na Rondzie de Gaulle'a, w pobliżu ul. Andersa, gdzie policjanci zostali zaatakowani kamieniami.
"Kolejne zachowania agresywne wobec policjantów były m.in. na Rondzie de Gaulle'a, gdzie w policjantów poleciały kamienie, gdzie w policjantów poleciały race. Jeżeli to zachowanie określane jest chociażby przez część organizatorów, jako prowokacyjne ze strony policjantów (...) to wychodzi na to, że sam fakt pojawienia się na danym zabezpieczeniu policjantów jest prowokacyjny" - ocenił Marczak.
Rzecznik KSP zaznaczył, że prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości Robert Bąkiewicz wielokrotnie "podkreślał podczas rożnego rodzaju konferencji, że jest osobą odpowiedzialną, że ma świadomość zagrożenia covidowego, że ma być przejazd" - mówił Marczak. Dodał, że w trakcie pojawił się "zupełnie inny wariant przebiegu zgromadzenia".
"Wielokrotnie pan Robert Bąkiewicz podczas wcześniejszych zabezpieczeń wskazywał na to, że mamy do czynienia z sytuacją, w której on jest w stanie zapewnić bezpieczeństwo osobom, które biorą udział w jego zgromadzeniu. Jak to bezpieczeństwo wyglądało dzisiaj, widzieliśmy, bo mamy podpalone mieszkanie, gdzie w tej chwili czynności wykonują policjanci z Komendy Rejonowej Policji Warszawa I, bo mamy dodatkowo kolejne zniszczenia, gdzie również w tej chwili wykonywane są czynności ze strony policjantów. Mamy kilku policjantów rannych. To jest widocznie to bezpieczeństwo, które jest w stanie zapewnić w środku zgromadzenia pan Robert Bąkiewicz.
Rzecznik KSP: działania policjantów były zdecydowane; w czwartek będziemy je podsumowywać
Działania policjantów były zdecydowane i takie miały być. Będziemy je podsumowywać podczas czwartkowego briefingu - mówił rzecznik KSP nadkom. Sylwester Marczak po Marszu Niepodległości. Zarzucił też organizatorom, że mówienie z ich strony o zapewnieniu bezpieczeństwa należy traktować jako bajki.
Rzecznik KSP podczas briefingu po Marszu Niepodległości odrzucił zarzuty środowiska narodowego, że policja nie chciała doprowadzić, aby do przejazdu samochód włączyły się kolejne auta, a nakazali demonstrantom iść pieszo.
"Pojawiły się informacje w przestrzeni medialnej, zwłaszcza w social mediach, które są kłamstwem, że niby policjanci mieli wskazywać, że ktoś może tam udać się pieszo. Nie, proszę państwa, policjanci wielokrotnie, ja również podkreślałem to, że mamy do czynienia ze zgromadzeniem, które w tej formie nie może się odbyć, bo jest nielegalne - mówił o tym ratusz, mówił o tym pan wojewoda, mówił o tym przede wszystkim sanepid w kontekście charakterze o zagrożeniu epidemiologicznym" - powiedział Marczak.
Zarzucił także brak świadomości epidemiologicznej organizatorom marszu.
Podkreślił także, że policja wzięła także pod uwagę wariant negatywny i musiała stworzyć przy Stadionie Narodowym, gdzie obecnie znajduje się tymczasowy szpital COVID-owy tzw. "drogę życia" dla karetek pogotowia, a która prowadziła m.in. mostem Świętokrzyskim czy Wybrzeżem Szczecińskim. "Kiedy na błoniach tłum kierował się w kierunku Wybrzeża Szczecińskiego policjanci zablokowali przejście dlatego, żeby te respiratory, które były dowożone w tym czasie do szpitala, który mieści się na Stadionie Narodowym, dotarły tam na czas" - powiedział.
Rzecznik policji mówił, że przy rozpoczęciu interwencji policjantów doszło do rzucaniem w ich kierunku kamieniami. "Wydaje mi się, że mówienie tutaj o odpowiedzialności, mówienie o świadomości i zapewnieniu bezpieczeństwa raczej możemy potraktować jako bajka ze strony osoby, która takie osoby wygłasza" - ocenił.
"W tym przypadku działania policjantów były zdecydowane, takie miały być, dlatego były używane z naszej strony środki przymusu bezpośredniego, dlatego policjanci używali m.in. gazu, używali również w indywidualnych przypadkach broni gładkolufowej, używali również policjanci innych środków przymusu bezpośredniego, ale to będziemy podsumowywać podczas jutrzejszego briefingu, gdzie wskażemy konkretne liczby" - podkreślił Marczak. (PAP)
Autorzy: Marcin Chomiuk, Wojciech Kamiński, Grzegorz Bruszewski