Polska Agencja Prasowa: Piłkarska reprezentacja Polski uległa w środę Holandii 1:2 na zakończenie zmagań w Lidze Narodów. Czy według pana drużyna Jerzego Brzęczka zareagowała odpowiednio w tym meczu na niedzielną porażkę w bardzo słabym stylu z Włochami 0:2?
Zbigniew Boniek: Nie, ponieważ nie można mówić, że jakiś mecz jest reakcją na poprzedni. Każde następne spotkanie jest inne. Z Włochami zagraliśmy słabo. Ale każdy kolejny mecz musi być reakcją tylko na ten właśnie rozgrywany, a nie poprzedni. Z Włochami przegraliśmy z kretesem i trzeba go zapisać w takich kategoriach w historii polskiego futbolu. Natomiast mecz z Holandią był już inny. Całe szczęście, że bez negatywnych skutków, ponieważ już wcześniej utrzymaliśmy się w najwyższej dywizji. A szans na wygranie grupy, jak się okazało na koniec, nie mieliśmy. Natomiast generalnie szkoda, bo zwycięstwa zawsze coś dają drużynie. Wydaje mi się, że gdybyśmy kilka razy lepiej wyszli z kontratakiem, dokładniej rozgrywali piłkę w kontrach, to można było co najmniej zremisować. Stało się inaczej, ale nie ma co płakać.
PAP: Brzęczek jest selekcjonerem od ponad dwóch lat. Polska awansowała na Euro i utrzymała się w najwyższej dywizji LN, ale przegrała kilka meczów w słabym stylu - nie tylko w niedzielę z Włochami. Jest pan zadowolony z pracy trenera?
Z.B.: Jestem blisko tej reprezentacji, PZPN opiekuje się tą kadrą. Można powiedzieć tak - cel został osiągnięty, ale w szkolnej ocenie wystawiłbym jakieś +cztery minus+, bo generalnie chcielibyśmy, żeby to lepiej wyglądało. Troszkę nas wszystkich martwi, że z drużynami słabszymi lub równymi sobie potrafimy jakimś sposobem zdobywać punkty, natomiast w starciu z lepszymi nie wiemy, jak do tego podejść. Mamy z tym problem. Nad tym trzeba pracować, bo żeby coś osiągnąć w życiu, trzeba wygrywać z lepszymi od siebie.
PAP: Czy trener Brzęczek ma pana pełne zaufanie?
Z.B.: Na takie pytanie ciężko mi odpowiedzieć. Dlaczego? Trener Brzęczek ma kontrakt. Spotkam się z nim, porozmawiam. Deklaracje, że selekcjoner ma zaufanie to jest już mówienie o tym, że są jakieś wątpliwości. Jak wspomniałem, trener ma ważną umowę, pracuje. Chcę się z nim spotkać w przyszłym tygodniu, zadać kilka pytań i mieć kilka odpowiedzi.
PAP: Jakie to będą pytania?
Z.B.: Na przykład, jak wyglądałaby 23-osobowa kadra, gdybyśmy już dzisiaj mieli jechać na Euro? Jakie trener ma preferencje na prawej obronie, lewej, na obu skrzydłach? Jak chcę to wiedzieć. Jakie najlepsze rozwiązanie widzi dla tej drużyny, w jakim systemie? To są pytania, na które właściciel drużyny czy opiekujący się nią musi znać odpowiedzi. Tak samo jest w klubach, gdzie prezes czy właściciel mają prawo się dowiedzieć. Dlatego chcę spotkać się z selekcjonerem. Mam pewne wątpliwości w kilku sprawach, ale one nie polegają na tym, że trzeba się kłócić, lecz spokojnie porozmawiać. Spotkamy się sami. I tyle.
PAP: Czy według pana "iskrzy" na linii selekcjoner - Robert Lewandowski? Najpierw wymowna cisza kapitana w wypowiedzi po meczu z Włochami, a później słowa selekcjonera, że zachowanie piłkarza było trochę niefortunne.
Z.B.: Ja na ten temat nic nie wiem. Jestem w środku, znam trenera i Roberta. Z jednym i z drugim rozmawiam. Natomiast analiza jakichś zachowań, spojrzeń, niedokończonych zdań stworzyła taki klimat, że media ten temat wałkują. Wydaje mi się, że to absolutnie niepotrzebne, bo gdy cokolwiek robi kapitan reprezentacji narodowej, to powinien robić wyłącznie dla dobra kadry. Ja doniesień o żadnym konflikcie nie mam. Ale żyjemy w trudnych czasach, hejtu, mediów społecznościowych. Wczoraj wymyślono, że skoro Robert nie wyszedł na drugą połowę z Holandią, to już jest problem. Żyjemy w czasach, gdy jakieś kłamstwo staje się prawdą i później ciężko to dementować.
PAP: Po meczu zawodnik przyznał, że grał 45 minut, bo takie były ustalenia.
Z.B.: Robert jest naszym niesamowitym kapitanem. Musi strzelać gola, my musimy strzelać, dlatego też chcę porozmawiać z selekcjonerem i m.in. zapytać, jaki mamy sposób na wykorzystanie potencjału Roberta. No bo jeśli zagra sam w ataku, to nie będzie mu łatwo. W Bayernie Monachium Robert jest obudowany pięcioma-sześcioma zawodnikami wokół siebie. I prawie każdy mecz Bayernu z rywalem w Niemczech wygląda jak mecz Polski np. z Kazachstanem. Jest przyjemnie, a tymczasem w meczach reprezentacji to my czasami jesteśmy Kazachstanem. I trzeba się nad tym zastanowić. Pamiętam, jak zmieniła się reprezentacja Adam Nawałki, gdy dołączył drugiego napastnika, wówczas Arka Milika w dobrej formie. Jeśli chcemy wygrywać mecze, musimy lepiej wykorzystać Roberta, który jest najlepszym napastnikiem na świecie.
PAP: A czy to nie jest element futbolu, że ci wielcy piłkarze praktycznie nigdy nie są "potulnymi" zawodnikami dla trenerów? Pan w przeszłości był liderem zespołu na boisku, w szatni. I zapewne z pana zdaniem też trenerzy musieli się liczyć.
Z.B.: Trochę nie rozumiem tego pytania. Bo ja uważam, że to jest normalne, iż trener powinien wykorzystać cały zasób sportowy, ale także intelektualny Roberta, na korzyść drużyny. I to jest już strategia, taktyka szkoleniowca, żeby Roberta mieć po swojej stronie i pewne rzeczy z nim konsultować. Ale też zadaniem kapitana jest to, żeby każda jego wypowiedź była zawsze z korzyścią dla reprezentacji i dla niego. Żeby niepotrzebnie nie kreowała w tym trudnym świecie łatwych konfliktów. Bo dzisiaj wszyscy znajdują konflikt nawet w jednym zdaniu.
PAP: Kamil Glik powiedział po meczu z Holandią, że drużyna w pełni ufa trenerowi.
Z.B.: Powiem szczerze, że żadna drużyna nie ma potrzeby składania deklaracji. Bo to jest normalne. Cieszę się oczywiście, że tak jest, ale - moim zdaniem - takie deklaracje trochę trenera osłabiają.
PAP: A może my za dużo oczekujemy od reprezentacji narodowej? Polska wygrała w 2014 roku z Niemcami 2:0 i liczymy, że takie wygrane staną się normą...
Z.B.: Naszym problemem jest trochę wybujałe ego i fakt, że tworzymy historię. W październiku mówiliśmy, że Jakub Moder i Karol Linetty mogą na stałe grać w kadrze, a Grzegorz Krychowiak nie jest już potrzebny. Teraz powiemy, że wygranym minionego zgrupowania jest Przemysław Płacheta, chociaż został dowołany w ostatniej chwili. Słyszę, że mamy najlepszą reprezentację w historii. Ja uważam, że mamy najbogatszą. Natomiast gdybyśmy mieli najlepszą kadrę, to nie zastanawialibyśmy się ciągle, czy mamy prawego pomocnika, lewego, kto powinien grać na bokach obrony. Niby ze wszystkimi możemy wygrać. Oczywiście, chcielibyśmy i stać nas na wiele rzeczy. Gdybyśmy na Euro 2016 wygrali w ćwierćfinale w rzutach karnych z Portugalią, to pewnie bylibyśmy w finale.
PAP: Ponieważ w półfinale czekała osłabiona Walia?
Z.B.: No właśnie. Ale w sporcie, żeby wygrywać, trzeba trochę pokory. W meczach takich jak z Włochami wychodzi, jak ja to mówię, technika użytkowa. Przyjmuję piłkę i oddaję, przyjmuję i patrzę, gdzie jest mój kolega. A u nas wielu zawodników musi się najpierw nad tą piłką pochylić, popatrzeć na nią, żeby nie odskoczyła. A to razi... I to nie jest kwestia trenera, to cały mechanizm. (PAP)
Rozmawiał Maciej Białek (PAP)