Ideolog pozytywizmu Aleksander Świętochowski po pobycie w górach napisał: „Podziwiałem Giewonty, Czerwone Wirchy i Rysy, ale zawsze najwyższym szczytem w Tatrach pozostał dla mnie – Chałubiński” (Wspomnienia, 1966).
Wtórował mu Bolesław Prus w „Kurierze Codziennym” (311/1889): „Nasi ludzie bogaci słynęli tym, że wywozili ze wsi pieniądze - on je do Zakopanego przywoził; gardzili chłopem - on go kochał; wyzyskiwali - on go wzbogacał; ogłupiali - on go oświecał”.
Stanisław Witkiewicz ocenił („Wszechświat”, 1889), że „Nie ma w Zakopanem, w Tatrach jednej dobrej sprawy, która by nie była przez niego zapoczątkowana lub dokonaną. Zakładał on szkoły, budował drogi, tworzył banki, stowarzyszenia, wprowadzał wszystko, co mogło ucywilizować, uspołecznić, uszczęśliwić lud górski, i wszystko, co mogło wpłynąć na rozbudzenie zamiłowania do Tatr w społeczeństwie i ułatwienia mu dostępu i pobytu w tych do niedawna dzikich, nieznanych światach”.
Profesor aktywnie włączył się w walkę z epidemią cholery
Tytus Chałubiński urodził się 29 grudnia 1820 r. w Radomiu. W 1844 r. na Uniwersytecie w Wuerzburgu, otrzymał dyplom doktora medycyny, chirurgii i położnictwa. Studiował też nauki przyrodnicze. W 1846 r. rozpoczął pracę w Warszawskim Szpitalu Ewangelickim.
Oprócz etatu w szpitalu i prywatnej praktyki parał się jeszcze chemią, mineralogią i botaniką. Miał w domu pracownię chemiczną, o której tak napisał Wiktor Feliks Szokalski, ojciec polskiej okulistyki: „Zastaliśmy pana Tytusa w bardzo szczególnej pozycji: rozmamłany, w starym szlafroku, siedział na ziemi pod piecem i coś w nim pitrasił. Pierwsza moja wizyta przeszła bardzo obojętnie, gdyż cała uwaga gospodarza zwrócona była na tygiel” („Król Tatr z Mokotowskiej 8”, 2005).
W 1855 r. Chałubiński został profesorem zwyczajnym w Akademii Medyko-Chirurgicznej, prowadząc wykłady z zakresu patologii i terapii szczegółowej chorób wewnętrznych. Po zniesieniu Akademii w 1862 r. Wydział Lekarski wcielono do Szkoły Głównej i odtąd, do 1871 r., prowadził tylko wykłady kliniczne.
Był autorem wielu rozpraw naukowych. Jego „Metoda wynajdywania wskazań lekarskich” jest pierwszą w polską publikacją o filozofii medycyny – napisał w niej: „Nie leczymy chorób, lecz chorych”. We „Wstępie do patologii i terapii szczegółowej” wysunął interesującą myśl, iż „choroba jest jednym z możliwych objawów życia”.
W 1867 r. wybuchła w stolicy epidemia cholery, w której zwalczanie się zaangażował.
W 1881 r., w mieszkaniu Chałubińskiego, który już wówczas był uważany za jednego z najznakomitszych lekarzy polskich, odbyło się zebranie założycielskie Kasy Pomocy dla Osób Pracujących na Polu Naukowym im. dr. med. Józefa Mianowskiego – został pierwszym jej przewodniczącym i pełnił funkcję aż do 1886 r.
W drugiej połowie lat 70. XIX w. powrócił do swej największej namiętności - botaniki. Związane to było z jego „ucieczką” na Podhale. Począwszy od 1873 r. zaczął regularnie spędzać wakacje w Zakopanem, w 1879 r. rozpoczął tam budowę własnego domu o nazwie „Swoboda”, a w 1887 r. osiadł pod Giewontem na stałe.
Już w 1873 r. „zapisał się w sercach górali niosąc im ofiarnie pomoc podczas epidemii cholery” - zauważył Janusz Zdebski („Stary cmentarz w Zakopanem, Przewodnik biograficzny”, 1986). Dramatyczny opis tych dni podał Ferdynand Hoesick. „Sposób zaś, w jaki sobie radzili gazdowie, polegał na tym, że w każdej chacie, w której zaszedł wypadek cholery, zabijano drzwi i okna nieboszczyka albo chorego, jeszcze żywego zostawiając wewnątrz. W chwili, gdy Chałubiński zjawił się w Zakopanem, większość chałup już nie była zamieszkana” („Legendowe postacie zakopiańskie”, 1922).
Rzeczywiście, w Galicji epidemia cholery z lat 1847-48 przebiegała jak w opisie Hoesicka. Ale akurat w Zakopanem Chałubińskiemu udało się opanować panikę i porzucanie zakażonych - oceniła Antonina Sebesta („Chałubiński był pierwszy… Rozważania na temat ethosu lekarza na przykładzie działalności Tytusa Chałubińskiego i Alberta Schweitzera”, 2010).
Wiesław A. Wójcik, autor publikacji „Chałubiński – Zakopane i górale” (2010), ustalił, że epidemia wydłużyła pierwszy zakopiański urlop lekarza. Akurat miał wracać do Warszawy, gdy 1 września 1873 r. zachorował – i zmarł po kilku godzinach – góral Jędrzej Roj. Chałubiński, wierny przysiędze Hipokratesa, został, by ratować ludność.
„Wszyscy uciekali od zakażonych, tak że ten mąż musiał sam, oprócz udzielania opieki lekarskiej, chodzić dla chorych do źródła z garnuszkiem po wodę” - zanotował Andrzej Stopka („Sabała”, 1897) „Nocą sam nieraz pomagał wynosić zmarłych. Sam ich mył i przyodziewał. (…) Doskonale pamiętam, jak Sabała powiedział do mnie: +Pan Profesor, to nie ziemski cłek. Nogami on tu, ale serce jego w niebie+” - napisała pasierbica doktora, Elżbieta z Krzywickich Bończa-Tomaszewska („Wspomnienia o Tytusie Chałubińskim”, 1900).
Dzięki Chałubińskiemu po 40 dniach zaraza wygasła. Wyleczenie proboszcza ks. Józefa Stolarczyka, który ulokował na plebanii sztab do walki z zarazą, „zadziałało na wyobraźnię górali” i podporządkowali się rygorom sanitarnym. Odkąd „dochtor” cieszył się ogromnym szacunkiem górali, którzy uroczyście go witali, gdy zjeżdżał do Zakopanego. „Wszystkie wsie, okoliczne nawet, były w ruchu. Przeszło 100 koni z młodymi góralami na grzbietach pod dowództwem starszych witało tego, który kochał górali i góry całym gorącym sercem Polaka. Był to nie tylko +wielkomozny+, ale przede wszystkim bardzo dobry człowiek. Zwano go też królem tatrzańskim. (…) Poza wycieczkami przyjmował i leczył góralską biedotę za darmo. W dnie deszczowe nawet całymi dniami przywożono mu takich biedaków na ręcznych wózeczkach z całego Podhala. Pewnie pomógł, bo na drugi rok jeszcze więcej przyjeżdżało pacjentów” - wspominał Włodzimierz Wnuk („Obrazki zakopiańskie”, 1982).
Chałubiński upatrywał źródła choroby w skażonej wodzie i żywności. Jego publikacje nie wytrzymały próby czasu, jednak trzeba przypomnieć, iż bakterię cholery, Robert Koch, odkrył - dopiero w 1883 r. czyli 10 lat po wybuchu epidemii w Zakopanem.
Wiele źródeł podaje błędną informację: że Chałubiński, postawił na Gubałówce krzyż z żelaza, w podzięce za wygaśnięcie tej epidemii. W istocie krzyż został postawiony tuż przed epidemią - jest to wotum lekarza: znak jego zadośćuczynienia Bogu i pojednania z rodziną. „Zamówił wielki krzyż żelazny i kazał go postawić na Gubałówce. Ojciec uczynił to jako jawne wyznanie wiary swej, niejako wynagrodzenie za zgorszenie publiczne” - czytamy we wspomnieniach Jadwigi z Chałubińskich Surzyckiej.
Życie prywatne Chałubińskiego było skomplikowane
Był trzykrotnie żonaty. Pierwsza żona, Antonina z Kozłowskich, zmarła w dwa lata po ślubie, po urodzeniu syna Franciszka. Z drugą, Anną z Leszczyńskich, miał czwórkę dzieci, z których dwoje zmarło na błonicę. Rozwiódł się z Anną po kilkunastoletnim pożyciu, aby w 1869 r. poślubić młodzieńczą miłość, Antoninę z Wildów Krzywicką - po uzyskaniu przez nią rozwodu z Kazimierzem Krzywickim, najbliższym współpracownikiem margrabiego Aleksandra Wielopolskiego.
Rozbicie obu małżeństw wywołało skandal, w XIX w. rozwody potępiano. Krzywicki, przy którym zostały dzieci, przez lata nie pozwalał im na widzenie się z matką. Stosunki zostały naprawione, gdy Chałubiński uleczył jedną z panien Krzywickich, która ciężko zachorowała. Po tym, w 1872 r., w Weimarze, doszło do pojednania obu mężów Antoniny. „Padli sobie w objęcia. Burze serc, wrzenie namiętności, rany sobie zadane, wszystkie bóle i cierpienia, wszystko to ucichło i znikło. W tym serdecznym uścisku braterskim odnaleźli swą dawną przyjaźń” - napisała Elżbieta Bończa-Tomaszewska.
Następnego roku państwo Chałubińscy zabrali ze sobą do Zakopanego, oprócz Jadwigi i Ludwika – dzieci Tytusa, także Emilię i Elżbietę - córki Krzywickich.
„Otóż zachciało mi się na tej górze krzyża, a chcąc zrobić coś trwalszego (bo smerek gnije łatwo) funduję krzyż żelazny przeszło trzy sążnie ponad fundamenta wystający, aby przecież panował nad okolicą” - napisał Chałubiński 10 sierpnia 1873 r. w liście do Aleksandra Balickiego („Listy” Tytusa Chałubińskiego”, 1970) „Górale, uszczęśliwieni, przyklaskują pomysłowi, co im wprawdzie nie przeszkadza, żeby chcieli mnie oberżnąć przy tej sposobności. O pół mili stąd, zawsze w Zakopanem, ale już w wąwozie tatrzańskim są kopalnie żelaza i piece wielkie i oto mój krzyż już dziś odlany, dół na górze wykopany pod fundament, skała wyrąbana i materiał murarski zwieziony. Może za dni 10 najdalej stanie mój krzyż. Wystawisz sobie, że wytarabanić taki ciężar na górę przeszło 1000 stóp od podnóża mającą, nie taka łatwa historia” - opisywał.
Uroczyste poświęcenie krzyża na Gubałówce odbyło się 26 sierpnia 1873 r. „Profesor Chałubiński był wniebowzięty. Mama wzruszona i zapłakana. Pamiętam, że w chwilę po poświęceniu przyszedł dobry, kochany profesor, ucałował nas, a mnie rzekł drżącym ze wzruszenia głosem: +U stóp krzyża tego dla nas niech będzie zgoda w duchu Chrystusa. Życzę, by tu w Zakopanem było nam wszystkim dobrze i wesoło+ – dodał już uśmiechnięty. Napisałam o tym szczegółowo do ojca, któremu to widać bardzo się podobało, bo napisał do dra Chałubińskiego serdeczny list z powinszowaniem” - opisała Bończa-Tomaszewska.
Warto uzupełnić tę relację słowami, jakie Chałubiński skierował do swej drugiej żony w testamencie: „Matkę dzieci moich Annę z Leszczyńskich raz jeszcze proszę o przebaczenie, że będąc złamany nieszczęściem i znękany losem jeszcze przed jej poznaniem, stałem się później powodem Jej cierpień”.
Chałubiński był prekursorem taternictwa. „Taternictwo, w tym znaczeniu co alpinizm, naturalnie ze swymi oryginalnemi cechami, istnieje dopiero od czasów profesora Chałubińskiego” - zauważył Stanisław Witkiewicz („Na przełęczy”, 1891).
W wycieczkach Chałubińskiego w Tatry było „coś epickiego poniekąd” - ocenił Hoesick. Profesor odbywał je gromadą, złożoną z kilku lub kilkunastu zaproszonych osób i 20-40 górali. Ekspedycja szła z taborem, z namiotami, kocami, kociołkami, samowarami itp., a nade wszystko z orkiestrą: „z basetlą, kobzą, harmonia, ze skrzypcami”. Szedł też stary Jan Krzeptowski Sabała, który „przez całą drogę przygrywał na gęślikach lub śpiewał staroświeckie piosnki góralskie”.
Prowadziło kilku przewodników m.in. Jędrzej Wala, Maciej Sieczka, Szymon Tatar, Wojciech Roj, Wojciech Ślimak, Jan Gronikowski. „Turysta tatrzański wychodzi zwykle na wycieczkę z jednym, a rzadko z dwoma przewodnikami. Pan Chałubiński zaś potrzebuje ich dla siebie i syna najmniej dziesięciu (…) Lubi mieć w swym orszaku wszelkich specjalistów, jakich tylko można znaleźć w Zakopanem” - wspominał Bronisław Rajchman w „Ateneum” (1877).
Za przewodnikami szedł Chałubiński z towarzystwem, niekiedy jego żonę górale nieśli „w specjalnie ad hoc sporządzonym fotelu w rodzaju lektyki”; dalej stąpali tragarze, dźwigając wyposażenie obozu oraz namiot Chałubińskiego - „oryginalny namiot oficera francuskiego, sprowadzony umyślnie do wycieczek tatrzańskich”. Taką ekipą Chałubiński wszedł m.in. na Gierlach (1874), Wysoką (1876), Łomnicę (1879) i Lodowy (1880).
W 1882 r. Chałubiński urządził wycieczki dla dwóch Belgów - Karola Bulsa, burmistrza Brukseli, i Augusta Couyrenta, prezydenta belgijskiej Izby Deputowanych. Buls opublikował wrażenia z tatrzańskiej wyprawy tatrzańskie, podczas której siedmiu turystów eskortowało dziewiętnastu górali. „Nie mogliśmy jednak wyjść z podziwienia, gdyśmy ujrzeli pięciu grajków, przyłączających się do naszej drużyny: trzech skrzypków i basistę; mieli oni nam przygrywać w najniebezpieczniejszych przeprawach i wspinać się z nami na najbystrzejsze szczyty. Nigdy w życiu nie zapomnimy tej niepodobnej do uwierzenia wędrówki naszych basów: w oczach nam jeszcze stoi widok basisty, spuszczającego się ze szczytu Mięguszowieckiego po stromej ścieżce, wdrapującego się na Zawrat po skalistych urwiskach, lub spokojnie się kołyszącego nad brzegiem bezdennej przepaści” („Pamiętnik Towarzystwa Tatrzańskiego”, 1883).
Zapamiętał to również 20-letni wówczas Wojciech Kossak: „Nabrałem determinacji, gdy spojrzawszy za siebie, zobaczyłem Kulawego Kubę z ogromną basetlą na plecach, zawieszonego na ścianie Mięguszowieckiej. Pochylić się naprzód, tzn. wpaść z wysokości jakich pięciuset metrów prosto w Morskie Oko, trzeba więc plecami trzymać się ściany. Każdy z nas przylepiał się do niej, Kubę odpychała basetla. Nic sobie z tego nie robił, fajkę ćmił dalej, a gdyśmy zeszli wreszcie na +bulę+ i na zielonym mchu legli na krótki spoczynek, mając już i schronisko i Morskie Oko przed nami jak na dłoni, a zejście bezpieczne, to kapela fortissime, aby nas ze schroniska dojrzały piękne panie, oczekujące nas z obiadem, huknęła +Staroświeckiego+. Basetla Kuby nie straciła żadnej struny ani on animuszu” (Wspomnienia, 1973).
Staraniem Chałubińskiego w 1885 r. nieznana wieś Zakopane została uznana za uzdrowisko
Dr Andrzej Chramiec (1859-1939) wspominał: „Miał Chałubiński na oku także i tę okoliczność, że Zakopane stać się powinno +salonem+ Polski, gdzie każdy może swobodnie, głośno mówić, bo żandarm daleko, wszyscy się znają i szpiedzy nie będą mieć dostępu” („Wspomnienia doktora…”, 2004).
Także Kossak, który Zakopane poznał w 1880 r., podkreślał, że za sprawą Chałubińskiego w Tatrach powstał rodzaj oazy, w której Polacy z różnych zaborów mieli poczucie, że są w wolnym kraju. „Nie było tu nigdy ani Moskali, ani Prusaków, a austryackie rządy także kończyły się w Nowym Targu. Osławione mandatarjusze i kreishauptmany nie mieli ochoty zapuszczać się w te niebezpieczne komysze”.
W 1887 r. podczas wycieczki na Rohacze, Chałubiński zasłabł nagle, i już nie mógł wrócić do Zakopanego o własnych siłach. Diagnoza nie została podana do publicznej wiadomości, ale odtąd Tatry stały się dlań niedostępne. „Były to smutne czasy dla Zakopanego. Wszyscy wiedzieli, że Chałubiński już nie wyjdzie z tej choroby” - przypomniał Hoesick.
Na miesiąc przed śmiercią Chałubińskiego, zjechał do niego Paderewski. Spędził kilka godzin przy łożu dogorywającego przyjaciela i cały wieczór grał mu Beethovena, Schumanna, Chopina oraz własne kompozycje – koncertu słuchali też m. in. Stanisław Witkiewicz, malarz Leon Dembowski i Henryk Sienkiewicz.
Chałubiński zmarł 4 listopada 1889 r. w Zakopanem. Aleksander Świętochowski rzucił pomysł, aby lekarza pochować na Giewoncie. „Takich ludzi nie należy zwykłym pogrzebem wymeldowywać z tego świata (…) Ten piękny duch powinien zdjąć swą ziemską szatę na jednym z owych szczytów, na których z niej się wyrywał i uskrzydlony w sfery poezji wzlatał” - napisał do „Kuriera Warszawskiego” (307/1889).
Pomysł zakwestionował Prus: „jakim sposobem wprowadzić zwłoki i orszak pogrzebowy na górę dosyć stromą, która w tym miejscu, gdzie się na nią wchodzi, t.j. z Kondratowej hali, przedstawia z pół wiorsty wysoką ścianę?”. Zaproponował pogrzeb na Skałce w Krakowie („Kurier Codzienny”, 311/1889). Ostatecznie, zgodnie ze swą wolą, Chałubiński spoczął na starym cmentarzu zakopiańskim, Pęksowym Brzyzku.
Jedną z przełęczy w grani głównej Tatr, wcześniej zwaną Zawracikiem, nazwano Wrotami Chałubińskiego. W niemieckojęzycznej literaturze tatrzańskiej pojawiły się określenia Chałubiński Spitze i Chałubiński Scharte dla Mięguszowieckiego Szczytu Wielkiego i dla Wyżniej Mięguszowieckiej Przełęczy. „Odkryta przez Mariana Raciborskiego tatrzańska roślina kopalna została przezeń nazwana skrzypem Chałubińskiego (Eąuisetum Chałubińska), a Jadwiga Wołoszyńska nadała opisanym przez siebie nowym gatunkom bruzdnic miana: Peridinum Chałubińskii oraz Chałubińskia tatrica” - ustalił Wiesław A. Wójcik.
Iwona L. Konieczna (PAP)