Projekt ustawy o wolności wyrażania własnych poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji w internecie zapowiedziany został w grudniu ubiegłego roku przez ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę oraz odpowiedzialnego za ten projekt wiceministra Sebastiana Kaletę.
"W związku z prezentacją założeń w grudniu bardzo intensywnie pracujemy nad dokończeniem prac nad projektem ustawy" - powiedział PAP Kaleta. "Finalizujemy prace wewnątrz resortu, chcemy w najbliższych dniach przesłać projekt do dalszych prac rządowych" - dodał.
Serwis po skierowaniu wniosku przez użytkownika przekaże do sądu zabezpieczone materiały do sprawy
Projekt zakłada, że serwisy społecznościowe nie będą mogły usuwać treści ani blokować kont użytkowników, jeśli treści na nich zamieszczane nie naruszają polskiego prawa. W razie usunięcia treści lub zablokowania konta użytkownika będzie miał on prawo złożenia skargi do serwisu. Serwis w ciągu 24 godzin będzie musiał ją rozpatrzyć. Użytkownikowi będzie służył wniosek do sądu o przywrócenie dostępu składany w ciągu 48 godzin od doręczenia decyzji serwisu. Sąd rozpatrzy skargę w ciągu 7 dni od doręczenia wniosku. Postępowanie ma mieć całkowicie elektroniczny charakter.
Szybkość postępowania ma zapewnić utworzenie w jednym z sądów okręgowych sądu ochrony wolności słowa na wzór sądów własności intelektualnej. Serwis po skierowaniu wniosku przez użytkownika ma przekazać zabezpieczone materiały do sprawy oraz stanowiska uczestników. Prawomocne postanowienie sądu jest natychmiastowo wykonalne, a w razie niewykonania orzeczenia serwis społecznościowy może być obciążony karą administracyjną do 8 mln zł nałożoną przez prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej.
Projekt zakłada również wprowadzenie instrumentu tzw. pozwu ślepego. Ktoś, kogo dobra osobiste zostaną naruszone w internecie przez nieznaną mu osobę, będzie mógł złożyć pozew o ochronę tych dóbr bez wskazania danych pozwanego. Do skutecznego wniesienia do sądu pozwu wystarczy wskazanie adresu URL, pod którym zostały opublikowane obraźliwe treści, daty i godziny publikacji oraz nazwy profilu lub loginu użytkownika.
"Celem przedstawianej przez resort regulacji jest spowodowanie, by użytkownik mediów społecznościowych miał poczucie, że jego prawa są szanowane, a treści umieszczane przez niego nie będą w sposób arbitralny usuwane z platform" - tłumaczył w grudniu Kaleta.
Z kolei szef MS Zbigniew Ziobro wskazywał, że resort chce "wyważyć" pomiędzy sferą naruszania dóbr osobistych i urągania czyjejś godności a wolnością dyskusji i debaty publicznej, która "nie powinna być ograniczania na podstawie decyzji jakiegokolwiek organu".
Przekonywał też, że niektóre środowiska padają ofiarami "ideologicznych zapędów cenzorskich". "Tylko dlatego, że wyrażają poglądy i odwołują się do wartości, które są nieakceptowalne z punktu widzenia środowisk (...), które wywierają coraz mocniejszy wpływ na funkcjonowanie szeroko rozumianych mediów społecznościowych" - wskazał.
We wtorkowym wpisie na Facebooku premier Mateusz Morawiecki podkreślił, że właściciele portali społecznościowych "nie mogą działać ponad prawem". "Zrobimy wszystko, by określić ramy funkcjonowania Facebooka, Twittera, Instagrama i innych podobnych platform" - dodał.
"Co nie jest zabronione, jest dozwolone. Także w internecie. Nie ma, i nie może być, zgody na cenzurę. Ani państwową – taką jak kiedyś w PRL, ani prywatną, taką jaką próbuje się wprowadzać dziś. Wolność słowa jest solą demokracji - dlatego musimy jej bronić. O tym, które poglądy są słuszne, a które nie, nie mogą decydować za nas algorytmy czy właściciele korporacyjnych gigantów" - stwierdził premier. (PAP)
Autorka: Sonia Otfinowska
mmi/