„Od lat prowadzę na Uniwersytecie Warszawskim Laboratorium Reportażu. To miejsce poszukiwań i eksperymentów, szukamy nowych możliwości, jakie daje reportaż jako gatunek dziennikarski. I w ramach tego założenia piszemy także książki. Bazar Różyckiego pojawił się jako naturalny projekt, ponieważ naszym wykładowcą i przyjacielem był wybitny pisarz Marek Nowakowski, który interesował się właśnie takimi środowiskami przedmieścia jak Bazar. A ponieważ ja pochodzę z Łodzi, z dzielnicy, która przypomina bardzo Pragę, więc to też było mi bliskie” – opowiadał PAP Marek Miller.
Jak wyjaśnił, dzięki Nowakowskiemu ich rozmówcy związani z Bazarem Różyckiego w ogóle godzili się na rozmowy. „Ludzie na Bazarze niechętnie mówili. To było niebezpieczne, bo część ich interesów była na granicy prawa. A przez lata też byli uznawani za +wrogów publicznych+ jako prywatna inicjatywa. Marek Nowakowski ich znał, przez lata o nich pisał i był takim naszym +gwarantem+, osobą, która nas wprowadziła na Bazar, poświadczającą, że jesteśmy w porządku. On też nam tłumaczył różne rzeczy, był takim głównym narratorem tej naszej opowieści” – mówił Miller.
„Ta opowieść opiera się na tzw. oral history, czyli historii widzianej i opowiadanej przez świadków. To relacje ludzi najbardziej z Bazarem związanych, czyli przede wszystkim tych, którzy tam handlowali, ale także tych, którzy tam byli policjantami, jak również osób, które były stałymi klientami czy np. członków zespołów, które tam przychodziły grać. O historii Bazaru opowiadają więc niejako wszyscy, dla których to miejsce było ważne. Pochodzą oni z różnych dzielnic, więc te dzieje Bazaru Różyckiego opowiada niejako cała Warszawa” – wyjaśnił.
Na podstawie rozmów, studentów Laboratorim Reportażu i ich pracy powstała publikacja
Na podstawie przeprowadzonych podczas ostatnich siedmiu lat rozmów z tymi osobami, 90 studentów Laboratorium Reportażu napisało prace, dzięki którym powstała publikacja. „Ta praca zespołowa wynika z koncepcji naszego Laboratorium, zbiorowa praca nad tekstem to jeden z głównych naszych filarów. Ja byłem tu jak to określam +reżyserem tekstu+. Decydowałem o kolejności i długości poszczególnych relacji, które podlegały pewnemu uporządkowaniu. To była bardzo przemyślana kompozycja z żelazną fabularną i chronologiczną konstrukcją” - podkreślił Miller.
„Multimedialna polifoniczna opowieść” - jak ją określają twórcy - zaczyna się w II połowie XIX w. wraz z początkami Bazaru Różyckiego, w okresie „za cara”. Kolejne rozdziały przybliżają następne okresy w historii miejsca, ukazują jakim podlegał przemianom – „za Sanacji”, „za Niemca”, „za Stalina”, „za Gomułki”, „za Gierka”, „za Solidarności” i „za Unii”.
„Bazar jest też swoistym pretekstem, by mówić o pewnym stylu życia, który tam funkcjonował, o jego wielkości i upadku, bo komuna była czymś co deprawowało i degradowało każdego, także tych kupców, którzy długo się trzymali, bo byli niezależni, mieli pieniądze. A także o próbie zmartwychwstania tego stylu życia. Była to bardzo ciekawa grupa, gdzie ważny był tzw. charakter, +charakterność+, honor, hierarchia wartości” – mówił Miller.
Bazar był wspaniały w okresie międzywojennym. „Wśród handlujących przeważali wówczas Żydzi, z których większość niestety podczas wojny zginęła, część wyemigrowała. Wielkość tego +etosu Bazaru+ sprawdziła się podczas okupacji. Rozmawiałem z jednym z ostatnich dowódców Batalionu +Kiliński+ i mówił, że jak potrzebował ludzi na akcję brał tych chłopaków z Pragi, bo jak ich postawił na barykadzie to nie zeszli, trzeba było ich zabić. Oni nie mieli dobrze przed wojną, była ogromna bieda, ale tę Polskę kochali niesamowicie. Ludzie z Pragi, którzy brali udział w Powstaniu Warszawskim zapisali piękną, bohaterską kartę” - podkreślił.
„Potem weszli Sowieci i wszystko zaczęło być takie dwuznaczne. Na Bazarze długo trwała polska przedwojenna - w gustach, sposobach rozmowy, języku, tam każdy był osobno i każdy pilnował swoich interesów. Ale jednocześnie była ta wspólnota kodeksu, a ponieważ byli to ludzie, którzy mieli pieniądze to się długo +trzymali+. I trwał taki swoisty opór wobec komunistów, dopóki się dało oczywiście. Dlatego tych ludzi masowo aresztowano, skazywano na obozy pracy - zwłaszcza w okresie stalinowskim, wyniszczano pracą, często już nie wracali” – zaznaczył Miller.
„Była tam knajpa, którą prowadził legendarny +Wicuś Marynarz+ - Wincenty Andruszkiewicz, który do września 1939 roku rzeczywiście służył w polskiej Marynarce Wojennej. Przyszli do niego ubecy z żądaniem by donosił. Nie zgodził się, więc mu knajpę zamknęli. Bazar był bardzo infiltrowany przez służby. Niczego nie można było kupić legalnie, więc trzeba było nielegalnie, co często kończyło się więzieniem. Mimo wszystko było to jednak miejsce, gdzie można było kupić wszystko – kawior, obcą walutę, ubrania z Paryża, a wokół panowała komunistyczna szarzyzna. To były dwa odrębne światy i Bazar nigdy do końca się nie poddał oficjalnej polityce partii. Było to zresztą zbyt wielu ludziom na rękę. Milicja żyła tam z łapówek, miała wszystkich złodziei w jednym miejscu. Nawet komuniści mówili +tu was gnębimy, ale Bazar Różyckiego istnieje+” - opowiadał.
W okresie rządów ekipy Edwarda Gierka, w latach 70. na Bazarze „szły najlepsze interesy, a jednocześnie taka największa degradacja”
„Pojawiało się coraz więcej nowego elementu, który nie był z tych starych kupców sprzed wojny. I coraz mniej było tego etosu. A w latach 80. pojawiła się zorganizowana przestępczość, mafia. Zaczęli sprowadzać nielegalnie papierosy, alkohol, potem narkotyki. Aż doszliśmy do dnia dzisiejszego. I powstał paradoks, że oni wszyscy marzyli o wolności gospodarczej, o kapitalizmie - a jak przyszedł to ich zabił, ponieważ towary nagle zaczęły być dostępne wszędzie. A wszystko dobił okres międzynarodowego handlu na Stadionie Dziesięciolecia. I dlatego teraz Bazar jest w takim stanie, że nie wiadomo czy to wszystko kompletnie się skończy czy też wróci tam życie” – ocenił Miller.
Publikacja „Co dzień świeży pieniądz, czyli dzieje Bazaru Różyckiego” ma być również swoistą reklamą projektu poświęconego Bazarowi, który funkcjonuje w internecie. „Tam jest cała książka, ale też zdecydowanie coś więcej. Są pliki audio, można posłuchać rozmów na Bazarze, jego głosów i to od 1945 r. Są fragmenty filmów fabularnych i dokumentalnych, fragmenty kronik. I chcemy kiedyś na takim zrewitalizowanym Bazarze postawić coś co się będzie nazywało multiplastikon i tam będzie można oglądać sceny z życia Bazaru” - powiedział.
„Poza tym czynione są zabiegi by powstał film dokumentalny dotyczący dziejów Bazaru. Szykujemy się na zbieranie funduszy. Więc książka jest jednym z elementów tego szerszego programu. Naszym zdaniem dobre dziennikarstwo, dziennikarstwo obywatelskie to takie, które wiąże się z działaniem. Więc robimy wszystko, by na Bazar wróciło życie. Książka jest więc taką pracą dla przyszłości, by Bazar zrewitalizowano” – zaakcentował Miller.
„Kluczowa sprawą jest osiągnięcie porozumienia między miastem a spadkobiercami, którzy odzyskali część terenu Bazaru. Nasza koncepcja rewitalizacji zakłada przykrycie całego placu dachem ze szkła lub plastiku. Na ścianach bocznych znalazłaby się wysoka zabudowa do wykorzystania komercyjnego na sklepy czy banki, żeby to zarabiało. Ale dół byłby takim odtworzeniem Bazaru. Za rozsuwanymi +magicznymi wrotami+ - z namalowanym portretem Juliana Różyckiego zapraszającego do środka - byłby placyk z legendarnym +niebieskim syfonem+, czyli kioskiem w jego kształcie, gdzie można by wypić czekoladę, odpocząć, a jednocześnie obejrzeć fragmenty filmów, scen z życia Bazaru w multiplastikonie. Potem zaczynają się trzy główne aleje, gdzie jest wszystko co sprzedawano np. w jednej kuchnie świata prowadzone przez autentycznych przedstawicieli tych kultur” - opisywał Miller.
Alejki miałyby prowadzić do centralnego placyku z odtworzonym komisariatem milicji z okresu PRL. „Byłyby tam gry hazardowe obsługiwane przez adekwatnie +umundurowanych+ pracowników. Po placyku przechadza się kapela, która gra utwory i zaprasza do restauracji u Wicusia, gdzie jest scena, można też potańczyć i jest zespół muzyczny grający utwory popularne niegdyś na Bazarze. Na ścianach są fotografie ukazujące jak to wnętrze wyglądało kiedyś. W menu - ówczesne potrawy m.in. pyzy, flaki, świńskie ucho. Na stolikach wyłożone teksty piosenek, orkiestra co jakiś czas przerywa i mówi np. +piosenka numer trzy+ i wszyscy śpiewają” – roztoczył wizję Miller.
„W alejkach są też polskie piwa, łącznie z domowymi, ryby smażone, kwiaty, dewocjonalia, starocie, giełda miodów polskich, polskie wina owocowe, taki cały normalnie funkcjonujący Bazar. I jest ten swego rodzaju bazarowy +bałagan+ i budki zrobione na wzór dawnych, by zobaczyć cały urok dawnego Bazaru, jego klimat. A dookoła na ślepych ścianach kamienic można by narysować historię Bazaru w formie takiego storyboardu, komiksu realistycznego. To nie jest oczywiście pełna koncepcja, tylko taka nasza propozycja, by zacząć jakąś dyskusję jak by ten Bazar mógł wyglądać” – dodał.
„A już teraz planujemy wystawę +Bazar Różyckiego w fotografii polskiej+. Mamy zbiór wspaniałych zdjęć i fajnie by to było pokazać na Krakowskim Przedmieściu. Chcielibyśmy by docelowo ta ekspozycja znalazła się na Bazarze. By te dokumentalne fotografie starego Bazaru stały się częścią tego rewitalizowanego” – podsumował Marek Miller. (PAP)
Autor: Anna Kondek-Dyoniziak
io/