"Na razie nie ma terminu. Natomiast stronom zostały doręczone odpisy wszystkich apelacji wniesionych przez prokuraturę, jak i obrońców obojga skazanych. Doręczono także odpowiedzi na te apelacje. Teraz czekamy" - powiedziała PAP jedna z pełnomocniczek oskarżających w tej sprawie bliskich ofiar katastrofy mec. Anna Mazur-Kołodziejczyk. Także broniący Arabskiego mec. Andrzej Bednarczyk poinformował PAP, że oczekuje na wyznaczenie terminu tej sprawy odwoławczej.
Proces dotyczący organizacji lotu do Smoleńska w pierwszej instancji przed Sądem Okręgowym w Warszawie toczył się przez ponad trzy lata - od marca 2016 r. Wyrok zapadł 13 czerwca 2019 r.
Byłemu szefowi Kancelarii Prezesa Rady Ministrów z lat 2007-2013 Tomaszowi Arabskiemu wymierzono karę 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata, zaś ówczesnej urzędniczce KPRM Monice B. 6 miesięcy więzienia w zawieszeniu na rok. Troje innych oskarżonych urzędników - Miłosława K. z kancelarii premiera oraz Justynę G. i Grzegorza C. z ambasady RP w Moskwie - sąd uniewinnił.
To jest proces z oskarżenia prywatnego
Proces został zainicjowany z oskarżenia prywatnego. Podstawą złożonego w 2014 r. prywatnego aktu oskarżenia był art. 231 Kodeksu karnego, który przewiduje do 3 lat więzienia za niedopełnienie obowiązków funkcjonariusza publicznego. Akt oskarżenia wniesiono po tym, gdy Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga umorzyła prawomocnie śledztwo w sprawie organizacji lotów premiera i prezydenta do Smoleńska 7 i 10 kwietnia 2010 r.
Oskarżycielami w tej sprawie zostali bliscy kilkunastu ofiar katastrofy, m.in. Anny Walentynowicz, Janusza Kochanowskiego, Andrzeja Przewoźnika, Władysława Stasiaka, Sławomira Skrzypka i Zbigniewa Wassermanna. Na początku procesu do sprawy przyłączyła się prokuratura.
Przez ponad pół roku od momentu ogłoszenia wyroku sąd przygotowywał jego pisemne uzasadnienie liczące ponad 200 stron. Przekazanie stronom tego uzasadnienia otworzyło formalną drogę do złożenia apelacji, które trafiły do sądu w początkach marca ub.r.
Jak mówił wtedy mec. Bednarczyk, w złożonej apelacji wniósł on o uniewinnienie Arabskiego. Zaznaczył, że nie zgadza się z oceną sądu, według której Arabski miał posiadać wiedzę co do braku możliwość lądowania na lotnisku w Smoleńsku w kwietniu 2010 r. "Głównie z uwagi na fakt, że mój klient nie ma przede wszystkim wiedzy specjalistycznej, która umożliwiałaby taką ocenę. Powinien to robić 36. pułk lotnictwa (zajmujący się wówczas transportem najważniejszych osób w państwie - PAP)" - zaznaczał adwokat.
Z kolei Prokuratura Okręgowa w Warszawie przekazywała, że złożyła apelację na niekorzyść wszystkich oskarżonych. Prokurator podniósł w apelacji zarzut błędnych ustaleń faktycznych w części orzeczenia odnoszącej się do oskarżonych Miłosława K., Grzegorza C. i Justyny G.
W odniesieniu do Arabskiego i Moniki B. prokurator nie zgodził się z orzeczeniem o karze - w zakresie odstąpienia od wymierzenia grzywny. Dodatkowo w przypadku Arabskiego prokurator zakwestionował brak orzeczenia w wyroku I instancji zakazu zajmowania stanowisk kierowniczych, nadzorczych i kontrolnych w instytucjach państwowych i samorządowych.
"Oskarżyciele prywatni nie zdecydowali się na wniesienie apelacji, my ograniczamy się do popierania apelacji prokuratora w tym zakresie" - informowała natomiast mec. Mazur-Kołodziejczyk.
Sąd pierwszej instancji uznał urzędników za winnych
Sąd I instancji uznał Arabskiego za winnego tego, że w okresie od 16 marca 2010 r. do 10 kwietnia 2010 r. w Warszawie, będąc szefem KPRM, nie dopełnił ciążących na nim obowiązków z tytułu koordynatora odpowiedzialnego za organizowanie lotów polskich wojskowych statków powietrznych. "W związku z planowaną na 10 kwietnia 2010 r. wizytą zagraniczną prezydenta RP oraz towarzyszących mu osób na terytorium Rosji dopuścił na wykorzystanie specjalnego transportu lotniczego, wiedząc, że w Smoleńsku nie ma lotniska, na którym dopuszczone byłoby wykonanie operacji lądowania, czym spowodował rzeczywiste niebezpieczeństwo" - uznał sąd.
Z kolei Monika B. uznana została za winną tego, że będąc funkcjonariuszem publicznym - zastępcą dyrektora Biura Dyrektora Generalnego KPRM i osobą właściwą do dysponowania specjalnym transportem lotniczym na podstawie upoważnienia (...) udzielonego jej przez szefa KPRM - nie dopełniła obowiązków (...) w ten sposób, że w związku z planowaną wizytą prezydenta w dn. 10 kwietnia 2010 r. (...) skierowała do realizacji zapotrzebowanie Kancelarii Prezydenta (...) pomimo braku wskazaniu w zapotrzebowaniu lotniska lądowania, dopuszczając w ten sposób do zorganizowania i wykonania lotu na miejsce lądowania, które nie było lotniskiem.
Sędzia Hubert Gąsior w ustnym uzasadnieniu wyroku wskazywał w czerwcu 2019 r., że sytuacja, jaka zaistniała przy organizacji lotu z 10 kwietnia 2010 r., podważa zaufanie do państwa. "Co ma pomyśleć obywatel o państwie, które w sposób prawidłowy nie potrafi zorganizować lotu dla prezydenta i najważniejszych osób w państwie" - mówił. Jednocześnie sędzia Gąsior zastrzegał, że nie ma dowodów na to, że niedopełnienie przez oskarżonych ciążących na nich obowiązków spowodowało katastrofę samolotu Tu-154.
W ocenie sądu I instancji troje pozostałych, uniewinnionych urzędników, wykonywało czynności w ramach skierowanego już do realizacji zapotrzebowania na lot i nie mieli oni kompetencji, aby kwestionować tę realizację.
Dotychczas jedynym wątkiem dotyczącym wizyty z 10 kwietnia 2010 r. zakończonym prawomocnym wyrokiem jest sprawa b. wiceszefa BOR gen. Pawła Bielawnego. W kwietniu 2017 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie podtrzymał orzeczenie I instancji skazujące go na 1,5 roku więzienia w zawieszeniu na 3 lata za nieprawidłowości przy ochronie wizyt Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego w Katyniu 7 i 10 kwietnia 2010 r.
Autor: Marcin Jabłoński
mar