Za badań wynika, że zmiany temperatur i prawdopodobieństwo coraz bardziej ekstremalnych zjawisk pogodowych są wyraźnie zauważalne na Węgrzech. „W rolnictwie przybiera to dość spektakularną postać. Jeśli oglądamy wiadomości z czerwca-sierpnia czy z września, to niemal co tydzień słyszymy, że przedstawiciele jakiej branży potrzebują wsparcia państwa z powodu np. przymrozków w sierpniu, suszy, powodzi czy ulewnych deszczy” – zaznaczył Buzasi.
W szczególny sposób zmiana parametrów klimatycznych odbija się na sektorze winiarskim. Na terroir, czyli warunki wegetacji winorośli, wpływają trzy składowe: geomorfologia, czyli np. położenie działki na wzgórzu lub równinie, charakterystyka gleby, i właśnie parametry klimatyczne.
Różna jakość wina
Zmienność tego ostatniego elementu powoduje ogromne wahania w jakości wina. Na przykład w zeszłym roku nie było na Węgrzech we wrześniu opadów, które umożliwiłyby zajęcie dojrzałych gron szlachetną pleśnią Botrytis cinerea, powodującą m.in. wzrost stężenia cukru i kwasów. Takich gron używa się przy produkcji najsłynniejszego tokajskiego wina, tokaji aszu.
„W Tokaju jeszcze pod koniec września-na początku października zbierano grona na wino wytrawne. We wrześniu nie było opadów, a jeśli powietrze nie jest wystarczająco wilgotne, nie dochodzi do procesu botrytyzacji. Kiedy wreszcie spadło trochę deszczu, grona były już za suche. W związku z tym praktycznie nie będzie słodkiego wina z tego rocznika” – zaznaczył Buzasi.
Tymczasem bardzo wiele osób za granicą kojarzy wino tokajskie przede wszystkim ze słodkim aszu, a rynek ma swoje wymagania: konsumentowi trudno przyjąć, że jakiegoś produktu nie ma.
„Pewną pomoc stanowi technologia, która w jakimś stopniu ingeruje w cały system. Poza tym na Węgrzech coraz powszechniejsze staje się eksperymentalna, biodynamiczna, bliska naturze produkcja wina. Ale boryka się ona z problemem, jak sprostać oczekiwaniom rynku. Niektórzy odważają się mówić, że w przypadku ich win dobre jest właśnie to, że nigdy nie wiadomo, co będzie w następnym roku, bo to jest naturalne” – wskazał Buzasi.
Oprócz tokaji aszu na Węgrzech najbardziej narażone są włoski riesling i rodzimy szczep harslevelue. Ten pierwszy ciężko znosi duże upały, a drugi jest z jednej strony wrażliwy na brak wody, a drugiej podatny na gnicie. „Jeśli producent chce się utrzymać na międzynarodowym rynku, powinien mieszać te gatunki z zagranicznymi. Ale nie każdy to potrafi” - podkreślił ekspert.
Coraz dłuższe lato na Węgrzech
Jeśli chodzi o globalne cieplenie, to w jego opinii na razie sprzyjało ono wino czerwonym. Z badań przeprowadzonych przez Katedrę Meteorologii Uniwersytetu im. Loranda Eoetvoesa w Budapeszcie wynika, że lato na Węgrzech wydłużyło się o 50 dni w stosunku do lat 70-tych XX wieku.
„Według prognoz do końca tego wieku nie bardzo zmieni się ilość opadów, ale coraz wyraźniejsza będzie zmiana długości pór roku(…) 70 proc. opadów będzie przypadać na coraz krótsze okresy czasu, co oznacza większe prawdopodobieństwo ulew” – podkreślił Buzasi.
Jak zaznaczył, im większy producent wina, tym łatwiej mu wyrównać straty spowodowane przez zmienność zjawisk pogodowych, bo może uprawiać więcej szczepów winorośli. Dla Węgier jednak charakterystyczne jest rozdrobnienie upraw winorośli – wielu winiarzy ma po hektar, 2 czy 5.
„Bardzo wiele osób produkuje wino w ramach firmy rodzinnej, a właśnie dla nich ekstremalne zjawiska pogodowe są najbardziej niebezpieczne, bo tam winobranie jest tylko raz w roku. Oni też mają mniej możliwości zbytu” – mówi Buzasi.
Według niego w tej sytuacji należy świadomie przystosowywać się do zmieniających się warunków, np. poprzez kształcenie i obserwowanie międzynarodowych trendów.
„Nie można polegać na tym, że +mój ojciec przez 30 lat tak robił+. Poza tym warto +stanąć na kilku nogach+, tzn. nie tylko produkować wino, ale też np. otworzyć lokal, żeby 20 osób mogło usiąść na degustację. Bardzo ważny jest też marketing online. I tworzenie marki. Np. w Egerze czy Szekszardzie wprowadzono butelki typowe dla tego region” – powiedział.
Jak dodał, okres pandemii był bardzo trudny dla drobnych producentów, którzy nie mieli sieci sprzedaży. Problemem było też to, że nie można było organizować degustacji.
„Natomiast wzrosła sprzedaż online. Dobrze wyszli na tym również ci, którzy mieli swoje kanały zbytu, np. w supermarketach. Coraz więcej małych producentów reaguje tak, że tworzy własne webshopy” - powiedział.
Z Budapesztu Małgorzata Wyrzykowska (PAP)
io/