W miniony weekend demonstracje propalestyńskie w Berlinie, Frankfurcie, Fryburgu, Mannheim i Stuttgarcie doprowadziły między innymi do zamieszek i okazywania otwartej nienawiści do Żydów. Antysemickie hasła wywołały oburzenie.
Komisarz ds. antysemityzmu miasta Berlina Samuel Salzborn powiedział w poniedziałek wieczorem w programie telewizji ARD "Tagesthemen", że ma miejsce "niewyobrażalna radykalizacja antysemicka". Prezydent Związku Miast Burkhard Jung również ostro potępił ostatnie incydenty. Powiedział gazecie Funke Mediengruppe: "Ataki na Żydów, na synagogi czy antysemickie hasła na demonstracjach są atakiem na nasze otwarte społeczeństwo".
Widmann-Mauz powiedziała "Stuttgarter Zeitung" i "Stuttgarter Nachrichten", że w szkołach i kursach integracyjnych antysemityzm powinien być omawiany nie tylko w kontekście Holokaustu, ale także w odniesieniu do obecnych konfliktów geopolitycznych na Bliskim Wschodzie. "Musimy również skupić się na zwalczaniu antysemityzmu w społecznościach muzułmańskich w trwającym federalnym programie "Żywa demokracja!", stwierdziła.
Wybuch przemocy w protestach przeciwko eskalacji konfliktu na Bliskim Wschodzie
"Rzadko kiedy antysemityzm w Niemczech objawia się tak wyraźnie, tak agresywnie, tak ekspansywnie, tak przerażająco. Jest to tym bardziej niepokojące, że wybuch przemocy w protestach przeciwko eskalacji konfliktu na Bliskim Wschodzie jest tylko najbardziej widoczną formą narastającego problemu" - pisze w komentarzu dziennik "Tagesspiegel".
Według gazety niemieccy politycy "muszą poważniej traktować niemieckie społeczeństwo - nie tylko dlatego, że wojna między Izraelem a Hamasem mogłaby się przeciągać, a z powodu imigracji z regionów arabskich i północnoafrykańskich w latach 2015/2016 po prostu przybywa ludzi z regionów, w których nastroje antysemickie są bardziej rozpowszechnione".
Ważne jest bowiem, aby "oświetlić różnorodność. Wściekła młodzież palestyńska demonstrowała obok tureckich nacjonalistów. Po części ten antysemityzm jest motywowany politycznie w celu zbierania pieniędzy na terror w organizacjach Hamasu. W niektórych przypadkach protesty z pewnością były również wyrazem poczucia krzywdy osobistej" - zauważa "Tagesspiegel".
W dzienniku "Welt" Ulf Poschardt podkreśla: "Niemcy kochają i pielęgnują swoje złudzenia. Debata na temat antysemityzmu jest zatem zdominowana przez typowy niemiecki ton ustępstw. Czyniąc to, nie możemy uniknąć smutnej rzeczywistości: problem dotyczy również społeczności arabskich i muzułmańskich".
Zdaniem publicysty problem "dotyka tabu: tej wygodnej iluzji, że nienawiść nie istnieje, że biedni imigranci wyznania muzułmańskiego nie są tacy, że nic nie może naprawdę zagrozić naszemu otwartemu, liberalnemu społeczeństwu".
Poschardt: moralizowanie czyni cię ślepym, jeśli od początku dzielisz świat na dobro i zło
"Moralizowanie czyni cię ślepym, jeśli od początku dzielisz świat na dobro i zło, zamiast najpierw pozwolić sobie na zmierzenie się z rzeczywistością w całej jej barwności" - pisze Poschardt. "Jakkolwiek ujmujące było "Refugees welcome" i jak wzruszająca może być akcja ratunkowa na morzu: polityka migracyjna, która zbiera jedynie poklask zadufanych w sobie, aby następnie pozostawić innych samych z konsekwencjami porażki, wydaje się albo ignorancją, albo cynizmem".
Niemcy mają iluzje tego, że "państwo może wszystko zrobić lepiej, że kapitalizm jest zły i istnieje trzecia droga, że podziwia się naszą transformację energetyczną, że naiwność w polityce zagranicznej jest ceniona jako plon z naszych doświadczeń historycznych, że język gender ogranicza przemoc wobec kobiet. Wszystkie te przekonania zaślepiły kraj na rzeczywistość społeczną, która nie ma z nimi nic wspólnego" - uważa dziennikarz.
Z Berlina Berenika Lemańczyk (PAP)
mst/