To pierwsza sprawa przeciwko Rudnickiemu (zgadza się na podawanie nazwiska - PAP), w której zapadł wyrok. B. wiceszef Biura Gospodarki Nieruchomościami jest oskarżony również w dwóch z trzech dużych procesów związanych z aferą reprywatyzacyjną.
Proces ruszył we wrześniu 2019 r. przed Sądem Okręgowym w Warszawie. Rudnicki usłyszał w nim dwa zarzuty - oszustwa na szkodę starszego mężczyzny w sprawie zawarcia umowy przeniesienia własności lokalu oraz podrobienia podpisu na protokole zdawczo-odbiorczym potwierdzającym jego wydanie. Prokuratura zażądała dla Rudnickiego dwóch lat więzienia, obrona wnioskowała o uniewinnienie.
Chodziło o 190-metrowy lokal przy ul. Łuckiej, w którym - jak ustalono w toku śledztwa - mieszkał samotnie uchodzący za zamożnego emerytowany lekarz Andrzej J. W lutym 2012 r. 84-latek zawarł z małżeństwem Rudnickich (znajomymi jego zmarłej żony) umowę przeniesienia własności lokalu. Rudnicki zobowiązał się także zapłacić zaległy czynsz w kwocie 7 tys. zł i wypłacać emerytowi dożywotnio, co miesiąc, cztery tysiące złotych.
Po śmierci Andrzeja J. w grudniu 2013 r. mieszkanie przy Łuckiej zostało sprzedane. Jak podkreślała prokuratura, w związku z nabyciem lokalu oraz praw z nim związanych o wartości ok. 1 mln 700 tys. zł oskarżony poniósł realne koszty w kwocie niespełna 120 tys. zł.
Rudnicki uniewinniony z dwóch zarzutów
We wtorek b. wicedyrektor stołecznego BGN został uniewinniony z obu zarzutów. W ponadgodzinnym uzasadnieniu orzeczenia sędzia Monika Łukaszewicz wskazywała, że prokuratura, oprócz bycia oskarżycielem, powinna dążyć do odkrycia prawdy obiektywnej i ustalenia faktów. Zdaniem sędzi w tym przypadku "na pewnym etapie postępowania przygotowawczego" zasada ta "zniknęła z pola widzenia prokuratury".
"Jeśli oskarżyciel widzi, że nie ma podstaw do aktu oskarżenia, powinien zdobyć się na przyznanie się do błędu" - oceniła sędzia. Jak podkreśliła, pomimo malejącej liczby dowodów wskazujących na winę Rudnickiego, prokuratura wciąż dążyła do udowodnienia, że jest on osobą winną.
Sędzia wskazała, że krótko po śmierci Andrzeja J. do prokuratury trafiło zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa polegającego na oszukaniu mężczyzny. Złożył je pasierb zmarłego, który – jak podkreślano - od 30 lat nie utrzymywał z nim kontaktu i nie był nawet na jego pogrzebie.
"Jeśli ktoś jest w relacji spowinowacenia, a potem uznaje, że zmarły nie zasługuje nawet na jego obecność na pogrzebie, to wydaje się, że nie ma moralnego prawa do tego, by występować o odszkodowanie" – oceniła sędzia Łukaszewicz.
"Prokurator to zawiadomienie zweryfikował negatywnie i stwierdził, że nie doszło do takiego przestępstwa" – wskazała. Jak dodała, od decyzji wpłynęło odwołanie, jednak sąd utrzymał ją w mocy. Później – "po upływie dość znaczącego czasu" - prokuratura podjęła postępowanie, choć nie ujawniono nowych okoliczności sprawy.
Umowa taka jaką zawarł Rudnick z Andrzejem J. była legalna
Sędzia podkreślała, że na okoliczność tego, że Rudnickiemu "nie należało się" mieszkanie będące przedmiotem sporu doszło do przesłuchania "całego szeregu osób". Zaznaczyła jednak, że każda z nich miała "własny prywatny interes" w konkretnym rozstrzygnięciu sądu.
Jak wskazano, zabrakło też dowodów wspierających tezę, jakoby w mieszkaniu Andrzeja J. znajdowały się kosztowności. Sąd zaznaczył jednocześnie, że nawet gdyby faktycznie tak było, również nie doszłoby do żadnego przestępstwa. Jak podkreślono, obaj mężczyźni mieli prawo zawrzeć taką umowę, jaką zawarli, a "państwo nie powinno ingerować w to, w jaki sposób dana osoba dysponuje swoim majątkiem".
"Król okazał się nagi. Nie było żadnych dowodów, które mogłyby potwierdzić, że - zawierając umowę z Andrzejem J. - Jakub Rudnicki dopuścił się oszustwa, że wykorzystał tego człowieka, że wprowadził go w błąd co do wartości jego nieruchomości, że nie wywiązał się z umowy, że zachował się w sposób dla niego niekorzystny" - podsumował sąd.
Prokurator nie stawił się na ogłoszeniu wyroku. Pełnomocnik Rudnickiego mec. Beata Czechowicz po ogłoszeniu orzeczenia podkreśliła, że od początku stała na stanowisku, iż zarzuty stawiane jej klientowi były niezasadne. "W toku procesu, kamień po kamień, ten budynek - jak nazwał to sąd - został rozłożony. Nie miałam wątpliwości co do tego, że mój klient jest niewinny" – powiedziała.
Oceniła również, że proces był "instrumentalnie wykorzystywany" w innych postępowaniach, w których również występuje Rudnicki, w tym do przedłużania mu tymczasowego aresztowania.
Orzeczenie jest nieprawomocne.(PAP)
Autorka: Sonia Otfinowska
io/