Organizatorzy turystyki, lokalne władze i reprezentanci sektora usług skierowanych do turystów w historycznych włoskich miastach znaleźli się w drugim roku pandemii w punkcie wyjścia. Z jednej strony w nadzwyczaj trudnym momencie przygotowali w warunkach reżimu sanitarnego tegoroczny sezon wakacyjny, czekając także na zagranicznych turystów. Z drugiej strony jest to moment na refleksję nad tym, jak powinna wyglądać turystyka po obecnym kryzysie i jak ją przemodelować.
Dominuje przekonanie, że nie ma powrotu do tego, co było przed rokiem 2020. Najlepszym potwierdzeniem tego jest sytuacja, jaka miała miejsce w historycznych miastach we Włoszech, a w nich - w najbardziej obleganych muzeach.
Przez lata dyskutowano, jak rozwiązać problem tłumów we Florencji, jak ograniczyć liczbę zwiedzających Galerię Uffizi, także w trosce o bezcenne dzieła sztuki, jak sprawić, by historyczne miasta - perły architektury i sztuki nie były prawie "podbijane" przez napływające fale turystów.
"Ostatnie sezony turystyczne przed pandemią pokazały nam wszystkim, że dłużej tak się nie da" - przyznała Francesca, przewodniczka z Florencji. Dodała następnie: "Oprowadzałam gości w skrajnie trudnych warunkach, w niebywałym tłoku i na granicy wytrzymałości".
Prywatne zwiedzanie dla najbogatszych
Podkreśliła: "Bardziej majętni i wymagający turyści zagraniczni rezerwowali prywatne zwiedzanie z przewodnikiem. Co z tego jednak, skoro potem, gdy docieraliśmy na Ponte Vecchio, moi klienci oczekujący bardziej komfortowych warunków spaceru, tłoczyli się razem z grupami wycieczkowymi, liczącymi po kilkadziesiąt osób".
"Miłośnikom sztuki z USA czy Wielkiej Brytanii nie mogłam zagwarantować zwiedzania Galerii Uffizi w ciszy, spokoju i komforcie, na jakie zasługuje to miejsce, bo często zdarzało się, że przesuwaliśmy się gęsiego w tłumie i trudno było znaleźć moment, by naprawdę móc kontemplować arcydzieła sztuki" - zaznaczyła rozmówczyni PAP. Jak przyznała, dochodziło do sytuacji, w których jej podopieczni byli rozżaleni tym, że nie mogli, tak jak marzyli, podziwiać "Narodzin Wenus" Botticellego w skupieniu.
Jej zdaniem nie ma powrotu do masowej turystyki w swej skrajnej formie, która stała się powszechnym zjawiskiem we włoskich miastach. "Nie chodzi o to, aby turystyka stała się elitarna, ale o to, by nie zamieniała się dla obu stron w męczarnię" - zauważyła florencka przewodniczka.
W obecnym momencie, w jej ocenie, sytuacja jest bliższa temu, jak powinna wyglądać, jeśli chodzi o liczby i wielkość napływu zwiedzających.
Kolejki do katedry w stolicy Toskanii nie są tak długie jak wcześniej, a wymagania dystansu sprawiły, że zwiedzanie zabytków przebiega niemal w komfortowych warunkach. Korzystają z tego także Włosi, którzy przez lata właśnie z powodu wakacyjnego oblężenia unikali podróży do tzw. miast sztuki.
Federica, przewodniczka i historyk sztuki z Florencji zwróciła uwagę na inne analizowane w skali globalnej zjawisko, będące konsekwencją pandemii: jednocześnie w fazie ostrego kryzysu z powodu koronawirusa zniknęły popyt i podaż. Turyści przestali przyjeżdżać z powodu blokady ruchu, ale jednocześnie organizatorzy turystyki stracili swoich partnerów biznesowych, bo zaczęli bankrutować. Teraz, jak dodała, trzeba odbudować na nowo sieć kontaktów, współpracowników, kierowców.
"Zaczynamy często od zera, potrzebna jest refleksja i mądre decyzje po to, aby nie wrócił turystyczny obłęd, jaki miał miejsce jeszcze niedawno" - podsumowała.
Z Florencji Sylwia Wysocka (PAP)
io/