Premier o sytuacji na granicy: te osoby są na terytorium Białorusi

2021-08-24 19:57 aktualizacja: 2021-08-24, 21:26
Premier Mateusz Morawiecki . Fot. PAP/Artur Reszko
Premier Mateusz Morawiecki . Fot. PAP/Artur Reszko
Nie ma czegoś takiego jak pas ziemi niczyjej; te osoby są na terytorium Białorusi i Białoruś za nie odpowiada - powiedział premier Mateusz Morawiecki o cudzoziemcach znajdujących się na granicy polsko-białoruskiej. Podkreślił, że jeżeli ktoś znajdzie się na terytorium RP, jest poddawany odpowiednim procedurom.

"My to właśnie pokazujemy. Jeżeli ktoś się na terytorium Polski znajdzie, jeżeli ktoś się przedostanie, to te osoby są zabierane do specjalnych ośrodków. Stamtąd, z zamkniętych ośrodków, może się toczyć procedura - albo deportacja, albo ubieganie się o status uchodźcy" - powiedział we wtorek w Polsat News premier Mateusz Morawiecki, pytany, czy Polska nie powinna pokazać, że "jest bardziej cywilizowanym krajem niż Białoruś" i pomóc osobom koczującym na granicy polsko-białoruskiej.

W Usnarzu Górnym, na granicy polsko-białoruskiej, po stronie Białorusi, od kilkunastu dni koczuje grupa cudzoziemców; osoby te nie są wpuszczane do Polski, granicę zabezpiecza Straż Graniczna i żołnierze. Według ostatnich informacji Straży Granicznej grupa koczujących liczy 24 osoby.

Jak zaznaczył premier, "nie ma czegoś takiego jak pas ziemi niczyjej". "Te osoby dzisiaj są na terytorium Białorusi, Białoruś za nie odpowiada" - podkreślił.

"Białoruś jest sygnatariuszem konwencji ds. uchodźców. W związku z tym ci, którzy chcieliby zgłosić tak swój status, muszą to zgłosić zgodnie z prawem międzynarodowym na terytorium Białorusi" - podkreślił Morawiecki. "My możemy pomóc Białorusinom, jeżeli oni mają kłopot w zapewnieniem środków humanitarnych" - oświadczył.

Premier zaznaczył także, że według informacji, które otrzymał od Straży Granicznej, część z osób koczujących na granicy zostało "wymienionych". "Białorusini wypchnęli dodatkową grupę, a zabrali część z tych osób, które są na granicy, a więc być może to już nie są te same osoby" - podkreślił. (PAP)

autor: Mikołaj Małecki

kgr/